lagun
Osobistość
#opowiadanie
Strajk powszechny Iwo Buller
________________________________________________
– Przepraszam, muszę się temu przyjrzeć na zapleczu. Proszę chwilę zaczekać.
Leon szybko odszedł od okienka, kryjąc się za drzwiami pomieszczenia dla pracowników. Położył zepsuty telefon na stoliku i przez chwilę patrzył nań tępo. Kłopoty ze sprzętem trwały już od jakiegoś czasu, ale ten dzień przypominał wprost apokalipsę. Kolejka do salonu zdawała się nie mieć końca, a ponoć tak samo wyglądała sytuacja we wszystkich lokalach sieci, dla której pracował.
Odetchnął. Czas najwyższy sprawdzić, cóż to za epidemia dopadła smartfony. Nie zwlekając dłużej, podważył tylną klapkę aparatu.
Zwykły użytkownik elektroniki spodziewałby się zapewne wewnątrz baterii, jednak Leon nie pracował w tej branży od wczoraj. Nie zdziwił go zatem widok maleńkiego skrzata, który siedział w trzewiach telefonu i, jakby nigdy nic, raczył się jakimś napojem. Widząc to, Leon podniósł do ust miniaturowe urządzenie przypominające megafon, a mające na celu przyśpieszać i ściszać jego mowę tak, aby była zrozumiała dla karzełka.
– No i co? Dlaczego przestałeś pracować?
Skrzat spokojnie odłożył ledwo widoczny dla człowieka kubek i sięgnął po własną wersję megafonu.
– Dlaczego przestałem? Ha! Dość tego wyzysku, przebrzydłe olbrzymy! Nareszcie wszyscy zdołaliśmy się porozumieć i proklamowaliśmy strajk powszechny. Żądamy powrotu do dawnej grubości telefonów, w takiej ciasnocie nie da się żyć. Postulujemy wprowadzenie trzech godzin spoczynku tak, abyśmy się mogli zdrowo przespać, zawsze o tej samej porze. Domagamy się, aby wyświetlacz szybciej obwieszczał wyczerpanie baterii…
– To już przesada, przecież niedawno skróciliśmy czas pracy po jednym naładowaniu – przerwał Leon.
– Ale to wciąż za mało! Skoro wymagacie od nas coraz większej funkcjonalności, musicie też częściej dostarczać nam jedzenie. A, skoro już przy tym jesteśmy, nie powrócimy do pracy, póki nie zaczniecie wreszcie przesyłać tymi kablami czegoś zjadliwego. Ta papka, którą nam serwujecie, to jakieś obrzydlistwo! – Przerwał, by wziąć głęboki wdech. – Wiem, że to wydaje się śmieszne, karzełki rzucające wyzwanie olbrzymom. Naszą siłą jest jednak jedność! Solidarność i nieustępliwy opór pozwolą nam…
Tyrada trwałaby zapewne dalej, ale Leon przerwał ją, umieszczając klapkę z powrotem na miejscu. Podrapał się zafrasowany w głowę.
– Cholera, mam nadzieję, że szefostwo coś z tym zrobi.
*
Po katastrofie “czarnej środy” wydawało się, że Firma jest już skończona. Jednak produkcja nowego modelu, Xi-15, opartego na nowoczesnych chińskich technologiach, zmieniła wszystko. Smartfon prędko zrobił furorę i w krótkim czasie zawojował rynek. Ten aparat, smuklejszy niż poprzednie i zawierający dużo więcej opcji, okazał się jednocześnie niemal niezawodny i działający nawet tydzień po jednym naładowaniu. Trudno się dziwić, że już po paru tygodniach nikt nie pamiętał stania pół dnia w kolejce z zepsutym telefonem tylko po to, by się dowiedzieć, że urządzenie uległo tajemniczej awarii i jest nie do naprawienia.
*
Po raz pierwszy od miesiąca do salonu Leona trafił telefon z usterką, która wymagała sprawdzenia na zapleczu. Mając wciąż w pamięci nie tak dawne wydarzenia, drżącą ręką uchylił klapkę. W środku ujrzał stworka przypominającego miniaturkę chińskiego smoka. Biedaczysko leżało na boku, dysząc ciężko. Zdjęty litością Leon przyjrzał mu się uważnie, sięgając po megafon. Podejrzewał przepracowanie, wszak mały operator smartfona Xi musiał obsługiwać niespotykaną dotąd liczbę aplikacji.
– Co ci jest, biedaku?
Smoczek z trudem uniósł własne urządzenie i wyszeptał:
– Cing ciang ciong.
Leonowi opadły ręce. Ci geniusze z góry zaoszczędzili sobie na skrzacich pracownikach, ale o translator dla nowych już się nie postarali. Pokręcił głową. Chyba znów będzie musiał oświadczyć, że usterka wymaga przesłania telefonu do naprawy. Pytanie, czy mały stworek trafi do szpitala, czy też taniej będzie zaoferować klientowi nowy aparat. Spojrzał na smoczka. Wątpił, by zapewniono mu porządną opiekę. Z drugiej strony, jak on mógł sam mu pomóc? Westchnął, jednocześnie zamykając klapkę.
Strajk powszechny Iwo Buller
________________________________________________
– Przepraszam, muszę się temu przyjrzeć na zapleczu. Proszę chwilę zaczekać.
Leon szybko odszedł od okienka, kryjąc się za drzwiami pomieszczenia dla pracowników. Położył zepsuty telefon na stoliku i przez chwilę patrzył nań tępo. Kłopoty ze sprzętem trwały już od jakiegoś czasu, ale ten dzień przypominał wprost apokalipsę. Kolejka do salonu zdawała się nie mieć końca, a ponoć tak samo wyglądała sytuacja we wszystkich lokalach sieci, dla której pracował.
Odetchnął. Czas najwyższy sprawdzić, cóż to za epidemia dopadła smartfony. Nie zwlekając dłużej, podważył tylną klapkę aparatu.
Zwykły użytkownik elektroniki spodziewałby się zapewne wewnątrz baterii, jednak Leon nie pracował w tej branży od wczoraj. Nie zdziwił go zatem widok maleńkiego skrzata, który siedział w trzewiach telefonu i, jakby nigdy nic, raczył się jakimś napojem. Widząc to, Leon podniósł do ust miniaturowe urządzenie przypominające megafon, a mające na celu przyśpieszać i ściszać jego mowę tak, aby była zrozumiała dla karzełka.
– No i co? Dlaczego przestałeś pracować?
Skrzat spokojnie odłożył ledwo widoczny dla człowieka kubek i sięgnął po własną wersję megafonu.
– Dlaczego przestałem? Ha! Dość tego wyzysku, przebrzydłe olbrzymy! Nareszcie wszyscy zdołaliśmy się porozumieć i proklamowaliśmy strajk powszechny. Żądamy powrotu do dawnej grubości telefonów, w takiej ciasnocie nie da się żyć. Postulujemy wprowadzenie trzech godzin spoczynku tak, abyśmy się mogli zdrowo przespać, zawsze o tej samej porze. Domagamy się, aby wyświetlacz szybciej obwieszczał wyczerpanie baterii…
– To już przesada, przecież niedawno skróciliśmy czas pracy po jednym naładowaniu – przerwał Leon.
– Ale to wciąż za mało! Skoro wymagacie od nas coraz większej funkcjonalności, musicie też częściej dostarczać nam jedzenie. A, skoro już przy tym jesteśmy, nie powrócimy do pracy, póki nie zaczniecie wreszcie przesyłać tymi kablami czegoś zjadliwego. Ta papka, którą nam serwujecie, to jakieś obrzydlistwo! – Przerwał, by wziąć głęboki wdech. – Wiem, że to wydaje się śmieszne, karzełki rzucające wyzwanie olbrzymom. Naszą siłą jest jednak jedność! Solidarność i nieustępliwy opór pozwolą nam…
Tyrada trwałaby zapewne dalej, ale Leon przerwał ją, umieszczając klapkę z powrotem na miejscu. Podrapał się zafrasowany w głowę.
– Cholera, mam nadzieję, że szefostwo coś z tym zrobi.
*
Po katastrofie “czarnej środy” wydawało się, że Firma jest już skończona. Jednak produkcja nowego modelu, Xi-15, opartego na nowoczesnych chińskich technologiach, zmieniła wszystko. Smartfon prędko zrobił furorę i w krótkim czasie zawojował rynek. Ten aparat, smuklejszy niż poprzednie i zawierający dużo więcej opcji, okazał się jednocześnie niemal niezawodny i działający nawet tydzień po jednym naładowaniu. Trudno się dziwić, że już po paru tygodniach nikt nie pamiętał stania pół dnia w kolejce z zepsutym telefonem tylko po to, by się dowiedzieć, że urządzenie uległo tajemniczej awarii i jest nie do naprawienia.
*
Po raz pierwszy od miesiąca do salonu Leona trafił telefon z usterką, która wymagała sprawdzenia na zapleczu. Mając wciąż w pamięci nie tak dawne wydarzenia, drżącą ręką uchylił klapkę. W środku ujrzał stworka przypominającego miniaturkę chińskiego smoka. Biedaczysko leżało na boku, dysząc ciężko. Zdjęty litością Leon przyjrzał mu się uważnie, sięgając po megafon. Podejrzewał przepracowanie, wszak mały operator smartfona Xi musiał obsługiwać niespotykaną dotąd liczbę aplikacji.
– Co ci jest, biedaku?
Smoczek z trudem uniósł własne urządzenie i wyszeptał:
– Cing ciang ciong.
Leonowi opadły ręce. Ci geniusze z góry zaoszczędzili sobie na skrzacich pracownikach, ale o translator dla nowych już się nie postarali. Pokręcił głową. Chyba znów będzie musiał oświadczyć, że usterka wymaga przesłania telefonu do naprawy. Pytanie, czy mały stworek trafi do szpitala, czy też taniej będzie zaoferować klientowi nowy aparat. Spojrzał na smoczka. Wątpił, by zapewniono mu porządną opiekę. Z drugiej strony, jak on mógł sam mu pomóc? Westchnął, jednocześnie zamykając klapkę.
Zaloguj się aby komentować