To właśnie na Starfielda w tym roku czekałem najbardziej - niesamowicie pasuje mi bowiem model rozgrywki proponowany przez Bethesdę, ponadto Morrowind to moja gra życia. Zaś co do nowego Baldur's Gate'a miałem obawy, czy Larian podoła i stworzy pozycję godną kultowych poprzedniczek. Tymczasem o ile początek nowej gry Bethesdy mnie nie zraził, to im dłużej w nią grałem, tak czułem uczucie rozczarowania. Zwłaszcza loadingi, które w Skyrimie mi nie przeszkadzały, tu w pewnym zaczęły mnie mocno irytować. To dalej dobra gra, do której pewnie za jakiś czas powrócę, ale jako maniak Elder Scrollsów oczekiwałem po prostu czegoś więcej.
No i drugim problemem jest to, że Larian dowiózł i dostarczył najlepszą grę ostatnich lat, grę, która odpowiada za to, że śpię średnio po 4-5 godzin dziennie. Grę, która zostaje w pamięci, ze świetnie napisanymi postaciami (przykładowo romans z Posępne Serce postacią z Mroczną Żądzą mnie rozwalił na łopatki), ciekawym, pełnym sekretów światem gry i świetnie skonstruowanym systemem walki. Bolą mnie co prawda "sklecone" na szybko zakończenia, które pozostawiają uczucie mocnego niedosytu, nie pogniewałbym się też na nieco większą liczbę interakcji z towarzyszami drużyny i moją wybranką/wybrankiem. Niemniej dla mnie to i tak tytuł pokroju Red Dead Redemption 2 czy Kingdom Come Deliverance, które odpalam niekiedy tylko po to, by chłonąć przedstawiony świat. Tytuł, o którym myślę w każdej wolnej chwili.
#gry #starfield #baldursgate3