Komentarze (1)

cododiaska

Marta Wiernikowska "wypłynęła" (pun intended) w moim bąblu informacyjnym na reportażach z serii "Widziałam" po powodzi z 1997 roku. To były bardzo dobre reportaże, takich wtedy nikt nie robił w polskiej telewizji. Stała się bardzo popularna. Miałem jednak wrażenie, że ta popularność zepsuła jej styl, z bezstronnego pokazywania rzeczywistości zwykłych ludzi zrobiło się coś na kształt wypaczonej soczewki, która na wierzch wyciągała frustrację i emocje. Czemu tak? A no bo widz tego chciał, widz tego pragnął. Fokus na magnes wzburzenia zaćmił to, w czym Wiernikowska była wcześniej bardzo dobra: wciągania widza jako bezstronnego obserwatora w sam środek akcji.


Obejrzałem kilka fragmentów tego reportażu (pomimo że kanał Zero mam na blackliście).... i mi wystarczy. Sposób formowania zdań, dykcja, to jak Wiernikowska kładzie akcenty przypomniał mi w 100% dlaczego przestałem oglądać jej reportaże.

Zaloguj się aby komentować