Narzeczony ugotowany we wrzącym smalcu!

Narzeczony ugotowany we wrzącym smalcu!

CiekawostkiHistoryczne.pl
Co zrobić z narzeczonym, jeśli nie spełnia oczekiwań? Według przedwojennych przykładów można go na przykład ugotować. Albo poćwiartować. Albo - ostatecznie - oblać kwasem solnym.

Nagłówek na czołówce jednego z lutowych numerów „Dziennika Porannego” w 1936 roku krzyczał: Sensacyjny proces o ugotowanie narzeczonego we wrzącym smalcu! Dziennikarze nie podali nazbyt wielu szczegółów, ale te które trafiły do artykułu wystarczają, by stwierdzić, że w związku 15-latki z 30-letnim Perecem Elenbergiem (to on był ofiarą) nie układało się nie najlepiej.

Krytycznego dnia Elenberg przybył do mieszkania Junkierowej, gdzie wynikła awantura, przyczem Chaja Junkierówna oblała śpiącego w łóżku Elenberga przygotowanym w tym celu wrzącym smalcem. Junkierowa zakneblowała narzeczonemu usta, bracia jej trzymali go za ręce i nogi, a córka oblewała go wrzącym smalcem.
To musiało boleć! Elenberg nie przeżył katuszy, a Junkierówna dołączyła do wcale nie małych szeregów młodocianych przestępczyń.

Co ciekawe zbrodnia – choć szczególnie okrutna – powielała niezwykle popularny motyw. Zdradzane lub porzucone dziewczęta co i rusz wylewały niewiernym narzeczonym na twarz butelki kwasu siarkowego. Kiedy zaś kwasu nie było pod ręką, brały inną truciznę, smołę, albo choćby smalec.
Wszystko zaczęło się od głośnej sprawy z Paryża. W 1875 roku wdowa nazwiskiem Grass potraktowała kochanka kwasem i moda się przyjęła. Jak widać w tamtej epoce zwyczaje utrzymywały się długo, bo po pięćdziesięciu latach wciąż powszechnie dawano prosto w oczy zajzajerem.

Stanisław Milewski, autor „Ciemnych spraw międzywojnia”, opisał taką historię z 1924 roku. Niejaka Franciszka Wacławiak zerwała wprawdzie długoletnie narzeczeństwo z policjantem Danielem Lachowiczem, ale gdy w kościele usłyszała jego zapowiedzi – wylała na niego butelkę kwasu siarkowego. Wypaliła mu oczy, przez co pozbawiła posady.
O dziwo sąd potraktował ją dość pobłażliwie, jakby nie mając na względzie, że twarz stracił (dosłownie!) stróż prawa. Wacławiakówna trafiła do więzienia na dwa lata.

Kwasem prosto w oczy
Za tym samym schematem próbowała podążyć Leokadia D., dwudziestoletnia służąca z Łodzi, ale wypadki potoczyły się zupełnie nie po jej myśli.
Gazeta „Prąd” pisała w numerze z 28 listopada 1931 roku:
Michał Łakowski przez czas dłuższy obcował bliżej z D. której oświadczył zamiar poślubienia jej. Naiwna służąca nie znała nawet adresu swego narzeczonego. Przed kilku dniami D. dowiedziała się, że Łakowski zdradza ją i zamierza poślubić inną kobietę.

Historia była, jak widać, typowa. I rozwiązanie też miało być typowe.
Leokadia, jak gdyby nigdy nic, zaprosiła kłamliwego narzeczonego na przechadzkę. Tym razem przyszła jednak zaopatrzona w butelkę kwasu solnego. Pod oknami kamienic na ulicy Cegielnianej rozegrała się głośna kłótnia. Łakowski do wszystkiego się przyznał, ale nie zamierzał okazywać skruchy. Wtem:
D. wyjęła butelkę i wychyliwszy część jej zawartości resztą zamierzała oblać twarz towarzysza. Ten zorjentował się jednak w zamiarach D. i wyrwał jej butelkę, przyczem w czasie szarpania płyn rozlał się i poparzył twarz i ręce D.

Zatrutą i poparzoną dziewczynę odwieziono w bardzo ciężkim stanie do szpitala. Policja zatrzymała Łakowskiego, ale że niczego poza obroną własną nie można mu było udowodnić, zaraz został wypuszczony.
W tym przypadku motywem było niewątpliwie zranione uczucie. Często jednak partnerki próbowały się uwolnić od mężczyzn, których bynajmniej nie kochały.

Poćwiartowany narzeczony
W ostatnich dniach grudnia 1935 roku Łódź została poruszona strasznem odkryciem. Ze stawu scheiblerowskiego wyciągnięto poćwiartowane zwłoki mężczyzny. Po kilku dniach policja rozwikłała krwawą zagadkę. Nie chodziło, wbrew pierwotnym przewidywaniom, o bandyckie porachunki ani ofiarę napadu. W stawie leżał trup wyrodnego narzeczonego.

Ofiarą był 23-letni Stanisław Kubik, robotnik Widzewskiej Manufaktury. Mordu na nim dokonało wespół pięć osób: Agnieszka Bielczyk, Zofia Bielczyk, jej córka Anna Jabłońska, a także 23-letni Henryk Bielczyk i 16-letni Feliks Bielczyk. Przy tym prowodyrkami były same kobiety, bowiem obaj chłopcy byli według policji niedorozwinięci umysłowo. Sprawę wyjaśniał „Dziennik Poranny” w numerze z 9 stycznia 1936 roku:
Zamordowany w tak okrutny sposób robotnik (…) był narzeczonym Zofji Bielczykówny. Bielczykówna była poprzednio zaręczona z niejakim Watczakiem. Kubik, który był awanturnikiem i typem zdecydowanym na wszystko, groźbą śmierci i terroru zmusił swego rywala do ustąpienia. Później Kubik zaczął terroryzować rodzinę Bielczyków. Wszystkie pieniądze, które zarabiał, przeznaczał na wódkę, którą wypijał w mieszkaniu Bielczyków (…).
Krytycznego dnia po hucznej libacji doszło pomiędzy uczestnikami pijatyki do bójki, w czasie której Kubik został zamordowany. Aby się pozbyć zwłok i uniknąć w ten sposób kary, uradzono, aby ciało poćwiartować i części ukryć.
Większość ciała policja wydobyła ze stawu, brakowało mu jednak nóg i głowy. Po paru dniach te pierwsze wydobyto z dołu kloacznego pod wychodkiem na podwórzu kamienicy, w której mieszkała Bielczykówna. Głowę wyciągnięto z kloaki sąsiedniego domu. Wszystkie kobiety trafiły przed sąd. Gazeta poinformowała, że grozi im kara śmierci.

Nawet brutalniejsza, a na pewno bardziej niezwykła historia rozegrała się paręnaście lat wcześniej w Warszawie. Sprawę uznano za tak bulwersującą, że nigdy nie trafiła do prasy, a opisano ją tylko w orzeczeniu Sądu Najwyższego z 15 czerwca 1921 roku, które wygrzebał z archiwów Stanisław Milewski.
Niejaki Władysław Targowski – notabene „goj” – zgwałcił lub wykorzystał nieznaną z imienia i nazwiska żydowską dziewczynę. Jej bracia napadli go, ciężko pobili, a na dodatek skutecznie uniemożliwili mu skrzywdzenie jakiejkolwiek innej dziewczyny. Mianowicie jeden z nich… odgryzł Targowskiemu jądra. Ofiara wykrwawiła się na śmierć. To się nazywa zemsta!
#truecrime

Komentarze (1)