- Ostatnio dużo się mówi o rosyjskich wpływach. Ponieważ jednak mówią to Tusk i ludzie z KO, niektórzy nie oparli się pokusie symetryzowania, że oto dzieje się dokładnie to co za PiS. Bezpodstawne oskarżenia używane jako wyborcza pałka, brak konkretów, gra pod publiczkę i tak dalej. W tym kontekście wyśmiewana jest na przykład teza, że Rosjanie mogli pomóc PiS w wygraniu wyborów w 2015 roku. Tych, którzy wskazują na ich oczywisty udział w tej aferze wyzywa się od paranoików. A że za dwa tygodnie minie dziesięć (tak: dziesięć) lat od ujawnienia pierwszych taśm, spróbujmy opowiedzieć tę historię, szukając innego, “normalnego” wyjaśnienia.
- Otóż było to tak, że politycy rządzącej wtedy PO wymyślili sobie, że raz na jakiś czas będą się spotykali w knajpie na imprezce. Z kilkuset bardziej luksusowych knajp w Warszawie, wybierają akurat Lemongrass, założone przez dyrektora finansowego polskiej filii Łukoilu,niejakiego Andrzeja Kisielińskiego. Rzeczony dyrektor ma też inne spółki. Ze wszystkich możliwych wspólników, w jednej z nich wybiera sobie Andrija Personę/Kononenko, który jeszcze w latach 90. miał pracować w branży energetycznej dla rosyjskiego oligarchy Siemona Mogilewicza, a przed którym służby ostrzegały polityków już przed 2005 rokiem. Tenże Persona/Kononenko mógł robić wiele rzeczy, ale jedną z nich było współfinansowanie Lemongrass. Ale to wszystko przypadki są, ot co.
W tejże knajpie, politycy PO są podsłuchiwani. Jednym z zakładających podsłuchy jest kelner Łukasz N.
- Gdy świadomość powyższego dociera w końcu do umysłów polityków PO, przestają do Lemongrassa przychodzić. Wkrótce restauracja zostaje zamknięta, co z pewnością pozostaje bez związku z aktywnością polskich służb. Najpierw wykupuje ją firma Chemtank, która z tysięcy możliwych działalności, zajmuje się akurat handlem parafiną z Łukoilem, więc oczywiście, że chciała mieć w portfolio zupełnie zwykłą, a także zadłużoną, restaurację. Po jakimś czasie Chemtank postanawia odsprzedać lemongrassową firmę komuś innemu. Może wybrać kogokolwiek, kto byłby chętny, wybiera Rosjanina imieniem Aleksander Prokopienko, do którego wkrótce dołącza, ze wszystkich narodów, drugi Rosjanin Oleg Jeremiejew. Ten ostatni mógł być każdym, biznesmenem, politykiem, artystą, ale okazał się być akurat absolwentem wydziału wojsk wewnętrznych Kaliningradzkiego Instytutu Pogranicza Akademii Federalnej Służby Bezpieczeństwa. To oczywiście przypadek, a jak.
- Ale spokojnie. Bowiem kelner Łukasz N. w magiczny sposób już pół roku wcześniej wiedział, że lada moment otworzy się druga knajpa, niesławna Sowa, do której zaczął zapraszać polityków PO. Zapraszał ich również ex-senator PO Tomasz Misiak (wyrzucony z partii w 2009), który mógł prowadzić biznesy w Czechach, Portugalii czy Tajlandii, ale jednak prowadził je w Rosji, zresztą w spółeczce z dwoma pracującymi dla oligarchów biznesmenami.
- Sowa była już wtedy zarejestrowana jako spółka (a właściwie dwie), w tym samym mieszkaniu, przez które przewijało się, ze wszystkich możliwych “współlokatorów”, akurat wiele spółek Grupy Radius. Sama Sowa została założona m.in. przez dwóch biznesmenów, związanych z Radiusem, którzy potem grzecznie się wycofali. Nie ma w tym nic niezwykłego. W końcu szef Radiusa Robert Szustkowski mógł się zajmować w życiu czymkolwiek, ale na skutek niezwykłego zbiegu okoliczności okazało się, że był wcześniej dyrektorem polskiej filii rosyjskiego MontażSpiecBanku. Zostawmy już, że MSBank obsługiwał państwowe podmioty w ZSRR, a potem w Rosji, bo akurat to w latach 90. można uznać za normalne. We władzach tego banku mogli być różni ludzie, zwykli menedżerowie, tyle że rosyjscy, no ale, wyobraźcie sobie, akurat w tym banku, był to między innymi były pierwszy wicepremier ZSRR Lew Woronin i były oficer KGB Dmitrij Buriejczenko. Sami widzicie, że to zupełnie normalna instytucja. Zatem jest zupełnie normalnym, że dyrektorem jej polskiej filii zostaje niespełna 30-letni Szustkowski, który nie ma żadnego wykształcenia finansowego, ani podobnego. Zatem zupełnie normalnym jest, że gdy rzeczony człowiek zakłada potem Radiusa, to związani z nim ludzie zakładają Sowę, w której po zamknięciu Lemongrassa zaczną spotykać się politycy PO, których wkrótce zacznie się w niej nagrywać.
- To jest zupełnie normalna historia, serio. To, że Szustkowski robił biznesy w Rosji od przełomu lat 80. i 90., i że później był na wiele sposobów związany biznesowo z przynajmniej dwoma rosyjskimi oligarchami Lwem Kwietnojem i Andriejem Skoczem - też. W końcu to miliarder. Wiadomo, że robi interesy w różnych krajach.
- No dobrze, widzę, że popadacie już w paranoję, ale spokojnie, tu naprawdę nie ma żadnych Rosjan. Otóż podsłuchy w Sowie formalnie zlecił Marek Falenta. W Polsce są tysiące biznesmenów milionerów, którzy zajmują się najróżniejszymi rzeczami, ale akurat Falenta zajmował się sprowadzaniem do Polski rosyjskiego węgla. To zupełnie normalny biznes, nic nadzwyczajnego. Zupełnie bez związku z tym, że wiosną 2013 roku, Falenta zlecił podsłuchy, które realizował ten sam kelner Łukasz N., który wcześniej robił to w Lemongrassie. Falencie szło tak dobrze w jego absolutnie normalnym biznesie, że zadłużył się w rosyjskim koncernie KTK na kilkadziesiąt milionów złotych. KTK, jak każda zupełnie normalna firma, jest kierowany przez bliskiego Putinowi oligarchę, a nadzorował ją Aman Tulejew, odznaczony później medalem za “zjednoczenie Krymu i Sewastopola z Rosją”. W polskiej filii KTK Polska wiceprezesem był z kolei Dmitrij Larin, absolwent wyższej szkoły wojskowej dla oficerów politycznych w Nowosybirsku, weteran wojen o Karabach i w Czeczenii, oficer wojsk wewnętrznych, absolwent wydziału wojsk pogranicza i wewnętrznych o specjalizacji: dowodzenie wojskami specjalnymi i wywiadowczymi.
Zupełnie normalna firma. Normalny biznes. Nie histeryzujcie.
- Falenta mógł mieć wiele powodów, by chcieć nagrywać polityków. Mógł po prostu chcieć ich szantażować za pieniądze. Chcieć mieć na nich wpływ. Zabezpieczyć się na wypadek śledztwa w sprawie jego wcześniejszych biznesów, gdzie miał już kłopoty z prawem. Zemścić się za jakiś uraz, prawdziwy, czy nie. Dlatego nie ma co przykładać zbyt wielkiej wagi, że zaczyna “zbierać” nagrania akurat wtedy, gdy służby zaczynają interesować się jego węglowym biznesem. Ani do tego, że w tym czasie kilkukrotnie spotyka się z przedstawicielami KTK. Ani do tego, że taśmy zostają odpalone zaraz po tym, gdy służby wjeżdżają z framugami w węglową firmę Falenty.
To są przypadki, które z pewnością da się wytłumaczyć w normalny sposób.
- Wreszcie, gdy śledztwo w sprawie afery trwa, CBŚP i ABW w zadziwiający sposób odrzucają wszystkie powyższe wątki, przepraszam: nie popadają w antyrosyjską paranoję, ot co. Wkrótce nadzorujący śledztwo wiceszef CBŚP Rafał Derlatka odchodzi ze służby do sektora prywatnego. Może wybrać setki firm, ale wybiera akurat KTK.
- No i teraz powiedzcie, czy nie widzicie, że to wszystko przypadek, niefortunne zbiegi okoliczności, rojenia Piątka i Rzeczkowskiego? Przecież równie dobrze Lemongrass mógł być założony przez dyrektora Żabki, a zlikwidowany przez dwóch Austriaków. Sowa mogła być założona przez ludzi Inpostu, a Szustkowski mógł robić biznesy w USA lub Chile. Misiak mógł być po prostu biznesmenem milionerem i przyjacielem polityków, z firmą w Chorwacji. Falenta mógł dalej zajmować się zadłużeniem szpitali, a nie rosyjskim węglem. Derlatka mógł się zatrudnić w dowolnej firmie consultingowej, która chętnie przyjęłaby jego wiedzę i doświadczenie, a nie w KTK. A że tak się nie stało?
To tylko Wasza obsesja i paranoja. Tak było, nie ściemniam. Dlatego gdy teraz ktoś próbuje wreszcie się tą sprawą zająć, to tylko dowód, że uprawia taką samą politykę jak Macierewicz. A chcecie być jak Macierewicz? No właśnie, szach mat.
#jebacpis #zostaniecierozliczeni #polityka #putinowskapolska #bekazpisu
(Tekst nie mój, źródło: Doniesienia z putinowskiej Polski na fb)
Niektóre źródełka (serio, googlujcie po prostu o Szustkowskim, MontażSpiecBanku, KTK, Falencie, Sowie itd.)
https://wyborcza.pl/7,75398,28511683,glapinski-zamiana-domow-i-akta-rosyjskiego-banku-wyborcza.html
https://www.press.pl/tresc/75149,rzeczkowski-i-_polityka_-wygrali-z-rosyjska-spolka-paliwowa
Oraz "Obcym Alfabetem" Rzeczkowskiego
Przez podsłuchy orban obalił na węgrzech socjalistów. Nasze barany niczego się nie nauczyły i paplały w publicznej knajpie jak to szef MSWiA kazał psom podpalić budkę pod ruską ambasadą
@bleblebator-bombambulator pycha kroczy przed upadkiem
Znamienne jest też to, że ten temat został zupełnie zgaszony na okres panowania pisu. Poufna rozmowa też sobie skacze po różnych serwerach, wrzuca różne kwiatki i jakoś przez te 8 lat nikt jak się wydaje nawet nie szukał kto za tym stoi.
@ColonelWalterKurtz nie szerz paranoi! To na pewno jest przypadek!
@Wyrocznia Wartościowy post z sporą ilością faktów, ale gdybym miał się do czegoś przyczepić to do formy tego tekstu. Posługując się ironią oraz sarkazmem zmniejszasz grono osób które ten tekst zrozumieją. Bo biorąc pod uwagę że wydarzenia które opisujesz miały miejsce w czasach rządu PO-PSL i wtedy służby były pod ich nadzorem, to fakt że czołowi politycy spotykali się w tych restauracjach świadczy albo o niekompetencji służb, albo celowym działaniu służb na niekorzyść rządu i naszego państwa. I tutaj osoba mniej zręczna w wyłapywaniu ironii może odebrać ten tekst jako dowód na współprace rządu PO-PSL i służbami rosyjskimi.
@Wyrocznia Pamiętam oczywiście sprawę nagrań w Sowie, czytałem to wszystko. Nasi politycy dali się nagrać jak kompletni debile, albo po prostu czuli się zupełnie pewnie i bezpiecznie.
Jeśli chodzi o wpływy rosyjskie, to warto zbadać też wątek sprzed kilku lat, kiedy polska Straż Graniczna była nazywana "nazistami" i "mordercami dzieci", kiedy próbowała bronić polskiej granicy przed atakiem hybrydowym z Białorusi. Dzisiaj próbuje się tuszować tamte skandaliczne wypowiedzi polityków Koalicji, ale w Internecie nic nie ginie. Warto sprawdzić powiązania tamtych polityków, żeby przekonać się w czyim interesie działali.
Zaloguj się aby komentować