#tworczoscwlasna #poezja #wiersze
być może to przebłysk,
zrodzona w barwach zieleni słoneczna nadzieja
na szczęśliwe zakończenie tej nitki,
wiara, że dziarsko uda się pokonać
własny nie lada przyczepny cień,
który nie odstępuje na krok
zakłamując, prowadzi jak po sznurku,
gdy w rzeczywistości
każdy najmniejszy wychył w lewo, czy w prawo,
to niezdecydowanie, wewnętrzna nierównowaga,
którą można tylko przypłacić,
kończąc mignięciem wprost nie do wyłapania,
jak jedno z świetlnych rozszczepień
z miriady księżycowych odbić
pośród mieniących się oczek stawu
porośniętego rzęsą
malujesz rozkołysane i cała jestem
w tej lunatyczno-księżycowej opowieści
o balansowaniu na bieliźnianym sznurku
prę dziarsko przed siebie jak świetlne dziecię
z nieco zadartym pinokiowym noskiem,
podskórnie czując trwogę,
gdy przez roślinną tkankę tętniące prześwituje serce,
w tej chwili niemalże połknięte,
kiedy trzeba bezgranicznie ufać własnym krokom,
próbując stawiać odważnie stopę za stopą
a przecież tak niełatwo szukać
kolejnych zaczepień i właściwych podparć,
gdy jakiś szept ustawicznie podpowiada,
że myśl o lataniu najczęściej rozbija się
w samych głowach
malujesz nieuchwytne,
a ja wędruję po rozszczepionym sznurku,
wysoko, nad kluczem ptaków, gdzieś
gdzie być może już tylko dmuchawce, latawce, wiatr
czy umiesz wyłapać mnie w porę,
szczęśliwą podając rękę?
.
Autor obrazu: Sisey - "kiedyś ta droga skończyć się musi".
być może to przebłysk,
zrodzona w barwach zieleni słoneczna nadzieja
na szczęśliwe zakończenie tej nitki,
wiara, że dziarsko uda się pokonać
własny nie lada przyczepny cień,
który nie odstępuje na krok
zakłamując, prowadzi jak po sznurku,
gdy w rzeczywistości
każdy najmniejszy wychył w lewo, czy w prawo,
to niezdecydowanie, wewnętrzna nierównowaga,
którą można tylko przypłacić,
kończąc mignięciem wprost nie do wyłapania,
jak jedno z świetlnych rozszczepień
z miriady księżycowych odbić
pośród mieniących się oczek stawu
porośniętego rzęsą
malujesz rozkołysane i cała jestem
w tej lunatyczno-księżycowej opowieści
o balansowaniu na bieliźnianym sznurku
prę dziarsko przed siebie jak świetlne dziecię
z nieco zadartym pinokiowym noskiem,
podskórnie czując trwogę,
gdy przez roślinną tkankę tętniące prześwituje serce,
w tej chwili niemalże połknięte,
kiedy trzeba bezgranicznie ufać własnym krokom,
próbując stawiać odważnie stopę za stopą
a przecież tak niełatwo szukać
kolejnych zaczepień i właściwych podparć,
gdy jakiś szept ustawicznie podpowiada,
że myśl o lataniu najczęściej rozbija się
w samych głowach
malujesz nieuchwytne,
a ja wędruję po rozszczepionym sznurku,
wysoko, nad kluczem ptaków, gdzieś
gdzie być może już tylko dmuchawce, latawce, wiatr
czy umiesz wyłapać mnie w porę,
szczęśliwą podając rękę?
.
Autor obrazu: Sisey - "kiedyś ta droga skończyć się musi".
Zaloguj się aby komentować