Z Wykopu ale jak dla mnie piękne.
Historia, którą opowiem, miała miejsce w czasie największego boomu na Pokemon GO.
Pamiętacie co się wtedy działo? Kompletna dzicz.
Z kumplami zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy zbyt dojrzali na takie gierki i nie będziemy brać w tym udziału.
Nasze liceum było jednym z największych w Polsce. Klasy od A do G pomnożone razy trzy roczniki + gimnazjum w sąsiednim budynku dawało razem kilkaset dzieciaków.
Sam nie wiem dlaczego, chyba z nudów, podczas jednej z przerw rzuciłem ten szalony pomysł.
Szare myszki dostawały pospolite Pokemony, jak Pidgey czy Rattata i nie miały wielkiej wartości.
Silne osobowości i szanujące się dziewczyny parowaliśmy z Pokemonami unikalnymi jak Charizard, czy Gyarados i były bardzo cenne.
Te, co do których nie mieliśmy pewności, dopasowaliśmy na zasadzie prostych skojarzeń typu: ruda - pokemon ognisty, dużo się poci - wodny, a psychicznie chore
zostawały Kadabrą albo innym Psyduckiem.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że z konkursu wyłączamy dziewczyny o imieniu Klaudia, bo wyruchanie ich to żadna sztuka.
W sumie 151 pozycji.
W międzyczasie Wojtek, stworzył coś na kształt Pokedexa. Każdy z nas dostał unikalny profil i mógł na bieżąco w telefonie śledzić wynik rywalizacji.
Igrzyska wystartowały.
Każdy przyjął inną taktykę.
Kuba w tydzień uzbierał sto pięćdziesiąt żetonów za pospolite okazy, za to Roman cierpliwie uwodził córkę katechetki za czterysta.
Ja miałem dobre kontakty z kilkoma dziewczynami więc liczyłem na koleżeński gest z ich strony.
Jeden po drugim wykreślaliśmy z listy kolejne nazwiska, poza Przemkiem, który ze swoją aparycją był skazany na porażkę. Wzięliśmy go tylko dla stówy.
Konkurs powoli zbliżał się do końca, a ja wysunąłem się na prowadzenie dupcąc Laprasa, czyli gwiazdę Instagrama z IIIC.
Wszystko szło po mojej myśli, do czasu gdy kilka tygodni przed zakończeniem roku dopadła mnie angina.
Leżąc w domu bezradnie przyglądałem się jak koledzy jeden po drugim przeskakują mnie w rankingu.
Wiedziałem, że aby wygrać muszę postawić wszystko na jedną kartę.
Po powrocie rzuciłem wszystkie siły na Snorlaxa.
Grubą Beata została wyceniona na 500 żetonów, plus stówa bonusu za poświęcenie.
Dopadłem ją płaczącą w szkolnym bufecie. Znowu jej dokuczali.
Okazało się, że pod moją nieobecność sfrustrowany niepowodzeniami Przemek rozpowiedział wszystkim o konkursie.
Koledzy uspokoili mnie, że gdy pozostali dowiedzieli się o zawodach, w szkole zapanował szał.
Jedni chcieli wziąć udział, inni przyjmowali zakłady na zwycięzcę.
Część dziewczyn była oburzona, że wyceniliśmy je tak nisko, niektóre oferowały pomoc w zwycięstwie za odpowiednią działkę. Za to nasze żetony trafiły do obiegu jako nieformalny środek płatniczy.
Postawiłem na siebie u szkolnego bukmachera i wróciłem do Beatki.
Jeżeli o wszystkim wie, nie ma sensu udawać, że mi się podoba. Postawiłem na szczerość i zaproponowałem jej połowę udziału w zyskach.
Odpowiedziała, że wszystko jej jedno.
Kiedy dzień później dowiedziałem się, że wracając z mojego mieszkania zginęła w wypadku ugięły się pode mną nogi.
Cały ten wyścig, uprzedmiotowienie kobiet, to wszystko nagle wydało mi się skrajnie głupie.
Obwiniałem się o to co się stało. Może gdyby nie nasza debilna zabawa do niczego by nie doszło?
Zastanawiałem się czy powinienem iść na pogrzeb, jednak zgodnie uznaliśmy, że nie może mnie tam zabraknąć.
W końcu od trzech lat uczyłem ją polskiego.
Historia, którą opowiem, miała miejsce w czasie największego boomu na Pokemon GO.
Pamiętacie co się wtedy działo? Kompletna dzicz.
Z kumplami zgodnie stwierdziliśmy, że jesteśmy zbyt dojrzali na takie gierki i nie będziemy brać w tym udziału.
Nasze liceum było jednym z największych w Polsce. Klasy od A do G pomnożone razy trzy roczniki + gimnazjum w sąsiednim budynku dawało razem kilkaset dzieciaków.
Sam nie wiem dlaczego, chyba z nudów, podczas jednej z przerw rzuciłem ten szalony pomysł.
- stwórzmy własną wersję gry.
- skoro jesteśmy za starzy na łapanie Pokemonów, łapmy dziewczyny. Kto zaliczy najwięcej ten wygrywa. Czas do końca roku.
-
nie powinniśmy się skupiać wyłącznie na ilości, czasem żeby zaliczyć wystarczy poczęstować papierosem, a za innymi trzeba biegać miesiącami.
-
słusznie. Pogrupujemy je według trudności, za każdą będzie można otrzymać odpowiednią liczbę punktów. Kto ma kartkę? - spytałem i zabraliśmy się za pisanie regulaminu.
-
startuje pięciu uczestników, każdy wpłaca po 100zł wpisowego.
-
za każdą zaliczoną dziewczynę gracz dostaje określoną liczbę żetonów.
-
każda dziewczyna może zostać wyruchana tylko przez jednego gracza. (to znaczy mogą wszyscy, ale tylko pierwszy dostaje żetony.)
-
po upływie terminu podliczamy żetony i zwycięzca zgarnia pieniądze.
-
wszystkie sporne sytuacje rozstrzygamy wspólnie, kierując się duchem sportowej rywalizacji.
Szare myszki dostawały pospolite Pokemony, jak Pidgey czy Rattata i nie miały wielkiej wartości.
Silne osobowości i szanujące się dziewczyny parowaliśmy z Pokemonami unikalnymi jak Charizard, czy Gyarados i były bardzo cenne.
Te, co do których nie mieliśmy pewności, dopasowaliśmy na zasadzie prostych skojarzeń typu: ruda - pokemon ognisty, dużo się poci - wodny, a psychicznie chore
zostawały Kadabrą albo innym Psyduckiem.
Wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że z konkursu wyłączamy dziewczyny o imieniu Klaudia, bo wyruchanie ich to żadna sztuka.
W sumie 151 pozycji.
W międzyczasie Wojtek, stworzył coś na kształt Pokedexa. Każdy z nas dostał unikalny profil i mógł na bieżąco w telefonie śledzić wynik rywalizacji.
Igrzyska wystartowały.
Każdy przyjął inną taktykę.
Kuba w tydzień uzbierał sto pięćdziesiąt żetonów za pospolite okazy, za to Roman cierpliwie uwodził córkę katechetki za czterysta.
Ja miałem dobre kontakty z kilkoma dziewczynami więc liczyłem na koleżeński gest z ich strony.
Jeden po drugim wykreślaliśmy z listy kolejne nazwiska, poza Przemkiem, który ze swoją aparycją był skazany na porażkę. Wzięliśmy go tylko dla stówy.
Konkurs powoli zbliżał się do końca, a ja wysunąłem się na prowadzenie dupcąc Laprasa, czyli gwiazdę Instagrama z IIIC.
Wszystko szło po mojej myśli, do czasu gdy kilka tygodni przed zakończeniem roku dopadła mnie angina.
Leżąc w domu bezradnie przyglądałem się jak koledzy jeden po drugim przeskakują mnie w rankingu.
Wiedziałem, że aby wygrać muszę postawić wszystko na jedną kartę.
Po powrocie rzuciłem wszystkie siły na Snorlaxa.
Grubą Beata została wyceniona na 500 żetonów, plus stówa bonusu za poświęcenie.
Dopadłem ją płaczącą w szkolnym bufecie. Znowu jej dokuczali.
- co się stało? chodź, postawię Ci herbatę.
- można płacić żetonami. - rzuciła sprzedawczyni.
Okazało się, że pod moją nieobecność sfrustrowany niepowodzeniami Przemek rozpowiedział wszystkim o konkursie.
Koledzy uspokoili mnie, że gdy pozostali dowiedzieli się o zawodach, w szkole zapanował szał.
Jedni chcieli wziąć udział, inni przyjmowali zakłady na zwycięzcę.
Część dziewczyn była oburzona, że wyceniliśmy je tak nisko, niektóre oferowały pomoc w zwycięstwie za odpowiednią działkę. Za to nasze żetony trafiły do obiegu jako nieformalny środek płatniczy.
Postawiłem na siebie u szkolnego bukmachera i wróciłem do Beatki.
Jeżeli o wszystkim wie, nie ma sensu udawać, że mi się podoba. Postawiłem na szczerość i zaproponowałem jej połowę udziału w zyskach.
Odpowiedziała, że wszystko jej jedno.
Kiedy dzień później dowiedziałem się, że wracając z mojego mieszkania zginęła w wypadku ugięły się pode mną nogi.
Cały ten wyścig, uprzedmiotowienie kobiet, to wszystko nagle wydało mi się skrajnie głupie.
Obwiniałem się o to co się stało. Może gdyby nie nasza debilna zabawa do niczego by nie doszło?
Zastanawiałem się czy powinienem iść na pogrzeb, jednak zgodnie uznaliśmy, że nie może mnie tam zabraknąć.
W końcu od trzech lat uczyłem ją polskiego.
@CzechGangbang Piękny koniec
Zaloguj się aby komentować