"każdy kowalem swojego losu" mówi p0lskie powiedzenie tłócząc do głów libkowe postrzeganie świata.
Prawackie szury z konfy wrzeszczą że jak się ma blisko wszędzie z mieszkania to jest bardzo źle. Otóż ja mam wszędzie do 15 minut piechotą i jest to zajebista sprawa. Specjalnie takie mieszkanie kupiłem mocno kierując się bliskością wszędzie. Właściwie samochodu mógłbym nie mieć. Więc sobie takie wybrałem... hmm czy aby na pewno?
Oto jak to wyglądała historia zakupu mojego mieszkania:
Najpierw okazało się że rynek jest taki że w innym mieście (na którym mi bardzo zależało) nie da rady kupić, bo wszyscy chcieli tam kupić i na rynku praktycznie nic nie zostało. Potem baba w banku schrzaniła moje podanie o MDM i tak to ona była kowalem mojego losu, bo przez nią nie dostałem dofinansowania i już nagrane kupno innego mieszkania szlak trafił. Później byłem zdecydowany kupić mieszkanie od dwóch sióstr, ale jedna nie chciała mi tego sprzedać i ostatecznie ta co nie chciała w dość późnym momencie postawiła na swoim i mi tego nie sprzedały. Potem miałem jechać zobaczyć i zapewne kupić pewno mieszkanie (już zdesperowany) ale że właściciel akurat nie odbierał telefonu to pojechałem do mieszkania nr 2 w moich rozważaniach, raczej tylko zobaczyć. I się okazało że to mieszkanie jest zajebiste. Uf jakie szczęście że tamten akurat nie odbierał bo bym popełnił błąd. Hmm.. Kto to wykuł mój los?
Potem umowa. Najpierw umowa przedwstępna ale jak się nie dostanie kredytu to kasa przepada. No więc uznałem że najpierw sprawy w banku (gdzie też można odrobinę hajsu przejebać jeśli właściciel znowu zdąży komuś innemu sprzedać). Uznałem że najpierw bank (mieszkanie leżało w pizdu długo i nikt go nie kupił, więc myślałem że teraz w ciągu dwu dni też się nie zgłosi). A tu pech, załatwione w banku, ale kolesiowi ktoś przyszedł z gotówką od ręki dzień po mnie i mi zajebał to mieszkanie. Właściciel w prawdzie dzwonił do mnie, ale akurat byłem w pracy i nie mogłem odebrać, więc sprzedał tamtemu. Lipa jak chuj. A że był to przedsiębiorca mówiłem mu żeby mi w tym samym miejscu inne skołował. A nie, bo się nie da... i takie tam. Po paru dniach telefon - da się, załatwi, tylko mam mu dać dwa miesiące i umowa z góry.
I tak "jako kowal własnego losu" "samodzielnie wybrałem" mieszkanie w którym mam tak blisko że na ceny benzyny mam wyjebane.
Ta historyjka to tylko wierzchołek góry lodowej jeśli chodzi o to ile czynników sprawiło że jestem gdzie jestem. Tymi czynnikami są zwykły fart oraz inni ludzie, bo to inni ludzie są kowalami naszego losu a nie tylko my.
Wszyscy żyjemy w społeczeństwie. Inni nam też wykuwają los.
To tak apropo kuców którzy powiedzą ludziom którzy mają dalej do pracy "trzabyło sobie kupić mieszkanie bliżej" , gdzie następnym tematem będzie o bliskości dojazdu, racjonalności planowania przestrzennego.
#antykapitalizm #konfederacja
Prawackie szury z konfy wrzeszczą że jak się ma blisko wszędzie z mieszkania to jest bardzo źle. Otóż ja mam wszędzie do 15 minut piechotą i jest to zajebista sprawa. Specjalnie takie mieszkanie kupiłem mocno kierując się bliskością wszędzie. Właściwie samochodu mógłbym nie mieć. Więc sobie takie wybrałem... hmm czy aby na pewno?
Oto jak to wyglądała historia zakupu mojego mieszkania:
Najpierw okazało się że rynek jest taki że w innym mieście (na którym mi bardzo zależało) nie da rady kupić, bo wszyscy chcieli tam kupić i na rynku praktycznie nic nie zostało. Potem baba w banku schrzaniła moje podanie o MDM i tak to ona była kowalem mojego losu, bo przez nią nie dostałem dofinansowania i już nagrane kupno innego mieszkania szlak trafił. Później byłem zdecydowany kupić mieszkanie od dwóch sióstr, ale jedna nie chciała mi tego sprzedać i ostatecznie ta co nie chciała w dość późnym momencie postawiła na swoim i mi tego nie sprzedały. Potem miałem jechać zobaczyć i zapewne kupić pewno mieszkanie (już zdesperowany) ale że właściciel akurat nie odbierał telefonu to pojechałem do mieszkania nr 2 w moich rozważaniach, raczej tylko zobaczyć. I się okazało że to mieszkanie jest zajebiste. Uf jakie szczęście że tamten akurat nie odbierał bo bym popełnił błąd. Hmm.. Kto to wykuł mój los?
Potem umowa. Najpierw umowa przedwstępna ale jak się nie dostanie kredytu to kasa przepada. No więc uznałem że najpierw sprawy w banku (gdzie też można odrobinę hajsu przejebać jeśli właściciel znowu zdąży komuś innemu sprzedać). Uznałem że najpierw bank (mieszkanie leżało w pizdu długo i nikt go nie kupił, więc myślałem że teraz w ciągu dwu dni też się nie zgłosi). A tu pech, załatwione w banku, ale kolesiowi ktoś przyszedł z gotówką od ręki dzień po mnie i mi zajebał to mieszkanie. Właściciel w prawdzie dzwonił do mnie, ale akurat byłem w pracy i nie mogłem odebrać, więc sprzedał tamtemu. Lipa jak chuj. A że był to przedsiębiorca mówiłem mu żeby mi w tym samym miejscu inne skołował. A nie, bo się nie da... i takie tam. Po paru dniach telefon - da się, załatwi, tylko mam mu dać dwa miesiące i umowa z góry.
I tak "jako kowal własnego losu" "samodzielnie wybrałem" mieszkanie w którym mam tak blisko że na ceny benzyny mam wyjebane.
Ta historyjka to tylko wierzchołek góry lodowej jeśli chodzi o to ile czynników sprawiło że jestem gdzie jestem. Tymi czynnikami są zwykły fart oraz inni ludzie, bo to inni ludzie są kowalami naszego losu a nie tylko my.
Wszyscy żyjemy w społeczeństwie. Inni nam też wykuwają los.
To tak apropo kuców którzy powiedzą ludziom którzy mają dalej do pracy "trzabyło sobie kupić mieszkanie bliżej" , gdzie następnym tematem będzie o bliskości dojazdu, racjonalności planowania przestrzennego.
#antykapitalizm #konfederacja
Widzę, że wpis zainspirowany ostatnią inbą w Oxfordshire
@Ziemniakomat Nie, to przypadek. Daj linka.
W sensie 'zainspirowany', skojarzyło mi się z tym, zwłaszcza jak wspomniałeś o 15 minutach XD
Zaloguj się aby komentować