Siema,
Za oknem jesień, także dzisiaj o krótkiej jesiennej wyprawie w nowym #piechurwedruje
---------
Szczyt: Potrójna (Beskid Mały)
Data: 16 października 2021 (sobota)
Staty: 15.5km, 4h, 630m przewyższeń
Podczas corocznego wyjazdu resetującego w gronie bliskich znajomych zapadła decyzja o konieczności zrobienia czegoś innego niż konsumpcja alkoholu i pochłanianie kilogramów różnego rodzaju mięsiw z grilla. W ramach detoksu postanowiliśmy wybrać się więc w okalające naszą siedzibę góry.
Chłodnego, jesiennego poranka pozbieraliśmy porozrzucane po podłodze myśli i ruszyliśmy na leżący w niewielkiej odległości czarny szlak. Orszak bladych, wymęczonych i pomiętych mieszczuchów ruszył chwiejnie wąska drogą, będąc smutnym obiektem szczeknięć okolicznych Burków.
Dość szybko asfalt zmienił się w błoto usłane opadniętymi z drzew liśćmi. Wkroczyliśmy w las, gdzie rześkie powietrze powoli zaczęło przywracać nam zarówno kolory jak i kształty czegoś, co z dużej odległości mogłoby łudząco przypominać ludzi. Trasa była raczej niewymagająca, także człapiąc niespiesznie bez większych problemów zdobywaliśmy wysokość.
Tak dotarliśmy do przełęczy Kocierskiej, z której odbiliśmy na czerwony szlak w stronę Potrójnej. Tu zaczęliśmy dostrzegać już piękno otaczającego nas świata - wściekłe żółcie i pomarańcze atakowały nas z każdej strony. Teren przez długi czas był płaski i szło się przyjemnie. Odzyskiwaliśmy nie tylko siły, ale co gorsza wiarę w to, że odzyskaliśmy je zupełnie. Ta ułuda miała później zebrać swoje żniwo.
Wychodząc z lasu dotarliśmy w końcu do szczytu, na który tak na prawdę składają się trzy mniejsze wierzchołki - stąd też nazwa Potrójna. Na oddalonym niedaleko wzniesieniu dostępny był punkt widokowy, także skierowaliśmy się w jego kierunku. Niektórzy z nas poczuli się na tyle pewnie, że postanowili się do niego ścigać. Nieszczęśnicy zostali za to ukarani przez los i niedługo później błąkali się po krzakach niczym duchy, bladzi, o podkrążonych oczach i szamoczących się żołądkach.
Widoków było tyle co na lekarstwo. Niebo pokryte chmurami hamowało dostęp promieni słonecznych, także ogólne wrażenia były raczej ponure. Nieusatysfakcjonowani, ruszyliśmy w stronę widocznej ze szlaku chatki prowadzonej przez bardzo miłe małżeństwo, w której zregenerowaliśmy się kilkoma łykami gorącej herbaty. O dziwo, była też dostępna pieczątka.
Nie zabawiliśmy tam długo, ponieważ nasze brzuchy w sposób zdecydowany zaczęły domagać się napełnienia. Nie tracąc czasu skierowaliśmy się w stronę przełęczy, a stamtąd udaliśmy się do imponującego i okazałego zajazdu, w którym liczyliśmy zdobyć jakąś (jakąkolwiek) strawę. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że jest on zamknięty dla zewnętrznych gości ze względu na odbywające się wewnątrz wesele.
Zrezygnowani i głodni wyruszyliśmy w drogę powrotną do naszej rezydencji, wracając dokładnie tą samą trasą, którą wcześniej z takim poświęceniem i mozołem pięliśmy się w górę. Droga ta pochłonęła swoje ofiary, ciężkie to były chwile, ale mimo wszystko uważam, że warto było się wybrać.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #wedrujzhejto #podroze #fotografia
Za oknem jesień, także dzisiaj o krótkiej jesiennej wyprawie w nowym #piechurwedruje
---------
Szczyt: Potrójna (Beskid Mały)
Data: 16 października 2021 (sobota)
Staty: 15.5km, 4h, 630m przewyższeń
Podczas corocznego wyjazdu resetującego w gronie bliskich znajomych zapadła decyzja o konieczności zrobienia czegoś innego niż konsumpcja alkoholu i pochłanianie kilogramów różnego rodzaju mięsiw z grilla. W ramach detoksu postanowiliśmy wybrać się więc w okalające naszą siedzibę góry.
Chłodnego, jesiennego poranka pozbieraliśmy porozrzucane po podłodze myśli i ruszyliśmy na leżący w niewielkiej odległości czarny szlak. Orszak bladych, wymęczonych i pomiętych mieszczuchów ruszył chwiejnie wąska drogą, będąc smutnym obiektem szczeknięć okolicznych Burków.
Dość szybko asfalt zmienił się w błoto usłane opadniętymi z drzew liśćmi. Wkroczyliśmy w las, gdzie rześkie powietrze powoli zaczęło przywracać nam zarówno kolory jak i kształty czegoś, co z dużej odległości mogłoby łudząco przypominać ludzi. Trasa była raczej niewymagająca, także człapiąc niespiesznie bez większych problemów zdobywaliśmy wysokość.
Tak dotarliśmy do przełęczy Kocierskiej, z której odbiliśmy na czerwony szlak w stronę Potrójnej. Tu zaczęliśmy dostrzegać już piękno otaczającego nas świata - wściekłe żółcie i pomarańcze atakowały nas z każdej strony. Teren przez długi czas był płaski i szło się przyjemnie. Odzyskiwaliśmy nie tylko siły, ale co gorsza wiarę w to, że odzyskaliśmy je zupełnie. Ta ułuda miała później zebrać swoje żniwo.
Wychodząc z lasu dotarliśmy w końcu do szczytu, na który tak na prawdę składają się trzy mniejsze wierzchołki - stąd też nazwa Potrójna. Na oddalonym niedaleko wzniesieniu dostępny był punkt widokowy, także skierowaliśmy się w jego kierunku. Niektórzy z nas poczuli się na tyle pewnie, że postanowili się do niego ścigać. Nieszczęśnicy zostali za to ukarani przez los i niedługo później błąkali się po krzakach niczym duchy, bladzi, o podkrążonych oczach i szamoczących się żołądkach.
Widoków było tyle co na lekarstwo. Niebo pokryte chmurami hamowało dostęp promieni słonecznych, także ogólne wrażenia były raczej ponure. Nieusatysfakcjonowani, ruszyliśmy w stronę widocznej ze szlaku chatki prowadzonej przez bardzo miłe małżeństwo, w której zregenerowaliśmy się kilkoma łykami gorącej herbaty. O dziwo, była też dostępna pieczątka.
Nie zabawiliśmy tam długo, ponieważ nasze brzuchy w sposób zdecydowany zaczęły domagać się napełnienia. Nie tracąc czasu skierowaliśmy się w stronę przełęczy, a stamtąd udaliśmy się do imponującego i okazałego zajazdu, w którym liczyliśmy zdobyć jakąś (jakąkolwiek) strawę. Jakie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że jest on zamknięty dla zewnętrznych gości ze względu na odbywające się wewnątrz wesele.
Zrezygnowani i głodni wyruszyliśmy w drogę powrotną do naszej rezydencji, wracając dokładnie tą samą trasą, którą wcześniej z takim poświęceniem i mozołem pięliśmy się w górę. Droga ta pochłonęła swoje ofiary, ciężkie to były chwile, ale mimo wszystko uważam, że warto było się wybrać.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #wedrujzhejto #podroze #fotografia
Zaloguj się aby komentować