Problem tzw. OSINTowców
hejto.plTekst długi, więc być może łatwiej będzie czytać u mnie na stronie: https://kulturozofia.pl/problem-tzw-osintowcow/
Gdybyśmy chcieli być złośliwi to moglibyśmy powiedzieć, że są niezależni, ale od rozumu i zamknąć temat, jednak to będzie za mało i warto się w to zagłębić odrobinę bardziej.
1. EGO TOP
Wyobraźcie sobie, że jest styczeń 2022 r. Pracujecie na etacie, po godzinach piszecie artykuły o czołgach do gazet o militariach. W lutym 2022 r. Rosja atakuje Ukrainę, a wy postanawiacie przepisywać informacje z rosyjsko- i ukraińskojęzycznych telegramów itp. Ludzie są żywo zainteresowani tym, co się dzieje w Ukrainie, więc zdobywacie popularność, ponieważ u was mają w miarę szybko info i po polsku – wy tylko musicie je przetłumaczyć w Google Translate. Rok później macie tysiące, dziesiątki tysięcy czy setki tysięcy obserwujących, (psycho)fani wpłacają na Patronite i portale typu „postaw mi kawę” (jeśli z kranu leci Johnnie Walker to Blue Label, a nie Red Label dla biedaków), wyświetlenia na YT rosną, zaproszenia do TV, kontrakty reklamowe, sprzedaż książki w dziesiątkach tysięcy, rozmowy z przedstawicielami instytucji państwowych są. W skrócie, cytując klasyka, fejm dojebany, co? Yhym.
Gdy już macie taki posłuch to dobrze byłoby zastanowić się co z tym zrobić i opcje są dwie: albo zostajecie przy tym, na czym rzeczywiście się znacie, ale ryzykujecie utratę źródła fajnej kasy i blichtru, albo… brniecie w to dalej. Po kilku miesiącach już jesteście nie tylko np. ekspertem od artylerii, ale też od taktyki i strategii wojskowej, ukraińskiego wojska, rosyjskiego wojska, rosyjskiej i ukraińskiej polityki, obu kultur, ekonomii, gospodarki obu krajów, polityki krajowej, polityki międzynarodowej, w wolnych chwilach zajmujecie się czytaniem telegrama tłumaczeniem informacji z telegrama przez Translate tajnymi rozmowami z waszymi zaufanymi źródłami w Ukrainie. Nieźle jak na magistra, który tymi tematami w pełni zajmuje się kilka miesięcy, co?
Skoro już jesteście ekspertami od… w zasadzie wszystkiego i macie kontakty wszędzie, i wszystko wiecie to przecież warto to wykorzystać dla słusznej sprawy! Dlatego warto, byście opowiadali o tym, co się wkrótce wydarzy na froncie. Czasem nie kłopoczcie się ostrzeganiem czytelników, że to tylko wasze zdanie – skoro wiecie wszystko to wy jesteście prawdą, czyż nie? Ojj… nie sprawdziło się? Nie przejmujcie się, każdemu się zdarza, przecież sytuacja jest dynamiczna, w tamtym momencie mieliśmy iść linią czasową U, ale Kang Zdobywca źle wpisał do excela i poszliśmy w M, to jego wina!
Poza tym, po tylu miesiącach macie już spore grono wyznawców, którzy ochoczo będą „wyjaśniać” niepokornych w komentarzach komentarzami typu „CO ANALITYK X TO TEŻ PEWNIE ONUCA???? BEKA Z CIEBIE” czy „ojoj, każdemu się zdarza, lepiej się pochwal swoją wiedzą!”. W razie czego wybierzcie najgłupszy komentarz, odpiszcie mu, ale nie zapomnijcie się pochwalić, że jesteście np. najlepsi na tłiterku czy tym, co „przepowiedzieliście” rok temu – przecież nikt się nie spodziewał, że Rosjanie uderzą na Kijów i będą chcieli zdobyć połączenie lądowe z Krymem! Zrobione? To pora na CSa czytanie telegrama rozmowy z „wiewiórkami”.
Aha, nie zapomnij napisać, że jutro miasto X upadnie albo że Ukraina/Rosja przegrywa (nie dodawaj „moim zdaniem”!). Nawet jak się nie sprawdzi to jutro będzie nowy dzień i będziesz mógł wyrzucić kolejne tłity, a tamtych nikt nie sprawdzi.
2. Ściśle tajne i ultratajne informacje z telegrama
Tutaj przechodzimy do kolejnej bolączki tzw. analityków/OSINTowców. Zdaje się, że na palcach jednej dłoni pechowego drwala możemy policzyć tych, którzy nie udają dobrze poinformowanych przez źródła z SBU czy Sztabu Generalnego SZU. Reszta? Poświęca się dla swoich czytelników i rozmawia z „wiewiórkami” („nie rozumiesz? Czytaj więcej moich tłitów albo spadaj noobie!”), ale że wiewiórki nie mówią po człowieczemu to i tłity po tych rozmowach są pisane szyfrem godnym 8 letniego harcerza po zdobyciu odznaki „Enigma”. Czuwaj!
Bądźmy szczerzy i zadajmy sobie jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: kto normalny z Ukrainy dzieliłby się tajnymi informacjami z gośćmi z tłitera, którzy później się nim podzielą?
Możliwe są następujące opcje:
3. Brak rzetelności i intelektualnej uczciwości
Wcześniejsze dwa punkty prowadzą nas do trzeciego, czyli brak rzetelnego, uczciwego podejścia do czytelnika. Nasi drodzy tzw. analitycy nie raczą nas informować o swoich źródłach – jak myślicie, chodzi o ochronę tożsamości swojego informatora czy boją się, że inni też opanują umiejętność wklejenia tekstu z telegrama do Google Translate i zaznaczenie „Tłumacz z: ukraińskiego na: polski”?
Oczywiście, nie chodzi tutaj, by podać źródło podając imię, nazwisko, stopień, datę i godzinę spotkania etc. Wystarczy powiedzieć: „rozmawiałem z kilkoma młodszymi oficerami ZSU walczącymi w pobliżu Bachmutu 2 tygodnie temu” albo „przeczytałem to na telegramie, zazwyczaj informacje się u tego milblogera potwierdzały”. To są podstawy bycia rzetelnym i szanowania swych odbiorców. Dzięki temu odbiorca sam jest w stanie – słusznie lub nie – ocenić na ile wierzyć w tę informację, a nie zawierzyć komunikatowi typu „zaufaj mi mordo, ogarniemy to”.
Jeszcze inną kwestią jest to, że bardzo wielu z nich albo nie ma pojęcia o metodach naukowych i warsztacie dziennikarskim, albo mieli za mało RAMu i tak niefortunnie go zwolnili po 24.02. Stąd później posługiwanie się argumentacją na poziomie „ja byłem w okolicy Bachmutu to wiem” czy „skoro X miał tyle razy rację to znaczy, że teraz też ma rację”. Niektórzy przerażają swoją przenikliwością i zdolnościami dedukcji godnymi Sherlocka Holmesa po wylewie – potrafią np. uznać, że skoro Rosjanie wystrzeliwują dalej X tysięcy pocisków na bardzo krótkim odcinku frontu to znaczy, że nie mają wcale problemów z amunicją. Oczywiście autor tejże błyskotliwej tezy nie zająknął się słowem na temat możliwości zwyczajnego zwiększenia dopływu pocisków do danego miejsca i zabraniem z innych – to byłoby zbyt proste i niegodne tak wykwintnego czytelnika rosyjskiego telegrama analityka wojskowego i OSINTowca. Jest to o tyle zabawne, że niektórzy z nich byli/są „dziennikarzami”, „analitykami” czy nawet „naukowcami”. To powinno budzić wątpliwości oraz pytanie czy wynika to z ich cynizmu i próby utrzymania wizerunku ekspertów z tajemną wiedzą, czy – nomen omen – niewiedzy.
Jednak jest coś, co sugeruje, że jednak robią to umyślnie. Tym czymś jest brak umiejętności przyznania się do błędu czy przyznania racji swojemu adwersarzowi podczas dyskusji – zazwyczaj albo go obśmieją, albo uciekną, albo zaczną dryfować daleko od tematu rozmowy. Drugą opcją jest też ich wybujałe ego, które też jest winne tworzeniu się grupek znajomych, które siebie wzajemnie poklepują po plecach, a przeciwną grupkę obrzucają gównem. Oczywiście unikając rzucania nazwiskami czy wchodzenia w bezpośrednią dyskusję – jeszcze cię „zaora” i się okaże, że jednak nie jesteś tak wybitnym ekspertem, i co wtedy? W każdym razie, dzięki ich ego można pomyśleć, że MEN przeniósł licea na Twitter. Ale o ego było w punkcie nr 1.
4. Nie znają się na niczym innym, niż wojna sensu stricto
Niektórzy śmieją się z amatorów-pasjonatów militariów, że patrzą na wojnę jak na rozgrywkę w Hearts of Iron 4. Patrząc na naszych złotoustych „analityków” można pomyśleć, że swoje spojrzenie na wojnę zbudowali na podstawie Europa Universalis 4. Zdają się ignorować czynniki takie, jak kultura, modus operandi państwa autorytarnego czy ekonomia. Co w zasadzie było jedną z przyczyn, dla których analitycy przed 24.02.2022 spodziewali się kompletnej rosyjskiej dominacji wojskowej.
Przede wszystkim, zdają się nie rozumieć tudzież ignorować to, że Rosja czy Chiny – jako państwa autorytarne – niejako z definicji są państwami o gospodarce silnie kontrolowanej przez rząd. Niektórzy mogą próbować przekonywać, że zachodnie gospodarki również są regulowane – owszem, są, jednak między np. amerykańską a rosyjską gospodarką w tej kwestii – i nie tylko – jest przepaść. Idąc dalej, z teorii ekonomii, jak i historii, wiemy, że państwa autorytarne nie są w stanie osiągnąć takiej efektywności, jak gospodarki wolnorynkowe. Mogą być równie efektowne, ale nie równie efektywne. Jest to jedna z nieuleczalnych „chorób” państw autorytarnych, pozostałe to m.in. korupcja, niskie umiejętności adaptacji czy fałszowanie informacji. Teraz, gdy widzimy jak działają rosyjskie wojska, jest to dla nas jak na dłoni. Jednak istnieje różnica między przyswojeniem informacji a umiejętnością wykorzystania jej w innych sytuacjach – brak tejże umiejętności widać czasem w wpisach naszych szanownych „analityków”.
Przykładem niech będzie tutaj obliczanie zdolności Rosjan co do przywracania techniki wojskowej z magazynów do służby. Gdzie nie uwzględniono, że ci np. biorą do wojska inżynierów czy mają ograniczony dostęp do rynku części zamiennych maszyn przemysłowych. Podobnie wygląda kwestia przekonywania przez co niektórych do przymusowych ćwiczeń wojskowych czy znaczącej rozbudowy armii, co jest argumentowane charakterem starć w Ukrainie, konkretniej to ich masowością. Zdają się ignorować to, że wojna Ukrainy z Rosją jest niereprezentatywna dla potencjalnej wojny NATO vs Rosja. Równie dobrze możemy próbować wyciągać wnioski z II wojny w Zatoce Perskiej, gdzie wojska Koalicji szybko rozbiły wojska Iraku przy minimalnych stratach własnych.
5. "HEHE JA ONUCA? IKSDE" - Tak, a o co chodzi?
Last but not least. Brak zrozumienia co do rosyjskich działań dezinformacyjnych to również coś, co widać we wpisach co niektórych „ekspertów”. Jest to o tyle niepokojące, że równolegle próbują zajmować się zawodowo tematyką rosyjsko-ukraińską. Jak chcą to skutecznie i rzetelnie robić, kiedy na pierwszy rzut oka można stwierdzić, iż są podatni na dezinformację?
Na niektóre zarzuty co do szerzenia narracji pro-rosyjskiej czy siania defetyzmu odpowiadają wiadomościami typu „co? ja onuca? patrz, X pisze to samo, on pewnie też onuca co??? beka z ciebie iksdeiksde hehe”. W ten sposób chcą obronić siebie i swoje bajdurzenie poważne analizy korzystając z autorytetu innej osoby, zamiast odpowiedzieć rzeczowo na wątpliwości czytelników. Próbują tym samym ośmieszyć swego adwersarza, a ich akolici mniej znani eksperci im przyklaskują i atakują „hejtera”.
Jednakże jak najbardziej jest możliwe, że nawet najbardziej znany i szanowany „analityk” jest np. pod wpływem rosyjskich służb. Może być to nieświadome, np. poprzez czerpanie informacji od podstawionych ukraińskich oficerów SBU, SZRU, HUR MO czy SZU, którzy jednocześnie są współpracownikami Rosjan (patrz: punkt 2.). Jest też możliwość bycia umyślnym współpracownikiem wrogiego wywiadu, a dany delikwent został albo przekonany do współpracy, albo do samego początku był podstawiony. Znane są podobne przypadki, gdzie np. wolontariusz na początku był wielkim orędownikiem przyjaźni z Ukrainą i organizował pomoc dla wojskowych, by po pewnym czasie stopniowo forsować coraz bardziej narrację będącą na rękę Rosji i jednocześnie dyskredytować prawdziwych pro-ukraińskich działaczy. Takie rzeczy się zdarzały i zdarzają, podobne rzeczy robią organy śledcze podczas rozpracowywania zorganizowanych grup przestępczych.
Takie działanie ze strony ekspertów z Twittera jest nie tylko idiotycznym sposobem argumentowania, ale jest też szkodliwe właśnie z wyżej wymienionego powodu. Jakie kompetencje mają te osoby, by stwierdzać - i jednocześnie legitymizować swymi zasięgami – kto jest onucą, a kto nie? Niech chociaż w tej kwestii zamilkną, zostawią to służbom i pozarządowym śledczym, a sami niech się skupią na rozróżnianiu T-72B3 od T-72BM. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
#rosja #ukraina #wojna #wojnawukrainie #osint #wolskiowojnie
Gdybyśmy chcieli być złośliwi to moglibyśmy powiedzieć, że są niezależni, ale od rozumu i zamknąć temat, jednak to będzie za mało i warto się w to zagłębić odrobinę bardziej.
1. EGO TOP
Wyobraźcie sobie, że jest styczeń 2022 r. Pracujecie na etacie, po godzinach piszecie artykuły o czołgach do gazet o militariach. W lutym 2022 r. Rosja atakuje Ukrainę, a wy postanawiacie przepisywać informacje z rosyjsko- i ukraińskojęzycznych telegramów itp. Ludzie są żywo zainteresowani tym, co się dzieje w Ukrainie, więc zdobywacie popularność, ponieważ u was mają w miarę szybko info i po polsku – wy tylko musicie je przetłumaczyć w Google Translate. Rok później macie tysiące, dziesiątki tysięcy czy setki tysięcy obserwujących, (psycho)fani wpłacają na Patronite i portale typu „postaw mi kawę” (jeśli z kranu leci Johnnie Walker to Blue Label, a nie Red Label dla biedaków), wyświetlenia na YT rosną, zaproszenia do TV, kontrakty reklamowe, sprzedaż książki w dziesiątkach tysięcy, rozmowy z przedstawicielami instytucji państwowych są. W skrócie, cytując klasyka, fejm dojebany, co? Yhym.Gdy już macie taki posłuch to dobrze byłoby zastanowić się co z tym zrobić i opcje są dwie: albo zostajecie przy tym, na czym rzeczywiście się znacie, ale ryzykujecie utratę źródła fajnej kasy i blichtru, albo… brniecie w to dalej. Po kilku miesiącach już jesteście nie tylko np. ekspertem od artylerii, ale też od taktyki i strategii wojskowej, ukraińskiego wojska, rosyjskiego wojska, rosyjskiej i ukraińskiej polityki, obu kultur, ekonomii, gospodarki obu krajów, polityki krajowej, polityki międzynarodowej, w wolnych chwilach zajmujecie się czytaniem telegrama tłumaczeniem informacji z telegrama przez Translate tajnymi rozmowami z waszymi zaufanymi źródłami w Ukrainie. Nieźle jak na magistra, który tymi tematami w pełni zajmuje się kilka miesięcy, co?
Skoro już jesteście ekspertami od… w zasadzie wszystkiego i macie kontakty wszędzie, i wszystko wiecie to przecież warto to wykorzystać dla słusznej sprawy! Dlatego warto, byście opowiadali o tym, co się wkrótce wydarzy na froncie. Czasem nie kłopoczcie się ostrzeganiem czytelników, że to tylko wasze zdanie – skoro wiecie wszystko to wy jesteście prawdą, czyż nie? Ojj… nie sprawdziło się? Nie przejmujcie się, każdemu się zdarza, przecież sytuacja jest dynamiczna, w tamtym momencie mieliśmy iść linią czasową U, ale Kang Zdobywca źle wpisał do excela i poszliśmy w M, to jego wina!
Poza tym, po tylu miesiącach macie już spore grono wyznawców, którzy ochoczo będą „wyjaśniać” niepokornych w komentarzach komentarzami typu „CO ANALITYK X TO TEŻ PEWNIE ONUCA???? BEKA Z CIEBIE” czy „ojoj, każdemu się zdarza, lepiej się pochwal swoją wiedzą!”. W razie czego wybierzcie najgłupszy komentarz, odpiszcie mu, ale nie zapomnijcie się pochwalić, że jesteście np. najlepsi na tłiterku czy tym, co „przepowiedzieliście” rok temu – przecież nikt się nie spodziewał, że Rosjanie uderzą na Kijów i będą chcieli zdobyć połączenie lądowe z Krymem! Zrobione? To pora na CSa czytanie telegrama rozmowy z „wiewiórkami”.
Aha, nie zapomnij napisać, że jutro miasto X upadnie albo że Ukraina/Rosja przegrywa (nie dodawaj „moim zdaniem”!). Nawet jak się nie sprawdzi to jutro będzie nowy dzień i będziesz mógł wyrzucić kolejne tłity, a tamtych nikt nie sprawdzi.
2. Ściśle tajne i ultratajne informacje z telegrama
Tutaj przechodzimy do kolejnej bolączki tzw. analityków/OSINTowców. Zdaje się, że na palcach jednej dłoni pechowego drwala możemy policzyć tych, którzy nie udają dobrze poinformowanych przez źródła z SBU czy Sztabu Generalnego SZU. Reszta? Poświęca się dla swoich czytelników i rozmawia z „wiewiórkami” („nie rozumiesz? Czytaj więcej moich tłitów albo spadaj noobie!”), ale że wiewiórki nie mówią po człowieczemu to i tłity po tych rozmowach są pisane szyfrem godnym 8 letniego harcerza po zdobyciu odznaki „Enigma”. Czuwaj!Bądźmy szczerzy i zadajmy sobie jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie: kto normalny z Ukrainy dzieliłby się tajnymi informacjami z gośćmi z tłitera, którzy później się nim podzielą?
Możliwe są następujące opcje:
-
Rzeczywiście te osoby mają znajomych wśród wysoko postawionych i dobrze poinformowanych oficerów SZU/SBU, i ci dają im dobre informacje, i nie ma problemów z dzieleniem się nimi na tłiterze, żeby zarobić na kolejną „kawkę”;
-
Rzeczywiście mają wyżej wymienionych znajomych i korumpują ich (wiecie, te pieniądze „na kawkę” to idą „na wódkę” z panami z SBU, którzy zamiast walczyć o ojczyznę to siedzą w „lesie” i walą wódę z typem z twittera);
-
Rzeczywiście mają wyżej wymienionych znajomych, ale ci karmią ich mieszanką prawdy, półprawdy i kłamstw w celu siania dezinformacji w przestrzeni medialnej;
-
Mają znajomych w Ukrainie, ale w stopniu, powiedzmy, sierżanta, szeregowego i jednego podporucznika, którzy mówią im to, co sami myślą, co widzieli i co usłyszeli, a następni nasi drodzy „analitycy” przedstawiają te informacje, jakby powiedział to osobisty asystent Załużnego;
-
Ci „znajomi” to tzw. milblogerzy z telegrama, których przemyślenia są traktowane jako prawda i biedni nieświadomie zostają „tajnym źródłem” pana analityka.
-
Jakaś możliwość została pominięta?
-
Jakie szanse na takich znajomych mogą mieć ci analitycy? Były polski wojskowy, który służył w armii w ciągu ostatnich kilku lat czy oficer wywiadu – OK, mogli się poznać na jakichś ćwiczeniach, zaprzyjaźnić etc. Były wolontariusz/korespondent wojenny – jak najbardziej, prawdopodobnie zwiedził mnóstwo jednostek i poznał wielu ukraińskich żołnierzy, może przez te lata ktoś z nich został np. starszym oficerem. Publicysta badający pole walki siedząc w fotelu gamingowym? Hmm…
-
Ale… ilu tych znajomych – w obu przypadkach – mogło zostać starszymi oficerami czy generałami mającymi dostęp do szerszego obrazu?
-
Załóżmy, że rzeczywiście któryś z nich (albo i wszyscy) mają znajomych wśród oficerów mających szeroki przegląd sytuacji – kim trzeba być, by publikować tajne informacje w publicznych miejscach, by zdobyć dwie „kawki” więcej? Później zapewne będzie powtarzanie zalecenia, by nie fotografować transportu wojskowych dla Ukrainy – sponsorem takich działań jest Hipokryzja sp. z o.o.
-
Ilu z szanownych „analityków” czy „OSINTowców” wzięło pod uwagę, że dany oficer z którym pili wódkę przez Skype czy w ’99 na zlocie pieczywa tostowego w Siedlcach (kto ma wiedzieć ten wie) może być współpracownikiem np. SBU albo SWR i są karmieni fałszywymi informacjami? Ilu z nich było w stanie prześwietlić czy zwyczajnie sprawdzić swojego „informatora”?
-
Ilu z nich zajmuje się Ukrainą od, powiedzmy, 2004? Ilu od 2014? Ilu od 24.02.2022? Taka informacja też może nam pomóc w ocenie jakie i kto może mieć znajomości w Ukrainie czy środowiskach ukraińskich.
3. Brak rzetelności i intelektualnej uczciwości
Wcześniejsze dwa punkty prowadzą nas do trzeciego, czyli brak rzetelnego, uczciwego podejścia do czytelnika. Nasi drodzy tzw. analitycy nie raczą nas informować o swoich źródłach – jak myślicie, chodzi o ochronę tożsamości swojego informatora czy boją się, że inni też opanują umiejętność wklejenia tekstu z telegrama do Google Translate i zaznaczenie „Tłumacz z: ukraińskiego na: polski”?Oczywiście, nie chodzi tutaj, by podać źródło podając imię, nazwisko, stopień, datę i godzinę spotkania etc. Wystarczy powiedzieć: „rozmawiałem z kilkoma młodszymi oficerami ZSU walczącymi w pobliżu Bachmutu 2 tygodnie temu” albo „przeczytałem to na telegramie, zazwyczaj informacje się u tego milblogera potwierdzały”. To są podstawy bycia rzetelnym i szanowania swych odbiorców. Dzięki temu odbiorca sam jest w stanie – słusznie lub nie – ocenić na ile wierzyć w tę informację, a nie zawierzyć komunikatowi typu „zaufaj mi mordo, ogarniemy to”.
Jeszcze inną kwestią jest to, że bardzo wielu z nich albo nie ma pojęcia o metodach naukowych i warsztacie dziennikarskim, albo mieli za mało RAMu i tak niefortunnie go zwolnili po 24.02. Stąd później posługiwanie się argumentacją na poziomie „ja byłem w okolicy Bachmutu to wiem” czy „skoro X miał tyle razy rację to znaczy, że teraz też ma rację”. Niektórzy przerażają swoją przenikliwością i zdolnościami dedukcji godnymi Sherlocka Holmesa po wylewie – potrafią np. uznać, że skoro Rosjanie wystrzeliwują dalej X tysięcy pocisków na bardzo krótkim odcinku frontu to znaczy, że nie mają wcale problemów z amunicją. Oczywiście autor tejże błyskotliwej tezy nie zająknął się słowem na temat możliwości zwyczajnego zwiększenia dopływu pocisków do danego miejsca i zabraniem z innych – to byłoby zbyt proste i niegodne tak wykwintnego czytelnika rosyjskiego telegrama analityka wojskowego i OSINTowca. Jest to o tyle zabawne, że niektórzy z nich byli/są „dziennikarzami”, „analitykami” czy nawet „naukowcami”. To powinno budzić wątpliwości oraz pytanie czy wynika to z ich cynizmu i próby utrzymania wizerunku ekspertów z tajemną wiedzą, czy – nomen omen – niewiedzy.
Jednak jest coś, co sugeruje, że jednak robią to umyślnie. Tym czymś jest brak umiejętności przyznania się do błędu czy przyznania racji swojemu adwersarzowi podczas dyskusji – zazwyczaj albo go obśmieją, albo uciekną, albo zaczną dryfować daleko od tematu rozmowy. Drugą opcją jest też ich wybujałe ego, które też jest winne tworzeniu się grupek znajomych, które siebie wzajemnie poklepują po plecach, a przeciwną grupkę obrzucają gównem. Oczywiście unikając rzucania nazwiskami czy wchodzenia w bezpośrednią dyskusję – jeszcze cię „zaora” i się okaże, że jednak nie jesteś tak wybitnym ekspertem, i co wtedy? W każdym razie, dzięki ich ego można pomyśleć, że MEN przeniósł licea na Twitter. Ale o ego było w punkcie nr 1.
4. Nie znają się na niczym innym, niż wojna sensu stricto
Niektórzy śmieją się z amatorów-pasjonatów militariów, że patrzą na wojnę jak na rozgrywkę w Hearts of Iron 4. Patrząc na naszych złotoustych „analityków” można pomyśleć, że swoje spojrzenie na wojnę zbudowali na podstawie Europa Universalis 4. Zdają się ignorować czynniki takie, jak kultura, modus operandi państwa autorytarnego czy ekonomia. Co w zasadzie było jedną z przyczyn, dla których analitycy przed 24.02.2022 spodziewali się kompletnej rosyjskiej dominacji wojskowej.
Przede wszystkim, zdają się nie rozumieć tudzież ignorować to, że Rosja czy Chiny – jako państwa autorytarne – niejako z definicji są państwami o gospodarce silnie kontrolowanej przez rząd. Niektórzy mogą próbować przekonywać, że zachodnie gospodarki również są regulowane – owszem, są, jednak między np. amerykańską a rosyjską gospodarką w tej kwestii – i nie tylko – jest przepaść. Idąc dalej, z teorii ekonomii, jak i historii, wiemy, że państwa autorytarne nie są w stanie osiągnąć takiej efektywności, jak gospodarki wolnorynkowe. Mogą być równie efektowne, ale nie równie efektywne. Jest to jedna z nieuleczalnych „chorób” państw autorytarnych, pozostałe to m.in. korupcja, niskie umiejętności adaptacji czy fałszowanie informacji. Teraz, gdy widzimy jak działają rosyjskie wojska, jest to dla nas jak na dłoni. Jednak istnieje różnica między przyswojeniem informacji a umiejętnością wykorzystania jej w innych sytuacjach – brak tejże umiejętności widać czasem w wpisach naszych szanownych „analityków”.
Przykładem niech będzie tutaj obliczanie zdolności Rosjan co do przywracania techniki wojskowej z magazynów do służby. Gdzie nie uwzględniono, że ci np. biorą do wojska inżynierów czy mają ograniczony dostęp do rynku części zamiennych maszyn przemysłowych. Podobnie wygląda kwestia przekonywania przez co niektórych do przymusowych ćwiczeń wojskowych czy znaczącej rozbudowy armii, co jest argumentowane charakterem starć w Ukrainie, konkretniej to ich masowością. Zdają się ignorować to, że wojna Ukrainy z Rosją jest niereprezentatywna dla potencjalnej wojny NATO vs Rosja. Równie dobrze możemy próbować wyciągać wnioski z II wojny w Zatoce Perskiej, gdzie wojska Koalicji szybko rozbiły wojska Iraku przy minimalnych stratach własnych.
5. "HEHE JA ONUCA? IKSDE" - Tak, a o co chodzi?
Last but not least. Brak zrozumienia co do rosyjskich działań dezinformacyjnych to również coś, co widać we wpisach co niektórych „ekspertów”. Jest to o tyle niepokojące, że równolegle próbują zajmować się zawodowo tematyką rosyjsko-ukraińską. Jak chcą to skutecznie i rzetelnie robić, kiedy na pierwszy rzut oka można stwierdzić, iż są podatni na dezinformację?Na niektóre zarzuty co do szerzenia narracji pro-rosyjskiej czy siania defetyzmu odpowiadają wiadomościami typu „co? ja onuca? patrz, X pisze to samo, on pewnie też onuca co??? beka z ciebie iksdeiksde hehe”. W ten sposób chcą obronić siebie i swoje bajdurzenie poważne analizy korzystając z autorytetu innej osoby, zamiast odpowiedzieć rzeczowo na wątpliwości czytelników. Próbują tym samym ośmieszyć swego adwersarza, a ich akolici mniej znani eksperci im przyklaskują i atakują „hejtera”.
Jednakże jak najbardziej jest możliwe, że nawet najbardziej znany i szanowany „analityk” jest np. pod wpływem rosyjskich służb. Może być to nieświadome, np. poprzez czerpanie informacji od podstawionych ukraińskich oficerów SBU, SZRU, HUR MO czy SZU, którzy jednocześnie są współpracownikami Rosjan (patrz: punkt 2.). Jest też możliwość bycia umyślnym współpracownikiem wrogiego wywiadu, a dany delikwent został albo przekonany do współpracy, albo do samego początku był podstawiony. Znane są podobne przypadki, gdzie np. wolontariusz na początku był wielkim orędownikiem przyjaźni z Ukrainą i organizował pomoc dla wojskowych, by po pewnym czasie stopniowo forsować coraz bardziej narrację będącą na rękę Rosji i jednocześnie dyskredytować prawdziwych pro-ukraińskich działaczy. Takie rzeczy się zdarzały i zdarzają, podobne rzeczy robią organy śledcze podczas rozpracowywania zorganizowanych grup przestępczych.
Takie działanie ze strony ekspertów z Twittera jest nie tylko idiotycznym sposobem argumentowania, ale jest też szkodliwe właśnie z wyżej wymienionego powodu. Jakie kompetencje mają te osoby, by stwierdzać - i jednocześnie legitymizować swymi zasięgami – kto jest onucą, a kto nie? Niech chociaż w tej kwestii zamilkną, zostawią to służbom i pozarządowym śledczym, a sami niech się skupią na rozróżnianiu T-72B3 od T-72BM. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich.
#rosja #ukraina #wojna #wojnawukrainie #osint #wolskiowojnie