O tym, jak zakończył się mój pierwszy poważny związek przez chorą akcję.
Byłem studentem i od jakiegoś czasu tworzyłem związek z dość fajną różową. Relacja była na tyle udana, że z uwagi na chęć większej bliskości i oszczędność zdecydowaliśmy się zamieszkać razem. Pierwsze dni sielanka, choć z czasem pojawiały się jaikeś zgrzyty. Nie mniej jednak - laseczka była naprawdę mega zaangażowana w ten związek. Wynajmowaliśmy wtedy bardzo małą kawalerkę, w której w razie zaproszenia kogoś do mieszkania intymności raczej nie było. Salon z aneksem, łazienka przy samym salonie, w sumie wszystko razem, praktycznie brak korytarza.
Któregoś dnia różowa zdecydowała się zaprosić rodziców do domu. To miał być ten dzień, w którym poznam ojca i matkę swojej wybranki. Wszystko odgórnie zaplanowane, przyjechać mieli na 16 razem z różową, która dzień wcześniej pojechała do domu rodzinnego pomóc przy jakichś obowiązkach. Około godziny 14 poszedłem na ciężkie posiedzenie na tronie, które okazało się być istną bitwą stalingradzką dla mojego organizmu. Po jakichś 40 minutach ciężkiej wymiany ciosów zorientowałem się, że zabrakło papieru toaletowego. Nie ma nigdzie. Nawet chusteczek.
Zestresowany poderwałem się z kibla z obsmarowaną dupą i zacząłem nerwowo szukać po mieszkaniu jakiejś alternatywy. Jedyną rzeczą, na którą trafiłem, był chleb niekrojony. Wiecie, taki co poleży jeden dzień i nieco zmięknie. Nie zastanawiając się ani chwili, odkroiłem kilka kromek chleba i wróciłem na posiedzenie. Czułem obrzydzenie do samego siebie na myśl o tym, co zrobię, ale po chwili pozytywnie się zdziwiłem. Kromeczki były mięciutkie, ich kształt idealnie dopasowany do czyszczenia całej okolicy..no wiadomo. Czułem błogi raj, kiedy pszenica z żytem otulały moje pośladki.
Szykowałem się do wyjścia z toalety, a w mojej ręce zostało jeszcze trochę chleba. Wtedy usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Szybko zerkam na zegarek - 15.00, co jest? Usłyszałem tylko "JESTEŚMY SZYBCIEJ..." a chwilę po tym męski, potężny głos niedoszłego teścia "CHRYSTE PANIE, CO TO ZA POTWORNY SMRÓD?", a sekundy po tym kaszel swojej niedoszłej teściowej i kolejną porcję komentarzy. Kiedy nacisnąłem spłuczkę, nastała cisza. Moja dziewczyna szarpnęła za klamkę i ukazałem się wszystkim stojąc z chlebem w ręku. Zaczęli się burzyć, bo zapewne pomyśleli, że zakąszam przy sraniu. Zacząłem się tłumaczyć, że to nie tak, po prostu zabrakło papieru toaletowego...i to był zły pomysł. Ojciec mojej eks wypalił tylko : "chłopcze, ty jesteś popierdolony". Stałem jak zamurowany i w tym samym momencie poziom wody w muszli klozetowej drastycznie się podniósł. Niestety, sracz nie przyjął sporej porcji pieczywa. Woda wylała wraz z całą zawartością odchodów i napłynęła wszystkim pod nogi. Dziewczyna z matką dosłownie wybiegły z mieszkania, a teść strzelił mi jeszcze siarczystą lepę na pysk i powiedział, żebym nie zbliżał się do jego córki.
I nie zbliżyłem się. Laska zerwała całkowicie kontakt, a wina za awarię sracza spadła na mnie. Najgorzej było tłumaczyć się właścicielowi z tego, w jaki sposób chleb znalazł się w klozecie. Od tej pory zawsze noszę w spodniach awaryjnie paczkę chusteczek.

Zaloguj się aby komentować