Wagnerowcy pod Bachmutem. Organizacja i taktyka.
hejto.plNiedawno żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy (SZU) odnaleźli przy jednym z poległych wagnerowców cenną zdobycz. Był to tablet dowódcy, którego zawartość pozwoliła Ukraińcom lepiej zapoznać się z organizacją oraz taktyką tej części wojsk inwazyjnych. Dzięki niej można zrozumieć źródła sukcesów, ale również niepowodzeń i ciężkich strat formacji najemniczych pod Bachmutem.
Pole bitwy: Bachmut
Obecnie sytuacja strony ukraińskiej na tym odcinku frontu jest ciężka. Linia frontu już latem znalazła się w pobliżu Bachmutu, Rosjanie próbowali go zdobyć szturmami już wtedy. W okresie jesiennym pole bitwy zaczęło przypominać Flandrię i północno-wschodnią Francję z okresu I wojny światowej. Okopy, wszechobecne błoto, deszcze, zrównane z ziemią zabudowania i sterczące z ziemi pnie zniszczonych przez ostrzały drzew. Wszystkiemu towarzyszą jałowe szturmy Rosjan na pozycje ukraińskie (i sporadyczne akcje zaczepne Ukraińców) oraz ostrzały artyleryjskie i nieprecyzyjne naloty. Za słowami polskiego dziennikarza Marcina Lachowskiego sam Bachmut nie jest jeszcze doszczętnie zrujnowany, ale w pobliskich miejscowościach (np. w Sołedarze) nie ma budynku, który nie ucierpiałby w wyniku walk lub ostrzału artylerii.
Niektóre pozycje ukraińskie są atakowane 7-8 razy na dzień. Żołnierz Batalionu „Swoboda" Gwardii Narodowej Jewhenij Oropaj, w wywiadzie dla Radia NW opisał w jakich warunkach walczą jego towarzysze broni:
"Tutaj rzeczywiście jest gorąco, jest wiele szturmów, dużo artylerii, moździerzy i lotnictwa. Nasz wróg na żadnych innych kierunkach, na innych pozycjach, nie szturmował tak zaciekle jak tutaj. To naprawdę trudne [walka na odcinku bachmuckim]. Chłopcy nie zważając jednak na to jak paskudna jest pogoda, wielu chłopaków choruje, nie są po prostu 300-ni [sowiecki termin, którym określało się rannych, do dziś stosowany w SZ FR i SZU], wielu ma gorączkę, siedzą w chłodnych okopach i czekają na uderzenie przeciwnika. Mogę stwierdzić, że z czymś takim jeszcze się nie zetknęliśmy. Ściągnięto tu dużo wojska. Pozycje są zasypane trupami orków [tj. żołnierzy rosyjskich], którzy szturmują dzień za dniem. Bywają sytuacje, gdy pod pozycjami leży 70 do 100 zwłok orków, kolejni podchodzą [do linii ukraińskich] i próbują okopać się pod tymi trupami."
Istotnym wyzwaniem dla obu walczących stron jest również zaopatrzenie oraz przygotowanie do zimy. Jeśli wierzyć słowom Oropaja, jego formacja jest w 90% wyekwipowana, mają dostęp do ciepłej żywności oraz tzw. burżujek, czyli piecyków. Nie był on jednak w stanie potwierdzić czy inne oddziały ukraińskie również znajdują się w tak komfortowej sytuacji. Podkreślił, że słyszał o brakach w ekwipunku w niektórych oddziałach SZU.
W przypadku strony rosyjskiej pojawia się za to sporo doniesień o fatalnej sytuacji jeżeli chodzi o warunki egzystowania na froncie. Filmiki nagrane przez drony zrzucające granaty na pozycje przeciwnika dowodzą, że część Rosjan umiera z powodu hipotermii. Oznacza to, że liczba chorych jest z pewnością jeszcze większa. Prawdopodobnie najsilniejsze mrozy dopiero przed obiema stronami konfliktu, więc należy oczekiwać dość gwałtownego wzrostu odsetka strat niebojowych u Rosjan. Szczególnie, że nadal kuleje u nich logistyka, a do tego zajmują teren mocno zdewastowany w wyniku poprzednich walk (przy czym w dużej mierze to wina samych najeźdźców, którzy zamiast stosować precyzyjny ogień artyleryjski, przez wiele dni lub nawet tygodni równali z ziemią całe kwadraty miejscowości). Brakuje więc budynków, które mogłyby posłużyć za schronienie przez mrozem i wilgocią.
Wagnerowcy. Organizacja
Jak wspomniałem wyżej, Ukraińcy zdobyli niedawno pod Bachmutem tablet należący do jednego z dowódców wagnerowców, którzy są ich głównym, a przynajmniej najgroźniejszym, przeciwnikiem na tym odcinku frontu. Najemnicy dzielą się na dwie kategorie:
I. Kadry – to najbardziej doświadczona część wagnerowców. Są dowódcami oddziałów, sztabowcami, zwiadowcami, logistykami, operatorami artylerii oraz uzbrojenia specjalistycznego. Często są to najemnicy o dość długim „stażu", niektórzy mogli również brać udział w walkach na innych kontynentach (np. w Afryce czy na Bliskim Wschodzie). Dowództwo Grupy Wagnera stara się ich oszczędzać i nie ryzykować nadmiernie ich utratę. Podczas walk pod Bachmutem są rzadko angażowani w bezpośrednie walki czy wysyłani na szczególnie niebezpieczne pozycje. Są świetnie wyposażeni i zmotywowani.
II. „Mięso armatnie" – w skład tej kategorii wchodzą obecnie głównie osoby, które zostały zwerbowane w koloniach karnych (czyli rosyjskich więzieniach). Choć patron finansowy wagnerowców (zarazem ich nieformalny, ale faktyczny dowódca) Jewhenij Prigożyn swego czasu chciał znaleźć w ten sposób głównie rekruta mającego już doświadczenie służby wojskowej oraz zdolnego do mordowania (stąd na jednym z filmów wprost zachęcał morderców by się zgłaszali), ale wydaje się, że w wyniku strat werbowani są mężczyźni o zróżnicowanym doświadczeniu oraz walorach bojowych. Łącznie szeregi Grupy miały zostać wzmocnione w ten sposób o ok. 23 tysiące skazańców, z których jednak dość duży ułamek już zginął. Wydaje się, że obecnie w tej kategorii znajduje się już niewielu ochotników-awanturników spoza kolonii karnych. „Mięso" przechodzić ma 3-tygodniowy okres szkolenia, po czym jest rzucane na front i traktowane niejednokrotnie jako „materiał jednorazowego użytku". Są przeważnie wyposażeni gorzej od kadr, ale lepiej niż tzw. mobiki, czyli poborowi do SZ FR. Morale jest jednak mocno zróżnicowane. Część byłych „zeków" nie ma wielkiej woli do walki, niektórzy (gdy istnieje taka możliwość) poddają się Ukraińcom i składają obszerne relacje przesłuchującym ich przeciwnikom. Wśród „mięsa" dochodzi również do przypadków odmowy wykonania rozkazu, które mają jakoby kończyć się zgładzeniem bojowników, którzy okazali niesubordynację.
Na podstawie zawartości zdobycznego tabletu ustalono, że gdy najemnicy przystępują do wykonania zadania to formują oddziały o różnej liczebności: od 8 do 12 lub od 30 do 50 bojowników. Liczebność jest zależna od celu postawionego przed taką grupą, jej uzbrojenia oraz tego czy składa się z kadr czy „mięsa armatniego". Oddziały liczące 30-50 „muzykantów" są rzecz jasna złożone z najemników tej drugiej kategorii. Grupy mniejsze czasem złożone są z cennych specjalistów, którzy mają obsługiwać np. broń wsparcia.
Na uzbrojeniu „muzykantów" znajduje się broń pancerna, artyleria, moździerze, granatniki automatyczne kal. 30 mm, a nawet samoloty szturmowe Su-25. Wyposażeni są również w drony rozpoznawcze (wojskowe jak i komercyjne, np. Mavic) i kamikadze (Lancet). Uzbrojenie piechoty znacząco nie różnic się od wyposażenia regularnych jednostek armii rosyjskiej. Od SZ FR wagnerowców odróżnia jednak wykorzystywanie jako zasobów łączności radiostacji produkcji amerykańskiej oraz przemienników firmy Motorola. Poza tym „muzykanci" wykorzystują również krótkofalówki Baofeng. Prawdopodobnie jednostki najemników są lepiej wyposażone w noktowizory oraz termowizory, choć pod znakiem zapytania stoi generacja oraz jakość tych urządzeń.
Wagnerowcy. Taktyka
Z uwagi na krótki okres szkolenia „mięsa armatniego" oraz dość mały odsetek doświadczonej kadry dowództwo Grupy Wagnera opracowuje bardzo szczegółowo plany swych działań zaczepnych. Dane znajdujące się w zdobycznym tablecie wskazują na to, że nie daje ono dowódcom polowym oraz ich podwładnym swobody działania. Z góry ustalone są pozycje wyjściowe pojedynczych „muzykantów", a nawet trasa ich ataku.
Dlaczego? Zapewne wynika to właśnie z krótkiego przeszkolenia zwerbowanych kryminalistów. Nie wymaga się od nich dużej samodzielności i inicjatywy (poza zabijaniem wroga rzecz jasna). Dowódcy oddziałów szturmowych obserwują ruch swoich podwładnych z dronów komercyjnych, czasem wydając rozkazy „oficerom" będącym na polu walki. Treść rozkazów jest przy tym bardzo lakoniczna.
Jeżeli chodzi o wspomnianą wyżej organizację oddziałów to te liczące 30-50 najemników są przeznaczone głównie do rozpoznania bojem, szturmów oraz kontrataków. Oddziały o mniejszej liczebności również mogą pełnić rolę jednostek szturmowych, ale wydaje się, że częściej są przeznaczane do działań pomocniczych względem formacji o większej liczbie „bagnetów". Jeżeli oddziały liczące 8-12 bojowników są złożone ze specjalistów, to prędzej ich zadaniem będzie np. obsługa broni wsparcia (m.in. moździerze i granatniki automatyczne).
Dowództwo nie liczy się zbytnio ze stratami, zwłaszcza wśród tzw. „mięsa armatniego". Wycofać się samodzielnie mogą jedynie ranni lub bojownicy, którzy otrzymali taki rozkaz od dowódcy. Nawet w przypadku fatalnego obrotu spraw na polu walki, odwrót bez zgody „z góry" jest uznawany za zdradę, a wycofujący się wagnerowcy są rozstrzeliwani (choć nie tak spektakularnie jak widzieliśmy to w przypadku Armii Czerwonej w filmie „Wróg u bram" – swoją drogą, wspomniana scena nie miała wiele wspólnego z rzeczywistością). Odwrót całego oddziału w przypadku fiaska ataku niejednokrotnie w ogóle nie jest brany pod uwagę. Dlatego najemnicy ponoszą bardzo duże straty nieodwracalne w walkach w rejonie Bachmutu.
Broń pancerna jest przez wagnerowców oszczędzana, przeważnie nie uczestniczy w szturmach, ale ostrzeliwuje pozycje ukraińskie z daleka. Następnie czołg lub innych pojazd pancerny wycofuje się by samemu nie zostać porażonym, np. przeciwpancernym pociskiem kierowanym. Bezpośrednie wsparcie grupom szturmowym zapewniają ponadto granatniki automatyczne oraz moździerze 82 mm i 120 mm.
Niektóre ataki wagnerowców kończą się sukcesem. Główne powody zdaniem Jurija Butusowa, ukraińskiego dziennikarza, korespondenta wojennego i redaktora portalu censor.net, są następujące:
a) wykorzystanie nierównego terenu oraz warunków pogodowych by podejść jak najbliżej pozycji ukraińskich;
b) aktywne wykorzystywanie dronów rozpoznawczych do obserwowanie działań podwładnych jak i stanowisk przeciwnika;
c) nie liczenie się ze stratami (przedpole oraz stanowiska Ukraińców są „zasypywane" najemnikami);
d) straty ponosi głównie „mięso armatnie", a doświadczone kadry w znacznie mniejszym stopniu, co nie wpływa znacząco na wartość bojową jednostek;
e) ostrzał pozycji ukraińskich jest bardziej intensywny po nieudanym ataku niż przed nim (Rosjanie mogą wtedy ustalić dokładnie, gdzie obecnie znajdują się stanowiska przeciwnika);
f) skuteczne okazują się takie ostrzały nawet z wykorzystaniem granatników automatycznych i moździerzy 82 mm;
g) kolejne ataki z tego samego dnia są przeprowadzane następnie na te pozycje Ukraińców, które zostaną uznane za najsłabsze;
h) obliczanie sił na zamiary, dowództwo Grupy Wagnera nie stawia swoim podwładnym zbyt ambitnych zadań.
Propozycje reakcji
Ten sam Jurij Butusow ma również propozycje reakcji na taktykę przeciwnika. Jego zdaniem na każdym odcinku stale w powietrzu powinny być drony. Szczególną uwagę podczas obserwacji powinno się poświęcić miejscom najbardziej sprzyjającym do ataku ze strony najemników. SZU i inne formacje walczące pod Bachmutem powinny usprawnić również łączność. Butusow uważa, że podczas boju jego rodacy muszą przyjąć bardziej elastyczną obronę, przygotować grupy do przeprowadzania kontrataków, maskować swoje stanowiska oraz tworzyć rezerwowe punkty oporu na wypadek przerwania linii obrony przez wroga lub w sytuacji, gdy trzeba się będzie wycofać celem zminimalizowania strat.
https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/wagnerowcy-pod-bachmutem-organizacja-i-taktyka-analiza
Pole bitwy: Bachmut
Obecnie sytuacja strony ukraińskiej na tym odcinku frontu jest ciężka. Linia frontu już latem znalazła się w pobliżu Bachmutu, Rosjanie próbowali go zdobyć szturmami już wtedy. W okresie jesiennym pole bitwy zaczęło przypominać Flandrię i północno-wschodnią Francję z okresu I wojny światowej. Okopy, wszechobecne błoto, deszcze, zrównane z ziemią zabudowania i sterczące z ziemi pnie zniszczonych przez ostrzały drzew. Wszystkiemu towarzyszą jałowe szturmy Rosjan na pozycje ukraińskie (i sporadyczne akcje zaczepne Ukraińców) oraz ostrzały artyleryjskie i nieprecyzyjne naloty. Za słowami polskiego dziennikarza Marcina Lachowskiego sam Bachmut nie jest jeszcze doszczętnie zrujnowany, ale w pobliskich miejscowościach (np. w Sołedarze) nie ma budynku, który nie ucierpiałby w wyniku walk lub ostrzału artylerii.Niektóre pozycje ukraińskie są atakowane 7-8 razy na dzień. Żołnierz Batalionu „Swoboda" Gwardii Narodowej Jewhenij Oropaj, w wywiadzie dla Radia NW opisał w jakich warunkach walczą jego towarzysze broni:
"Tutaj rzeczywiście jest gorąco, jest wiele szturmów, dużo artylerii, moździerzy i lotnictwa. Nasz wróg na żadnych innych kierunkach, na innych pozycjach, nie szturmował tak zaciekle jak tutaj. To naprawdę trudne [walka na odcinku bachmuckim]. Chłopcy nie zważając jednak na to jak paskudna jest pogoda, wielu chłopaków choruje, nie są po prostu 300-ni [sowiecki termin, którym określało się rannych, do dziś stosowany w SZ FR i SZU], wielu ma gorączkę, siedzą w chłodnych okopach i czekają na uderzenie przeciwnika. Mogę stwierdzić, że z czymś takim jeszcze się nie zetknęliśmy. Ściągnięto tu dużo wojska. Pozycje są zasypane trupami orków [tj. żołnierzy rosyjskich], którzy szturmują dzień za dniem. Bywają sytuacje, gdy pod pozycjami leży 70 do 100 zwłok orków, kolejni podchodzą [do linii ukraińskich] i próbują okopać się pod tymi trupami."
Istotnym wyzwaniem dla obu walczących stron jest również zaopatrzenie oraz przygotowanie do zimy. Jeśli wierzyć słowom Oropaja, jego formacja jest w 90% wyekwipowana, mają dostęp do ciepłej żywności oraz tzw. burżujek, czyli piecyków. Nie był on jednak w stanie potwierdzić czy inne oddziały ukraińskie również znajdują się w tak komfortowej sytuacji. Podkreślił, że słyszał o brakach w ekwipunku w niektórych oddziałach SZU.
W przypadku strony rosyjskiej pojawia się za to sporo doniesień o fatalnej sytuacji jeżeli chodzi o warunki egzystowania na froncie. Filmiki nagrane przez drony zrzucające granaty na pozycje przeciwnika dowodzą, że część Rosjan umiera z powodu hipotermii. Oznacza to, że liczba chorych jest z pewnością jeszcze większa. Prawdopodobnie najsilniejsze mrozy dopiero przed obiema stronami konfliktu, więc należy oczekiwać dość gwałtownego wzrostu odsetka strat niebojowych u Rosjan. Szczególnie, że nadal kuleje u nich logistyka, a do tego zajmują teren mocno zdewastowany w wyniku poprzednich walk (przy czym w dużej mierze to wina samych najeźdźców, którzy zamiast stosować precyzyjny ogień artyleryjski, przez wiele dni lub nawet tygodni równali z ziemią całe kwadraty miejscowości). Brakuje więc budynków, które mogłyby posłużyć za schronienie przez mrozem i wilgocią.
Wagnerowcy. Organizacja
Jak wspomniałem wyżej, Ukraińcy zdobyli niedawno pod Bachmutem tablet należący do jednego z dowódców wagnerowców, którzy są ich głównym, a przynajmniej najgroźniejszym, przeciwnikiem na tym odcinku frontu. Najemnicy dzielą się na dwie kategorie:I. Kadry – to najbardziej doświadczona część wagnerowców. Są dowódcami oddziałów, sztabowcami, zwiadowcami, logistykami, operatorami artylerii oraz uzbrojenia specjalistycznego. Często są to najemnicy o dość długim „stażu", niektórzy mogli również brać udział w walkach na innych kontynentach (np. w Afryce czy na Bliskim Wschodzie). Dowództwo Grupy Wagnera stara się ich oszczędzać i nie ryzykować nadmiernie ich utratę. Podczas walk pod Bachmutem są rzadko angażowani w bezpośrednie walki czy wysyłani na szczególnie niebezpieczne pozycje. Są świetnie wyposażeni i zmotywowani.
II. „Mięso armatnie" – w skład tej kategorii wchodzą obecnie głównie osoby, które zostały zwerbowane w koloniach karnych (czyli rosyjskich więzieniach). Choć patron finansowy wagnerowców (zarazem ich nieformalny, ale faktyczny dowódca) Jewhenij Prigożyn swego czasu chciał znaleźć w ten sposób głównie rekruta mającego już doświadczenie służby wojskowej oraz zdolnego do mordowania (stąd na jednym z filmów wprost zachęcał morderców by się zgłaszali), ale wydaje się, że w wyniku strat werbowani są mężczyźni o zróżnicowanym doświadczeniu oraz walorach bojowych. Łącznie szeregi Grupy miały zostać wzmocnione w ten sposób o ok. 23 tysiące skazańców, z których jednak dość duży ułamek już zginął. Wydaje się, że obecnie w tej kategorii znajduje się już niewielu ochotników-awanturników spoza kolonii karnych. „Mięso" przechodzić ma 3-tygodniowy okres szkolenia, po czym jest rzucane na front i traktowane niejednokrotnie jako „materiał jednorazowego użytku". Są przeważnie wyposażeni gorzej od kadr, ale lepiej niż tzw. mobiki, czyli poborowi do SZ FR. Morale jest jednak mocno zróżnicowane. Część byłych „zeków" nie ma wielkiej woli do walki, niektórzy (gdy istnieje taka możliwość) poddają się Ukraińcom i składają obszerne relacje przesłuchującym ich przeciwnikom. Wśród „mięsa" dochodzi również do przypadków odmowy wykonania rozkazu, które mają jakoby kończyć się zgładzeniem bojowników, którzy okazali niesubordynację.
Na podstawie zawartości zdobycznego tabletu ustalono, że gdy najemnicy przystępują do wykonania zadania to formują oddziały o różnej liczebności: od 8 do 12 lub od 30 do 50 bojowników. Liczebność jest zależna od celu postawionego przed taką grupą, jej uzbrojenia oraz tego czy składa się z kadr czy „mięsa armatniego". Oddziały liczące 30-50 „muzykantów" są rzecz jasna złożone z najemników tej drugiej kategorii. Grupy mniejsze czasem złożone są z cennych specjalistów, którzy mają obsługiwać np. broń wsparcia.
Na uzbrojeniu „muzykantów" znajduje się broń pancerna, artyleria, moździerze, granatniki automatyczne kal. 30 mm, a nawet samoloty szturmowe Su-25. Wyposażeni są również w drony rozpoznawcze (wojskowe jak i komercyjne, np. Mavic) i kamikadze (Lancet). Uzbrojenie piechoty znacząco nie różnic się od wyposażenia regularnych jednostek armii rosyjskiej. Od SZ FR wagnerowców odróżnia jednak wykorzystywanie jako zasobów łączności radiostacji produkcji amerykańskiej oraz przemienników firmy Motorola. Poza tym „muzykanci" wykorzystują również krótkofalówki Baofeng. Prawdopodobnie jednostki najemników są lepiej wyposażone w noktowizory oraz termowizory, choć pod znakiem zapytania stoi generacja oraz jakość tych urządzeń.
Wagnerowcy. Taktyka
Z uwagi na krótki okres szkolenia „mięsa armatniego" oraz dość mały odsetek doświadczonej kadry dowództwo Grupy Wagnera opracowuje bardzo szczegółowo plany swych działań zaczepnych. Dane znajdujące się w zdobycznym tablecie wskazują na to, że nie daje ono dowódcom polowym oraz ich podwładnym swobody działania. Z góry ustalone są pozycje wyjściowe pojedynczych „muzykantów", a nawet trasa ich ataku.Dlaczego? Zapewne wynika to właśnie z krótkiego przeszkolenia zwerbowanych kryminalistów. Nie wymaga się od nich dużej samodzielności i inicjatywy (poza zabijaniem wroga rzecz jasna). Dowódcy oddziałów szturmowych obserwują ruch swoich podwładnych z dronów komercyjnych, czasem wydając rozkazy „oficerom" będącym na polu walki. Treść rozkazów jest przy tym bardzo lakoniczna.
Jeżeli chodzi o wspomnianą wyżej organizację oddziałów to te liczące 30-50 najemników są przeznaczone głównie do rozpoznania bojem, szturmów oraz kontrataków. Oddziały o mniejszej liczebności również mogą pełnić rolę jednostek szturmowych, ale wydaje się, że częściej są przeznaczane do działań pomocniczych względem formacji o większej liczbie „bagnetów". Jeżeli oddziały liczące 8-12 bojowników są złożone ze specjalistów, to prędzej ich zadaniem będzie np. obsługa broni wsparcia (m.in. moździerze i granatniki automatyczne).
Dowództwo nie liczy się zbytnio ze stratami, zwłaszcza wśród tzw. „mięsa armatniego". Wycofać się samodzielnie mogą jedynie ranni lub bojownicy, którzy otrzymali taki rozkaz od dowódcy. Nawet w przypadku fatalnego obrotu spraw na polu walki, odwrót bez zgody „z góry" jest uznawany za zdradę, a wycofujący się wagnerowcy są rozstrzeliwani (choć nie tak spektakularnie jak widzieliśmy to w przypadku Armii Czerwonej w filmie „Wróg u bram" – swoją drogą, wspomniana scena nie miała wiele wspólnego z rzeczywistością). Odwrót całego oddziału w przypadku fiaska ataku niejednokrotnie w ogóle nie jest brany pod uwagę. Dlatego najemnicy ponoszą bardzo duże straty nieodwracalne w walkach w rejonie Bachmutu.
Broń pancerna jest przez wagnerowców oszczędzana, przeważnie nie uczestniczy w szturmach, ale ostrzeliwuje pozycje ukraińskie z daleka. Następnie czołg lub innych pojazd pancerny wycofuje się by samemu nie zostać porażonym, np. przeciwpancernym pociskiem kierowanym. Bezpośrednie wsparcie grupom szturmowym zapewniają ponadto granatniki automatyczne oraz moździerze 82 mm i 120 mm.
Niektóre ataki wagnerowców kończą się sukcesem. Główne powody zdaniem Jurija Butusowa, ukraińskiego dziennikarza, korespondenta wojennego i redaktora portalu censor.net, są następujące:
a) wykorzystanie nierównego terenu oraz warunków pogodowych by podejść jak najbliżej pozycji ukraińskich;
b) aktywne wykorzystywanie dronów rozpoznawczych do obserwowanie działań podwładnych jak i stanowisk przeciwnika;
c) nie liczenie się ze stratami (przedpole oraz stanowiska Ukraińców są „zasypywane" najemnikami);
d) straty ponosi głównie „mięso armatnie", a doświadczone kadry w znacznie mniejszym stopniu, co nie wpływa znacząco na wartość bojową jednostek;
e) ostrzał pozycji ukraińskich jest bardziej intensywny po nieudanym ataku niż przed nim (Rosjanie mogą wtedy ustalić dokładnie, gdzie obecnie znajdują się stanowiska przeciwnika);
f) skuteczne okazują się takie ostrzały nawet z wykorzystaniem granatników automatycznych i moździerzy 82 mm;
g) kolejne ataki z tego samego dnia są przeprowadzane następnie na te pozycje Ukraińców, które zostaną uznane za najsłabsze;
h) obliczanie sił na zamiary, dowództwo Grupy Wagnera nie stawia swoim podwładnym zbyt ambitnych zadań.
Propozycje reakcji
Ten sam Jurij Butusow ma również propozycje reakcji na taktykę przeciwnika. Jego zdaniem na każdym odcinku stale w powietrzu powinny być drony. Szczególną uwagę podczas obserwacji powinno się poświęcić miejscom najbardziej sprzyjającym do ataku ze strony najemników. SZU i inne formacje walczące pod Bachmutem powinny usprawnić również łączność. Butusow uważa, że podczas boju jego rodacy muszą przyjąć bardziej elastyczną obronę, przygotować grupy do przeprowadzania kontrataków, maskować swoje stanowiska oraz tworzyć rezerwowe punkty oporu na wypadek przerwania linii obrony przez wroga lub w sytuacji, gdy trzeba się będzie wycofać celem zminimalizowania strat.https://defence24.pl/wojna-na-ukrainie-raport-specjalny-defence24/wagnerowcy-pod-bachmutem-organizacja-i-taktyka-analiza