Roots of Pacha to jedna z najdziwniejszych gier w jakie grałem. Czasy prehistoryczne, ludzkie plemię wymyśla socjalizm. Starszyźnie ten pomysł wydaje się być genialny i zastanawiają się jakim sposobem nikt na to jeszcze nie wpadł. W teorii pojawia się rozwiązanie na wszelkie niedogodności jakie klan miał do tej pory. Zamiast uczyć się wszystkiego by zapewniać byt sobie i swojej rodzinie każdy dostaje gwarantowany dochód, wikt i opierunek ale za to specjalizuje się w jednej dziedzinie, zapewniając klanowi swoje usługi.
Tutaj pojawiasz się ty. Zaadoptowane przez Paszan dziecko, które niedługo osiągnie wiek dojrzałości i przejdzie rytuał wyboru swojej roli. Wychował cię dziadzia homoseksualista, wspaniały i ciepły (hehe) człowiek, który po mistrzowsku opanował sztukę uprawiania roślin. Chcesz podążyć w jego ślady, dlatego uczysz się od niego podstaw farmerstwa. On już przeszedł na emeryturę więc planujesz przejąć jego rolę w klanie i dostarczać mu żywności.
Szybko odkrywasz jak niedoskonały jest system. Prosta matematyka: jest 28 członków klanu ale uśredniony wkład per capita jest śmiesznie niski. Tak niski, że gdybyś chciał dawać dokładnie tyle na ile wyliczono twój wkład minimalny to by wyszło 2 pomidory dziennie.
Starszyzna mówi, że każdy w plemieniu posiada swoją rolę i zapewnia związane z nią usługi. Na przykład Croll jest cieślą i buduje domy, zagrody, stodoły i takie tam. Za to nie musi wykonywać zadań związanych z innymi profesjami, czyli nie musi tańczyć jak Daari tancerka and nie musi siedzieć całymi dniami nad rzeką kontempulując jak Garrek myśliciel plemienia. Super uczciwy system oparty na równomiernym wkładzie i sprawiedliwym podziale obowiązków.
Im lepiej wychodzi ci uprawa ziemi tym bardziej zdajesz sobie sprawę, że poziomy wkładu są żałośnie niskie. Nie dlatego, że tylko część klanu zapewnia pożywienie. Paszanie zwyczajnie gloryfikują lenistwo. Jednego dnia jesteś świadkiem gdy ucząca się na uzdrowicięlkę Iloe zostaje okrzyczana przez swoją nauczycielkę bo zdecydowała się posprzątać miejsce pracy a to już nie jej rola. Mądrością płynącą ze słów starszej pani było "Robiąc więcej niż musisz niepotrzebnie niszczysz swoje ciało". Serio?
Pewnego dnia do naszej wioski zawitały przedstawicielki dwóch innych plemion. Przyniosły ze sobą coś o czym do tej pory nie słyszałeś. Handel. Okazuje się, że u nich przedmiotów nie przekazuje się do jednej dużej skrzyni a zamiast tego wymieniają się na zasadzie przedmioty za inne przedmioty tej samej wartości. Cóż za dziwny koncept dla Paszan.
Paszan, czyli plemienia szukającego każdej okazji by wymigać się nawet ze swoich własnych obowiązków. Jak ten rybak, który nauczył cię pewnego dnia łowić i tak bardzo ucieszył się, że ktoś inny teraz może zapewniać klanowi ryby. Normalnie byłoby to nie do pomyślenia, ale jesteś "Inny" bo klan cię zaadoptował. Dopuszcza twoje dziwności, nawet to że lubisz uczyć się różnych rzeczy i czasem zamiast plonów zapewniasz coś innego niezwiązanego ze swoją rolą.
Nie żeby mieli ku temu jakieś powody, bo twoje warzywa i owoce są pryma sort. Jesteś teraz jedynym farmerem w klanie i obok łowcy to ty jesteś kluczowym żywicielem. Zastanawia cię dlaczego poniżej twojego pola jest ogromne niezagospodarowane, którego nikt nie używa. To takie dziwne, czemu tylu Paszan wybiera bycie tancerzami, muzykami czy pracę polegającą na praniu ubrań, ale nie farmerstwo czyli dostęp do nieograniczonego pożywienia i codziennie pełny brzuszek. Tak jak ty, jeden z niewielu codziennie sytych współplemieńców.
Członkowie klanu mają co innego na głowie. Ich ulubionym hobby jest wymyślanie jak uczynić swoje już i tak bardzo proste obowiązki jeszcze prostszymi. Dzielą się z tobą pomysłami wynalazków bo tylko ty masz siły na zbieranie zasobów na ich zbudowanie. Przełomowym odkryciem okazuje się ta śmieszna beczka do robienia gorzkiego napoju jaki uczy cię robić Ron. Piwo jest spoko ale odkrywasz, że możesz robić coś podobnego ze swoich ulubionych owoców. Różne sfermentowane warzywa i owoce też wytwarzają napoje, po których kręci się w głowie. Wkrótce okazuje się, że wszyscy je przyjmują z entuzjazmem. Te najmocniejsze mikstury są bardzo cenione przez starszyznę przez co warte bardzo dużo w handlu.
Pod wpływem sfermentowanego soku Garruk wpada na pomysł, być może pierwszy wartościowy w swoim życiu. Jeśli ziemia sama by się podlewała to już nie musisz tego robić i możesz spędzić większą część dnia na robieniu "magicznych mikstur" i dostarczyć więcej tak bardzo pożądanego napoju dla klanu. Geniusz. Wymyślił system irygacyjny, a ty całą zimę budujesz go by na wiosnę ruszyła machina podlewająca całe to nieużywane dotąd wielkie puste pole poniżej twojego.
Warzyw obrodziło tyle, że wyżywiłbyś piętnaście wiosek ale skupiłeś się tylko na tych, z których można zrobić sok. Ten sok wlewasz do rządka fermentowników, które już niedługo zamienią go w magiczną miksturę, od której uzależnił się już prawie cały klan. Ci handlowcy mają na to co posiadasz swój termin. Bogactwo.
Teraz możesz sobie pozwolić na dowolną usługę klanową. Jakikolwiek przedmiot w ofercie handlowców z dalekich krain jest teraz śmiesznie tani. Kilka buteleczek dla starszyzny i masz dopisane tyle punktów co cała reszta klanu razem.
Odkrywasz, że rynek nieruchomości w twoim plemieniu to nieśmieszny żart. Biedny Croll jest zobligowany do wybudowania dla ciebie ogromnej rezydencji, wielkiego składu na butelki i co tam innego potrzebujesz skitrać a nawet obory, które są dwa razy większe niż te należące do klanowych hodowców. Nikt nie śmie narzekać na to, że przydałyby się nowe chatki kiedy klanowy cieśla buduje praktycznie tylko u ciebie. Wiedzą jak bardzo ceni cię teraz starszyzna.
Środowa noc kończy się porankiem. Budzisz się obok swojej pięknej żony. Łowczyni z klanu Morgani całe życie marzyła by porzucić swą rolę i nie musieć już polować. Przy twoim boku może sobie wybrać jakikolwiek nowy zawód chce wśród Paszan. Albo obijać się całymi dniami czyli to co Paszanie robią najlepiej. Od razu zadurzyła się w tobie bo nikt nie dorównuje ci przedsiębiorczością. To dzięki tej przedsiębiorczości zasypałeś ją cennymi prezentami. Z uśmiechem na twarzy kazałeś starszyźnie wpisać jej rolę jako "bezrobotna" co uczynili nawet nie mrugając. Nikt się nie zdecydował sprzeciwić. Poprawka, nikt się nie odważył sprzeciwić. Wracając do domu zastajesz najróżniejsze podarki pod drzwiami. Zabawne, kiedy posiadasz więcej niż potrzebujesz to wtedy ludzie obdarowują cię najbardziej.
Pora sprawdzić gorzelnię. Wlewasz sok do beczek będąc świadomy, że jesteś jedyną osobą oprócz Rona, która potrafi zamienić go w magiczne mikstury. Ron nie posiada składników odpowiedniej jakości by stanowić dla ciebie zagrożenie. Oddajesz mu gorsze plony a on jest zadowolony ze swojego piwa, które w większości sam wypija.
Gin to imię przywódcy klanu, ale każdy w wiosce wie, kto tutaj rządzi naprawdę i nie jest to Gin. Może nazwę jego imieniem mój nowy napój, by oddać hołd człowiekowi, który pilnuje bym mógł robić co mi się żywnie podoba? Czy inny mężczyzna będąc przywódcą próbowałby mnie powstrzymać? Postawiłby mi się wiedząc, że ryzykuje zostanie zlinczowanym? A może Gin coś planuje po cichu? Znowu za dużo myślę. Od myślenia jest Garrek. To jego rola, nie moja.
#heheszki #gry #rootsofpacha
