"WŁOCHY NA WOJNIE I SOJUSZNICY NA ZACHODZIE" E. ALEXANDRA POWELLA wyd 1917
Alexander Powell korespondent "NEW YORK WORLD" Kwiecień 1917 roku
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #isonzo
Ze wstępu
Kiedy powiedziałem przyjaciołom, że jadę na front włoski, uśmiechnęli się tylko pogardliwie.
„Będziesz tylko marnował swój czas” – ostrzegł mnie jeden z nich.
„Tam nic się nie dzieje” – stwierdził inny.
A kiedy wróciłem, przywitali mnie słowami: „Nie widziałeś zbyt wiele, prawda?” i „Co w ogóle robią Włosi?”
Gdybym miał czas, powiedziałbym im,
że Włochy utrzymują front dłuższy niż front francuski, brytyjski i belgijski razem wzięty (prześledź go na mapie, a przekonasz się, że ma on ponad czterysta pięćdziesiąt mil [720 km]);
że jako jedyni wśród aliantów większość swoich walk toczą na ziemi wroga; [tekst napisany jeszcze przed bitwą pod Caporetto]
że walczą z armią, która jest czwarta w Europie pod względem liczebności, trzecia pod względem jakości i prawdopodobnie druga pod względem wyposażenia;
że w jednej bitwie stracili więcej ludzi, niż padła po obu stronach pod Gettysburgiem;
że wzięli do niewoli 100 000 jeńców;
że aby przeciwstawić się ofensywie austriackiej w Trentino, zmobilizowali nową, półmilionową armię, całkowicie ją wyposażyli i przewieźli na front w ciągu siedmiu dni;
że gdyby starannie wykończono linie okopów, sięgałyby one aż od Nowego Jorku do Salt Lake City;
że zamiast kopać te rowy, większość z nich musieli wysadzić w litej skale;
że zamontowali 8-calowe działa na półkach lodowych prawie dwie mile nad poziomem morza, w miejscach, na które wprawny alpinista uznałby wspinaczkę za niebezpieczną;
że miejscami piechota posuwała się naprzód, wbijając żelazne kołki i pierścienie w prostopadłe ściany skały i wspinając się po tak skonstruowanych przyprawiających o zawrót głowy drabinach;
że do wielu stanowisk można dotrzeć jedynie w koszach zawieszonych na zwisających drutach rozciągniętych nad głębokimi na mile przepaściami;
że wielu jej żołnierzy żyje jak badacze Arktyki, w jaskiniach lodowych i śnieżnych;
że na spalonej słońcem płaskowyżu Carso często znajdowano ciała zmarłych, spalone i zmumifikowane, podczas gdy w górach znajdowano je również sztywne, ale sztywne z zimna;
że na nizinach Isonzo żołnierze walczyli w wodzie po pas, podczas gdy wodę dla armii walczących w Trentino trzeba było wydobywać z głębokości tysięcy stóp;
i, co najważniejsze, że nadal walczy tam około czterdziestu dywizji austriackich (około 750 000 ludzi) – siła wystarczająca, aby przechylić szalę na korzyść mocarstw centralnych na którymkolwiek z pozostałych frontów.
I zwykle dodawałem: „Po tym, co tam zobaczyłem, mam ochotę zdjąć kapelusz i ukłonić się przed każdym Włochem, jakiego spotkam na swej drodze”.
Alexander Powell korespondent "NEW YORK WORLD" Kwiecień 1917 roku
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #isonzo
Ze wstępu
Kiedy powiedziałem przyjaciołom, że jadę na front włoski, uśmiechnęli się tylko pogardliwie.
„Będziesz tylko marnował swój czas” – ostrzegł mnie jeden z nich.
„Tam nic się nie dzieje” – stwierdził inny.
A kiedy wróciłem, przywitali mnie słowami: „Nie widziałeś zbyt wiele, prawda?” i „Co w ogóle robią Włosi?”
Gdybym miał czas, powiedziałbym im,
że Włochy utrzymują front dłuższy niż front francuski, brytyjski i belgijski razem wzięty (prześledź go na mapie, a przekonasz się, że ma on ponad czterysta pięćdziesiąt mil [720 km]);
że jako jedyni wśród aliantów większość swoich walk toczą na ziemi wroga; [tekst napisany jeszcze przed bitwą pod Caporetto]
że walczą z armią, która jest czwarta w Europie pod względem liczebności, trzecia pod względem jakości i prawdopodobnie druga pod względem wyposażenia;
że w jednej bitwie stracili więcej ludzi, niż padła po obu stronach pod Gettysburgiem;
że wzięli do niewoli 100 000 jeńców;
że aby przeciwstawić się ofensywie austriackiej w Trentino, zmobilizowali nową, półmilionową armię, całkowicie ją wyposażyli i przewieźli na front w ciągu siedmiu dni;
że gdyby starannie wykończono linie okopów, sięgałyby one aż od Nowego Jorku do Salt Lake City;
że zamiast kopać te rowy, większość z nich musieli wysadzić w litej skale;
że zamontowali 8-calowe działa na półkach lodowych prawie dwie mile nad poziomem morza, w miejscach, na które wprawny alpinista uznałby wspinaczkę za niebezpieczną;
że miejscami piechota posuwała się naprzód, wbijając żelazne kołki i pierścienie w prostopadłe ściany skały i wspinając się po tak skonstruowanych przyprawiających o zawrót głowy drabinach;
że do wielu stanowisk można dotrzeć jedynie w koszach zawieszonych na zwisających drutach rozciągniętych nad głębokimi na mile przepaściami;
że wielu jej żołnierzy żyje jak badacze Arktyki, w jaskiniach lodowych i śnieżnych;
że na spalonej słońcem płaskowyżu Carso często znajdowano ciała zmarłych, spalone i zmumifikowane, podczas gdy w górach znajdowano je również sztywne, ale sztywne z zimna;
że na nizinach Isonzo żołnierze walczyli w wodzie po pas, podczas gdy wodę dla armii walczących w Trentino trzeba było wydobywać z głębokości tysięcy stóp;
i, co najważniejsze, że nadal walczy tam około czterdziestu dywizji austriackich (około 750 000 ludzi) – siła wystarczająca, aby przechylić szalę na korzyść mocarstw centralnych na którymkolwiek z pozostałych frontów.
I zwykle dodawałem: „Po tym, co tam zobaczyłem, mam ochotę zdjąć kapelusz i ukłonić się przed każdym Włochem, jakiego spotkam na swej drodze”.
Zaloguj się aby komentować