PK Perfumes - Maderas de Oriente Oscuro
Wczesnojesienne, słoneczne popołudnie pod deszczowym poranku. Czas wziąć się do pracy. Dziadek - technik pszczelarstwa, zakończył właśnie ostatnie miodobranie tego roku. Przygotował ule do zimowania; oczyszczone ramki, oparte o ścianę stodoły, w pełnym słońcu czekają na inspekcję. W powietrzu rozchodzi się woń przysychającego miodu oraz połamanych plastrów.
To wciąż ten sam dzień, jednak czas płynie jakoś inaczej. Pochylający się na dachem, ogromny orzech włoski traci czerniejące liście. Trzeba wejść na górę, strącić resztę orzechów, posprzątać dach. Wybieranie łopatką humusu z orzechowych skorupek, gałązek i liści, zalegającego pomiędzy czarnymi kałużami w dachowych rynnach. Zapach roztartego, gnijącego listowia. Ziemisty, trochę ostry, botaniczny. Humus z liśćmi do jednego wiadra, orzechy do drugiego. Na dół po omszałej, trochę śliskiej drabinie, ostrożnie. Wysyp na dymiącą się kupkę gałęzi i z powrotem na dach. I jeszcze raz, tup tup.
Dym. Nie jakiś tam nowoczesny, z kosiarek, plastiku i śmieci - ale ten stary, swojski, pospolity na prawdziwej, dawnej wsi. Dach posprzątany, reszta orzechów zebrana. To już jesień w pełni. W wilgotnym otoczeniu czuć bliskość lasu: mchem, mokrym poszyciem, grzybami. Ramki, których nie dało się naprawić, wciąż stoją oparte o ścianę. Pachną teraz jak obsikane, ale tylko trochę. Czuć je, kiedy przechodzi się obok stodoły w kierunku świronka. Tam z kolei, jeszcze kilka chwil temu nanizana na drut i rozwieszona pod belką, gigantyczna zielono-żółto-szara gąsienica z liści tytoniu, z wolna brązowieje w słońcu. Jej początkowo pieprzna, sierpniowa ostrość teraz blaknie, drewnieje wraz z całym październikowym podwórkiem. Wilgotność otoczenia - choć coraz słabsza - jeszcze wyczuwalna. Wciąż wiele tu zapachów jesiennego dnia pracy na gospodarstwie utrzymującym się z pielęgnacji oraz zbierania darów natury: pasieka, pole tytoniu, orzechy, grzybobranie. Dymu nie jest wiele - on po prostu jest obecny w tym otoczeniu i nie przeszkadza w doświadczaniu reszty zapachów. Wszyscy do jego obecności są przyzwyczajeni.
Wraz z tym chylącym się już ku końcowi przedziwnym dniem, wszystko przysycha coraz bardziej i bardziej. Wilgoć, która wcześniej niosła na sobie zapachy ciężkiej pracy mikroorganizmów rozkładających organiczną materię, zanika wraz z zachodzącym, listopadowym słońcem. Ustępuje nutom suchych drewien oraz dymu - ten staje się już bardziej oczywisty, wyraźny, uproszczony. Na podwórko patrzymy teraz z ciepłego, suchego wnętrza chaty, przez okno sieni, w której trzyma się mały zapas drewna i połamane ramki na opał, susz owocowy, przyprawy. Tytoń stracił żółte i zielone refleksy. Teraz to już rząd martwych, pomarszczonych i brunatnych liści, przyozdabiający ścianę sieni jak naszyjnik z zębów troli. To część narkotyku przeznaczona na własny użytek, gotowa na swoją ostatnią drogę: tę do płuc potrzebujących.
W tym tonie zapach zamiera; cichnie jeszcze przez dość długi czas. I choć do zimy wciąż daleko, podwórko powoli układa się już do snu - w oczekiwaniu, aż przykryje je pierwszy śnieg.
8,5/10
#perfumy #recenzjeperfum
Wczesnojesienne, słoneczne popołudnie pod deszczowym poranku. Czas wziąć się do pracy. Dziadek - technik pszczelarstwa, zakończył właśnie ostatnie miodobranie tego roku. Przygotował ule do zimowania; oczyszczone ramki, oparte o ścianę stodoły, w pełnym słońcu czekają na inspekcję. W powietrzu rozchodzi się woń przysychającego miodu oraz połamanych plastrów.
To wciąż ten sam dzień, jednak czas płynie jakoś inaczej. Pochylający się na dachem, ogromny orzech włoski traci czerniejące liście. Trzeba wejść na górę, strącić resztę orzechów, posprzątać dach. Wybieranie łopatką humusu z orzechowych skorupek, gałązek i liści, zalegającego pomiędzy czarnymi kałużami w dachowych rynnach. Zapach roztartego, gnijącego listowia. Ziemisty, trochę ostry, botaniczny. Humus z liśćmi do jednego wiadra, orzechy do drugiego. Na dół po omszałej, trochę śliskiej drabinie, ostrożnie. Wysyp na dymiącą się kupkę gałęzi i z powrotem na dach. I jeszcze raz, tup tup.
Dym. Nie jakiś tam nowoczesny, z kosiarek, plastiku i śmieci - ale ten stary, swojski, pospolity na prawdziwej, dawnej wsi. Dach posprzątany, reszta orzechów zebrana. To już jesień w pełni. W wilgotnym otoczeniu czuć bliskość lasu: mchem, mokrym poszyciem, grzybami. Ramki, których nie dało się naprawić, wciąż stoją oparte o ścianę. Pachną teraz jak obsikane, ale tylko trochę. Czuć je, kiedy przechodzi się obok stodoły w kierunku świronka. Tam z kolei, jeszcze kilka chwil temu nanizana na drut i rozwieszona pod belką, gigantyczna zielono-żółto-szara gąsienica z liści tytoniu, z wolna brązowieje w słońcu. Jej początkowo pieprzna, sierpniowa ostrość teraz blaknie, drewnieje wraz z całym październikowym podwórkiem. Wilgotność otoczenia - choć coraz słabsza - jeszcze wyczuwalna. Wciąż wiele tu zapachów jesiennego dnia pracy na gospodarstwie utrzymującym się z pielęgnacji oraz zbierania darów natury: pasieka, pole tytoniu, orzechy, grzybobranie. Dymu nie jest wiele - on po prostu jest obecny w tym otoczeniu i nie przeszkadza w doświadczaniu reszty zapachów. Wszyscy do jego obecności są przyzwyczajeni.
Wraz z tym chylącym się już ku końcowi przedziwnym dniem, wszystko przysycha coraz bardziej i bardziej. Wilgoć, która wcześniej niosła na sobie zapachy ciężkiej pracy mikroorganizmów rozkładających organiczną materię, zanika wraz z zachodzącym, listopadowym słońcem. Ustępuje nutom suchych drewien oraz dymu - ten staje się już bardziej oczywisty, wyraźny, uproszczony. Na podwórko patrzymy teraz z ciepłego, suchego wnętrza chaty, przez okno sieni, w której trzyma się mały zapas drewna i połamane ramki na opał, susz owocowy, przyprawy. Tytoń stracił żółte i zielone refleksy. Teraz to już rząd martwych, pomarszczonych i brunatnych liści, przyozdabiający ścianę sieni jak naszyjnik z zębów troli. To część narkotyku przeznaczona na własny użytek, gotowa na swoją ostatnią drogę: tę do płuc potrzebujących.
W tym tonie zapach zamiera; cichnie jeszcze przez dość długi czas. I choć do zimy wciąż daleko, podwórko powoli układa się już do snu - w oczekiwaniu, aż przykryje je pierwszy śnieg.
8,5/10
#perfumy #recenzjeperfum
@dziadekmarian dzień by bry, podziwiam twoją literacka płodność
Super zdjęcie obstawiam że to ostatnie Twoje żniwa zaraz po dostaniu się do technikum? Ciekawe ile ciał zostało w tych snopach na zawsze
@Cris80 xD
@dziadekmarian Pięknie jak zawsze 👍
Zaloguj się aby komentować