Po krótkim pobycie w Buenos Aires miałem jeszcze krótszy epizod w El Calafate. Bo jak mówili mi wszyscy dookoła - o El Calafate zahaczasz, żeby zobaczyć lodowiec Perito Moreno i jedziesz dalej. Z tego względu tuż po wylądowaniu udałem się do hostelu, podpytałem o opcję dostania się pod lodowiec następnego dnia (pośredniczyli w sprzedaży wycieczek, a jakże) i po zarezerwowaniu opcji na wypasie (z wejściem na sam lodowiec) rozmyślałem co uczynić z resztą dopiero co rozpoczętego dnia.
Niezawodna aplikacja Maps.me podpowiedziała, że mogę wdrapać się na okoliczne wzgórze i pogapić na okolicę z wysokości. Mimo braku sygnałów, że jest choćby odrobinę popularny kierunek dla innych turystów, obrałem owe wzgórze za swój cel. 
Droga nie była specjalnie długa ani wymagająca. Tzn. chyba jakieś 2h w jedną stronę, ale teraz już dobrze nie pamiętam. Poziom trudności postanowiłem sobie podnieść poprzez stwierdzenie "hmmm, ta ściana wygląda na przyjemną do zaangażowania wszystkich 4 kończyn". No cóż, czy to młodzieńcza fantazja (raczej nie, bo to już ten etap, że śmierdzę moczem i starymi ludźmi), czy brawura pijaka (chyba też nie, bo piwko otworzyłem dopiero na później), czy może absolutny brak dbałości o to, czy coś mi się stanie, sprawiły że wcieliłem ten plan w życie. No i nieomal musiałem zmieniać po wszystkim gacie, bo będąc jakieś 4 metry nad ziemią wielki kawał skały, który chwyciłem i wsparłem na nim cały ciężar ciała, zaczął się nagle wysuwać ze ściany i prawie runąłem na plecy pociągając za sobą ten, na oko, 20+kg głaz mając go tuż przy pysku. Szczęśliwie szybka reakcja i chwycenie innego fragmentu ściany powstrzymały ten proces i tak oto piszę te słowa. Tak więc można znać technikę wspinania itd. ale robienie tego w dziewczym terenie, nawet pozornie bardzo łatwym, może być strasznie debilnym pomysłem. 
Gdy w końcu dotarłem na górę, pomyślałem, że fajnie będzie sobie pić piwko i gapić się na Lago Argentino, zostając na szczycie tak długo, jak tylko zechcę. Ostatecznie nawet nie otworzyłem piwka, bo wiał silny i zimny wiatr, tak więc dość szybko rozpocząłem zejście w stronę miasteczka, po drodze robiąc postój na konsumpcję. 
W mieście stwierdziłem jeszcze, że przetestuję alternatywny sposób zaopatrzenia się w gotówkę, czyli transfery pieniężne Western Union. Co prawda zabrałem ze sobą 800 EUR i 200 USD, ale wiedziałem, że w miesiąc, który miałem spędzić w Argentynie, wydam więcej (wliczając loty, noclegi, płatne wycieczki itd.), więc potrzebowałem dodatkowego sposobu uzyskania magicznego Blue Dollar Rate i oszczędzania blisko 50% na wydatkach. 
Okazało się, że Western Union, w przeciwieństwie do banków, stosował czarnorynkowy kurs wymiany dolara czy euro na peso argentyńskie. Dzięki temu za każde EUR, czy USD dostawało się prawie 2 razy więcej kasy niż wypłacając z bankomatu czy płacąc kartą. O różnicy w kursach pisałem szerzej w poprzednim wpisie. 
Jak wyglądało w praktyce uzyskanie taniego peso dzięki Western Union? Wystarczyło ściągnąć aplikację i zlecić transfer pieniężny z własnej karty debetowej/kredytowej na okaziciela paszportu o podanym numerze. W praktyce każdy podawał swój numer paszportu, więc zlecało się transfer samemu sobie i odbierało gotówkę w dowolnym punkcie Western Union (te były dość popularne w większych miastach i miasteczkach, a El Calafate za takie uchodziło). Minusy? Poza drobną prowizją (co ciekawe, właściciele kart wydanych przez kraje zachodnie mieli wyraźnie wyższą prowizję niż ja) - czas spędzony w kolejce i brak pewności, czy dany punkt ma jeszcze gotówkę. Serio - czytałem z relacji innych osób, że potrafili spędzić 2h w długiej kolejce chętnych na wymianę, a na koniec obejść się smakiem, bo dany punkt już nie miał peso argentyńskich.
Mi akurat udało się zaskakująco łatwo - byłem 5 minut przed zamknięciem punktu, odebrałem zlecony sobie transfer niezbyt wielkiej gotówki (na próbę) i wróciłem do hostelu. Śmieszna rzecz - w hostelu gadam z przypadkowymi ludźmi, którzy narzekali, że byli w tym samym punkcie 10 minut przed zamknięciem (a więc 5 wcześniej niż ja) i odeszli z kwitkiem, bo punkt nie miał już gotówki. Jak to możliwe? Nie wiem.
Wieczór spędziłem na podziwianiu zachodu słońca z okien hostelu (był genialnie położony i miał wielkie okna) oraz głaskaniu licznych piesków korzystających z gościnności tego miejsca. Gdyby ktoś szukał świetnego hostelu w El Calafate, z głębi serca polecam America del Sur Calafate Hostel. Można było zamówić coś do żarcia, dostać piwko, pogłaskać pieski, pogapić się na jezioro - czego chcieć więcej? No i jeszcze ta bliskość jednego z naturalnych cudów świata, czyli lodowca Perito Moreno. Ale o nim w kolejnym wpisie gdzieś za tydzień
#polacorojo #podroze #argentyna #patagonia
96073ec3-22c3-4034-879d-5455e48a10d2
15ecbc0e-4a5c-4fa6-9cfb-0d1e92261039
cd8f15cc-07fb-470e-a394-b50495d197cc
cb899981-ebaf-40e5-ad33-f977aba4f3ca
Sniffer

Z ciekawostek - planując spacerek na to wzgórze zauważyłem na Maps.me jakobym miał przechodzić obok ulic układających się w kształt klucza wiolinowego. Wydało mi się to dziwne, a że Google Maps niczego takiego nie pokazywał, założyłem że był to jakiś Easter egg ze strony jednego z edytorów Maps.me. Przechodząc obok rzeczonego miejsca nic nie było widać - generalnie pusty teren za płotem z nieutwardzonymi drogami, ale po wejściu wyżej okazało się, że faktycznie te ulice układają się w kształt widoczny na mapie Po prostu nie zaczęli jeszcze nic poza tym budować. To co, kto chciałby zostać moim sąsiadem na ulicy OK Computer?

34ea5df0-992b-4170-8886-60017e959445
52aabf1d-b8b8-4645-a8c7-087ec023daf6
Ramirezvaca

@Sniffer jak mogę coś doradzić, używaj Organic Maps nie tego szpiega Maps Me. Tu nawet nie chodzi o szpiegowanie, ale zjada bardziej baterie a teraz dochodzą jakieś rakowe karty itp.

Sniffer

@Ramirezvaca Dzięki za radę! Nie zastanawiałem się nic a nic co do konkretnej appki, po prostu dane z Open Street Maps są znacznie dokładniejsze, a z Maps.me korzystałem już od dawien dawna. Dobrze widzieć, że za Organic Maps stoją oryginalni twórcy Maps.me i że interfejs jest prawie identyczny ze starym Maps.me (bo faktycznie nowa wersja jest jakaś w cholerę nieintuicyjna)

michalnaszlaku

Ale bym sobie tam pojechał

Zaloguj się aby komentować