Kefas
Specjalista
Niektórzy zwrócili uwagę, że pod postami z kotami piszę "nie cierpię kotów". W sumie pisałem nieco żartem. Bo tak na serio, to nie chodzi o same koty, które są fajnymi zwierzętami. Irytuje mnie tylko pewne zjawisko społeczne.
Na przykład moja ciocia ma koty i nie wyobraża sobie życia bez nich i dostaje szału na wieść o tym, że jakiegoś kotka ktoś trzyma na dworze, albo w garażu, a nie w domu. A jednocześnie ta sama ciocia bez mrugnięcia okiem przekonała swoją córkę do aborcji, żeby córce oszczędzić trudów rodzicielstwa (to po prostu ohydna postawa...) i radośnie się o tym chwalą i ogólnie wychowała swoje córki tak, że każda ma koty, ale nie chcą mieć dzieci i na wzmiankę o dzieciach widać w nich pogardę.
Ogólnie to zwierzątka służą często jako substytut zaspokajający instynkt macierzyński, rodzicielski, pustkę w zmarnowanym życiu i robi się lekka psychozą społeczną. Ludzie podniecają się kotami jak jakimiś poł bożkami i coraz częściej widzę syndrom Bambie - bardziej rozczulają się nad zwierzętami niż nad innymi ludźmi.
Na przykład moja ciocia ma koty i nie wyobraża sobie życia bez nich i dostaje szału na wieść o tym, że jakiegoś kotka ktoś trzyma na dworze, albo w garażu, a nie w domu. A jednocześnie ta sama ciocia bez mrugnięcia okiem przekonała swoją córkę do aborcji, żeby córce oszczędzić trudów rodzicielstwa (to po prostu ohydna postawa...) i radośnie się o tym chwalą i ogólnie wychowała swoje córki tak, że każda ma koty, ale nie chcą mieć dzieci i na wzmiankę o dzieciach widać w nich pogardę.
Ogólnie to zwierzątka służą często jako substytut zaspokajający instynkt macierzyński, rodzicielski, pustkę w zmarnowanym życiu i robi się lekka psychozą społeczną. Ludzie podniecają się kotami jak jakimiś poł bożkami i coraz częściej widzę syndrom Bambie - bardziej rozczulają się nad zwierzętami niż nad innymi ludźmi.