Najpopularniejszy zapomniany karabin, czyli AR-18
hejto.plTo właśnie ten koleżka. Niezbyt urodziwy, ale bardzo skuteczny.
W tym samym roku gdy samolot, którym lecieli Buddy Holly, Ritchie Valens i J.P Richardson rozbija się kilka minut po starcie zabijając wszystkich na pokładzie, Amerykańska firma Armalite nie mogąc uporać się z problemami finansowymi i kilkoma usterkami w swoim prototypowym karabinku, sprzedaje do niego prawa równie Amerykańskiej firmie Colt.
A nie, czekaj. Amerykańska to była, teraz jest pomidorek, to znaczy Czeska.
Niewiele później w ślady praw do karabinku idzie jego główny konstruktor, Eugenne Stoner. W sensie, nie, że Armalite go sprzedało, bo to był rok 1960 a nie 1860 tylko, że również przeszedł do firmy Colt, bo AR-15 było czymś nad czym intensywnie pracował i całkiem logicznym jest, że chłop chciał te prace kontynuować. Jak pokaże historia, zrobił całkiem słusznie, ale nie wyprzedzajmy faktów, gdyż w wspomnianym roku 1960 Stoner i konstruktorzy Colta rozwiązali wszystkie dotychczasowe problemy (między innymi zmienili skok gwintu lufy co drastycznie poprawiło celność broni) i uznali, że karabinek jest gotowy do seryjnej produkcji.
No tak się akurat zabawnie złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie Armia Amerykańska poszukiwała swojego nowego karabinu szturmowego, zasilanego równie nowym pośrednim nabojem 5,56x45 (który miał zastąpić forsowany przez nich na początku lat pięćdziesiątych nabój 7,62x51).
Po lewej 7,62x51, w środku 5,56x45, po prawej Bateria AA. Naboje można lizać, z baterii nie należy strzelać. Ani lizać.
Konstrukcja Stonera miała obie te cechy, a do tego była w zasadzie jedynym kandydatem, więc US Army zbyt długo się nie zastanawiało, tym bardziej, że sytuacja w Wietnamie zaczynała się robić coraz bardziej gorąca (bo wiecie, tam bywa bardzo gorąco hehe) a raporty po pierwszych starciach amerykańskich M14 i używanych przez Wietnamczyków karabinków AK wykazały, że w trybie automatycznym M14 przez swój potworny odrzut jest niemal nieużywalny (w przeciwieństwie do AK), więc ochoczo rozpoczęto testy i próby nowej broni Colta. Jak się później okazało, Wietnam wspomniany karabin, i to pomimo panujących upałów przywitał niezbyt ciepło, a jak się za chwilę okaże, wspomnianym karabinem był Colt Model 603, czyli XM16E1.
Czyli wczesne M16.
Losy M16 to zdecydowanie historia na inny wpis, ale musiałem nakreślić pewien kontekst, gdyż losy AR-18 i AR-15 są ze sobą dosyć mocno powiązane. Choć niekoniecznie w sposób o którym myślicie.
Armalite po sprzedaży praw do AR-15 nie postanowiło po prostu "dać se spokój", zająć się hodowlą jedwabników, zwolnić wszystkich w pizdu czy przejebać całą kasę na fidget spinnery, o nie nie.
Czasami po prostu podejmujemy niewłaściwe decyzje w niewłaściwym czasie.
Załoga firmy zakasała rękawy i postanowiła opracować alternatywną broń zasilaną tym samym nabojem. I teraz należy rozprawić się z pewnym mitem, gdyż z wszystkich pięciu osób, które w ogóle o AR-180 słyszały (to żart, pewnie jest ich co najmniej z siedem), większość może myśleć, że AR-18 wywodzi się z pozostałości po projekcie AR-15 albo, że to swojego rodzaju jego budżetowa wersja. To błąd, AR-18 jest budżetową bronią, ale wywodzącą się ze starszych AR-10 oraz późniejszego AR-16, gdzie po raz pierwszy zastosowano inspirowany radzieckim SVT-40 system krótkiego skoku tłoka. AR-18 w ogromnym uproszczeniu można nazwać zmniejszonym i przekonwertowanym AR-16 na słabszy nabój.
Podobieństwo do AR-18 jest widoczne na pierwszy lub drugi rzut oka. Zależy jak spojrzeć.
Najważniejszym założeniem nowej broni Armalite było zmniejszenie kosztów produkcji i poprawienie niezawodności konstrukcji względem AR-15, którego jedną z najważniejszych cech była niska waga (Załadowane M16A1 z trzydziestonabojowym magazynkiem ważyło zaledwie 3,6kg w porównaniu do ponad pięciokilowego M14), jednak największą zmianą była zmiana układu gazowego. Armalite wraz z prawami do AR-15 sprzedało patent na swój układ gazowy zwany DI (Direct Inpingement), więc musieli wymyśleć coś innego.
W skrócie, żeby was nie zanudzić, AR-15 pracuje w wspomnianym układzie DI, czyli w teorii, bezpośredniego odprowadzenia gazów prochowych na suwadło, bez użycia tłoka gazowego. W praktyce, gazy prochowe nie są bezpośrednio przekierowywane na suwadło, ale przez bufor gazowy do komory gazowej, która w tym suwadle się znajduje. Ciśnienie gazów powoduje inicjację cyklu pracy układu suwadła i zamka, którego efektem, jak się pewnie już domyślacie, jest, kolokwialnie mówiąc "wypierdolenie" łuski na zewnątrz i załadowanie do komory nabojowej następnego naboju.
Zdarzają się AR-15 w innych systemach, ale DI to raczej branżowy standard w tej broni. Niektórzy producenci dopracowali go do czystej perfekcji, jak choćby Knight's Armament.
To dobry, ale brudny system, który zapewnia zmniejszenie odrzutu i masy broni ale wymagający częstszej konserwacji i czyszczenia, gdyż pozostałe gazy prochowe wyrzucane są przez boczne otwory w suwadle i okno wyrzutu łusek, ale niespalony proch i nagar trafiają bezpośrednio do komory zamkowej, co, no cóż, może być problematyczne gdy syf zbierze się nam w okolicy zamka czy rygli.
Trochę jak z dłubaniem w nosie.
Tytułowy bohater tego tekstu używa (również wspomnianego wcześniej) systemu z tłokiem gazowym o krótkim skoku (short stroke gas piston), w którym komora gazowa znajduje się nad lufą, zaraz za jej bocznym otworem. Rozprężające się w tejże komorze gazy prochowe wymuszają ruch tłoka i popychacza, który uderzając w stalowy bufor (który umieszczony jest w miejscu bufora gazowego na suwadle) inicjuje jego ruch wsteczny a co za tym idzie, cały cykl przeładowania broni.
Tak, niektóre firmy produkują AR-15 w systemie short stroke.
Może i broń z systemem short stroke jest nieco cięższa i ma nieco agresywniejszy odrzut (ładnie widać to na bezpośrednim porównaniu teoretycznie bardzo podobnych do siebie M4 w systemie DI i HK416 w systemie short stroke) ale nie ma takich problemów z nagrzewaniem czy brudem. Broń w tym systemie jest też mniej wrażliwa na gorszej jakości amunicję.
Po kompletnym złożeniu obu, teoretycznie identycznych karabinków do kupy, nadal rozpoznać możecie z czym macie do czynienia, głównie po wyglądzie zamka. Broń w systemie DI ma te dwie charakterystyczne dziurki w suwadle, to właśnie tędy wyrzucane są gazy prochowe.
I właśnie ten system zdobył tak dużą popularność w wielu konstrukcjach w następnych latach, ale wstrzymajmy konie, jeszcze do tego wrócimy. Jak widzicie, AR-18 było przemyślaną, tanią i bardzo solidną konstrukcją, która praktycznie przegrała już na starcie, bo gdy w 1964 armia zgodziła się na wstępne badanie tej broni, tak już pod koniec 1963 roku zakontraktowano dostawy 19 tysięcy karabinów Colt 602 (poprzednik XM16E1) dla US Air Force i 85 tysięcy XM16E1 dla piechoty.
U góry Colt 602, u dołu Colt 603, czyli XM16E1. Najłatwiej odróżnić je po przycisku foward assist, którego 602 nie posiada. To ten srebrny dzyndzel pod dźwignią przeładowania.
Nieco później AR-18 dostało cień szansy, gdy okazało się, że Marines bardziej niż wczesnym M16 zainteresowani byli dosyć uniwersalnym, i wyjątkowo modułowym jak nas swoje czasy karabinem Stoner 63.
Zależnie od sytuacji, z Stonera 63 można było zrobić lekki karabin maszynowy, kompaktowy karabin maszynowy, karabin szturmowy, lub kompaktowy karabin szturmowy.
Postanowiono przebadać kilka modeli i właśnie w tych badaniach Armalite mogło dostać swoją szansę. Przyglądano się M14, M14E2 (czyli M14 z chwytem pistoletowym, chwytem przednim i czasami dwójnogiem), XM177E1, XM177E2, XM16E1, Stoner 63, M60, HK33 oraz oczywiście AR-18 i... Gówno. Uznano, że żadna z broni nie przebija w sposób znaczny niezawodnością używanych M14 czy M60 więc nie ma sensu wprowadzać jakichś większych zmian, a w ogóle to odpierdolta się od nas, XM16E1 zostaje, koniec, kropka.
I o ile HK33 i Stonerowi 63 się poszczęściło, bo były (ten pierwszy w niewielkich ilościach, ten drugi w trochę większych) używane w Wietnamie przez Navy Seals, oba XM177 z biegiem wojny ze względu na swoje kompaktowe wymiary używane były coraz częściej (szczególnie lubiane były wśród jednostek specjalnych) a nawet M14E2 w niewielkich ilościach trafiło na front, tak znowu największym przegranym zostało AR-18.
U góry od lewej: HK33, Stoner 63, u dołu od lewej: XM177E1, M14E2.
W międzyczasie AR-18 zainteresowanie wyrazili też Brytyjczycy, ale nie byli szczególnie zadowoleni z przebiegu testów podczas zachowania broni w warunkach błota i piasku więc odrzucili broń zostając przy swoich L1A1 SLR (czyli ichni FN FAL).
Trochę mnie to nie dziwi, bo FAL to fantastyczna i potężna broń.
Armalite wzięło sobie wyniki prób do serca i wprowadziło do broni kolejne poprawki, ale ponownie, na niewiele się to zdało, w 1967 USAF kupiło kilkadziesiąt sztuk do dalszych badań i tu kończy się przygoda z wojskiem, gdyż oficjalnie, żadna z armii na świecie nie przyjęła go na swój podstawowy karabin.
Wymienione tu państwa korzystały z AR-18 jedynie w konkretnych odziałach czy jednostkach policyjnych.
Jednakże, tu nie kończy się historia samego AR-18, gdyż w 1969 wypuszczono broń na rynek cywilny jako AR-180. Armalite nieszczególnie miało warunki do masowej produkcji broni, więc próbowano sprzedawać licencję na jego wytwarzanie, a później eksportować tą broń do Stanów. Początkowo AR-180 tworzono na własną rękę w biurach, sklepach i warsztatach Armalite znajdujących się w Costa Mesa w Californii, ale produkcja trwała tylko do roku 1972 i sprzedaż była mizerna.
Nieszczególnie idealne spasowanie można dostrzec choćby w plastikowym łożu czy niezbyt równej szynie pod optykę.
Na początku 1967 dobili targu z Japońską fabryką Howa, która miała wytwarzać zarówno AR-18 jak i AR-180.
Przed zbanowaniem eksportu Howa zdążyła wyprodukować 1000 sztuk AR-18, rozpoznać można to po umiejscowieniu numeru seryjnego, który tu znajduje się na upperze, a w nowszych wersjach - na lowerze.
Początkowo wszyscy byli zadowoleni, gdyż tak jak chciało tego Armalite, Howa miała eksportować broń do Stanów ale niestety, "happy days" trwały tylko chwilę, gdyż niewiele później Japoński rząd zbanował eksport broni do krajów prowadzących wojnę. Tak się śmiesznie złożyło, że Stany Zjednoczone akurat prowadziły wojnę w Wietnamie.
Niedługo później Japoński rząd złagodził prawo i Howa eksportowała broń do USA w latach 1970 do 1974, gdy zaprzestano produkcji ze względu na zmiany prawne dotyczące produkcji broni w kraju kwitnącej wiśni. Ponownie, sprzedaż w USA była raczej słaba. Ostatecznie, Japonia, a szczególnie Japońska armia wyszła na tym układzie całkiem nieźle, gdyż mocno wzorując się na AR-18 opracowali używany do dziś (choć zastępowany już przez nowy Howa Type 20) Howa Type 89.
U góry Howa Type 20 u dołu Type 89.
W okolicach 1970 roku licencji udzielono również Holenderskiej firmie NWM, ale prawdopodobnie nie wyprodukowali ani jednej sztuki broni, więc Armalite znowu zostało na wietrze z palcem w dupie, choć nie na długo, gdyż już w roku 1975 uzgadniali warunki umowy z brytyjską firmą Sterling. Tu sytuacja ułożyła się trochę lepiej, bo w latach 1979 -1985 Sterling wyprodukował 12,362 sztuk a i sama broń na rynku Brytyjskim podobno sprzedawała się całkiem dobrze, niestety, nie znalazłem na ten temat żadnych oficjalnych danych.
Tutaj wersja z malowanym na czarno korpusem i wypełnianymi białą farbą oznaczeniami.
Plotki głoszą, że pewną ilość na swoje wyposażenie zaadaptował brytyjski SAS, ale nie wiadomo jak duża była to ilość. A raczej jak mała, bo prawdopodobnie mowa o zaledwie kilkunastu sztukach.
Gigantyczną popularność AR-18 zdobyło jednak wśród... IRA.
Strasznie ich kurwa nie lubię, nie mam pojęcia czemu. Tak jakoś po prostu.
Nie, nie tego zespołu, IRA, tej irlandzkiej organizacji terrorystycznej.
Jak widzicie, terror siać można nawet z poszewką od poduszki na głowie. Ani jednego ani drugiego zdecydowanie nie popieram.
Używane przez nich AR-18 podczas "The Troubles" przeznaczone początkowo były dla armii Haitańskiej (rzekomo były to AR-18 wyprodukowane przez Howa, później wytłumaczę dlaczego ma to znaczenie), ale jak się pewnie domyślacie, odkupienie ich od Haitańczyków i przeszmuglowanie do Irlandii nie było szczególnie problematyczne. Proceder trwał również w Stanach, gdzie przez niemal 10 lat, łącznie ponad 2,500 sztuk zakupione zostało przez George'a Harrisona.
Któż wie ile AR-180 mógł schować pod tą gęstą brodą?
No dobra, nie chodzi o jednego z Beatlesów ale o byłego członka IRA mieszkającego w stanach od lat 30 XX wieku.
Nigdy nie wiesz jaką historię skrywa Twój starszy sąsiad zza płotu. No chyba, że wiesz, bo Ci powiedział czy coś.
Broń szmuglowana była drogą morską aż do 1980 roku, gdy operacja została wykryta przez FBI.
AR-18, czy jak pieszczotliwie nazywano go w Irlandii, "Widowmaker" stało się wręcz symbolem ugrupowania, stworzono nawet na cześć tej broni piosenkę zwaną "My Little Armalite". No generalnie członkowie grupy wychwalali broń pod niebiosa.
Muszę przyznać, że połączenie spódnicy z AR-18 to kapitalne połączenie.
Nie jestem marketingowcem, ale wydaje mi się, że nie jest to wymarzona kampania reklamowa. I może właśnie dlatego nim nie jestem, gdyż Armalite widocznie uważało inaczej, ponieważ kupiło swoim sprzedawcom ponad tysiąc kopii utworu żeby dystrybuować je w Stanach Zjednoczonych.
Niestety nie znalazłem informacji jak to wyglądało, być może dodawano kopię utworu do każdej zakupionej sztuki AR-18, ale chyba nieszczególnie pomogło, bo w USA sprzedaż pozostała na dosyć niskim poziomie, więc chyba jednak marketingowcy Armalite byli w marketingowaniu równie dobrzy co ja. A najlepsi byli niegdysiejsi marketingowcy majonezu kieleckiego, wiadomo.
Niezbyt szczęśliwe losy AR-180 i AR-18 ciągnęły się do roku 1985 gdy oficjalnie zakończono produkcję. To nie jest tak, że AR-18 nie sprzedawało się w ogóle, wyprodukowano 21,478 egzemplarzy i większość z nich sprzedano w Stanach, co oczywiście nie jest wynikiem tragicznym, ale także nie jakoś szczególnie wybitnym.
W Costa Mesa wyprodukowano 1171 egzemplarzy automatycznych AR-18 i 4018 AR-180 na rynek cywilny (naturalnie ograniczonych do ognia pojedynczego) i te określa się jako "najgorsze", gdyż spasowanie czy wykończenie poszczególnych elementów nie zawsze jest idealne (a nawet bardzo dobre), bo z uwagi na brak maszyn często robiono to ręcznie.
Howa wyprodukowała 3927 sztuk i te z kolei określa się jako najlepsze, głównie z uwagi na ładne wykończenie, dokładniejsze tłoczenia oznaczeń czy świetne spasowanie.
Z kolei Sterling wyprodukował 12,362 egzemplarzy AR-180 i nieznaną ilość automatycznych AR-18, wiadomo tylko, że była to niewielka liczba i broń od Sterlinga umieszcza się po środku. Lepiej wykonane niż egzemplarze z Costa Mesa ale gorzej niż niemal doskonałe modele od Howa.
Samo AR-18 jednak nie umarło, bo jak wspomniałem, wyprodukowano masę broni opierających się o system krótkiego skoku tłoka, jak choćby HK G36 i HK416, Bushmaster Masada (tak, FB Grot również) FN SCAR, AUG, CZ Bren 2 czy choćby tragiczne Brytyjskie L85, które początkowo było dosłownie AR-18 przeniesionym w system bezkolbowy, żeby w ogóle zobaczyć, czy ma to sens. Miało, i L85 ogólnie blisko do AR-18.
Widać to choćby po osłonie wyrzutnika łusek na sprężynie czy przetłoczeniach na upper reiciverze.
Niestety, RSAF Enfield spierdolił sprawę po całości, gdyż L85A1 i L86A1 były tak złe, że zostały skreślone z listy broni strzeleckich spełniających standardy NATO. Kontrola jakości w dogorywających zakładach Enfield niemal nie istniała (Enfield zamknął się w 1988) a przestarzałe metody produkcji skutkowały rozpadającymi się plastikami, notorycznymi zacięciami (szczególnie w warunkach zapiaszczenia o czym Brytyjczycy boleśnie przekonali się w Zatoce Perskiej) czy błyskawicznym rdzewieniem.
To także historia na inny wpis (Widzicie? Już mam materiał na dwa kolejne wpisy xD), ale musicie tylko wiedzieć, że w L85A2 uporano się niemal z wszystkimi problemami.
Niemieckie HK dokonało tu cudów, bo L85A2 w przeciwieństwie do swojego poprzednika to naprawdę solidna broń. Nawet trochę zbyt solidna, bo w połączniu z frontem Daniel Defense waży niemal 5 kilogramów.
W każdym razie rozumiecie, nie licząc L85A1, AR-18 dało początek wielu wspaniałym konstrukcjom. Co więcej, samo AR-18 też nie powiedziało jeszcze ostatniego słowa, gdyż później, w 2001 roku wskrzeszone zostało jako Armalite AR-18B oraz AR-180B.
Jak widać, między innymi pozbyto się osłony wyrzutnika łusek i zmieniono kształt dzwigni przeładowania.
Oryginalny stalowy lower receiver zamieniono na polimerowy, zadbano również o kompatybilność zespołu spustowego oraz magazynków w standardzie AR-15, ale niestety oba produkty wycofano w roku 2007 ze względu na, tak zgadliście, słabą sprzedaż.
Za AR-180, zabrali się też Kanadyjczycy z firm Wolverine Supplies oraz Kodiak Defence tworząc zdecydowanie bardziej nowoczesne WK-180C i z tego co wiem, Kanadyjczycy nowe wcielenie AR-18 bardzo polubili, szczególnie po ostatnich zawirowaniach z dostępem do broni, gdzie AR-15 przeżywa naprawdę ciężkie chwile ale AR-18 ma trochę więcej luzu.
Jeżeli zastanawiacie się jak to przeładować skoro nie ma dźwigni przeładowania, to nie martwcie się, jest po drugiej stronie. W tym modelu można ją przełożyć zależnie od preferencji.
Ale zdecydowanie największy sukces osiągnął Brownells i ich BRN-180.
Nie będę szczególnie odkrywczy, jeżeli napiszę, że wygląda naprawdę obłędnie, no ale tak jest.
Sprzedają je w formie kompletnych karabinów i konwersji do karabinków w systemie AR-15, więc jeżeli macie dowolne AR-15 zgodne z Mil-Spec, to po prostu kupujecie zestaw komory zamkowej (dostępne w kalibrze 223 Remington i 300 Blackout), zakładacie go na waszą komorę spustową i voila, macie nowoczesne i bardzo fajnie wyglądające AR-180. Świetne, stosunkowo tanie i elastyczne rozwiązanie, które sam muszę sobie kupić gdy tylko przestanę być jebanym biedakiem.
Tutaj wersja z wspomnianym lowerem. AR-18 sprężynę powrotną suwadła mieści w korpusie, więc daje możliwość złożenia kolby lub, co jest ostatnio bardzo modne, założenia adaptera na kolbę montowaną na szynie RIS. Standardowe AR-15 musi posiadać buffer tube, przez co bez akcesoriów pokroju apaterów od Law Tactical zastosowanie składanej kolby nie jest możliwe.
I tu kończy się historia AR-18, które paradoksalnie jest teraz bardziej popularne niż było w okolicach premiery. Normalnie, wtrąciłbym też jakieś odniesienie do gier, w których AR-18 się znajduje, ale znajduje się tylko w Ghost Recon: Breakpoint gdzie odwzorowany jest... Okej, po prostu okej, bez szału.
Breakpoint jest tak przeciętną grą, że w sumie nawet nie chce mi się o nim nic pisać. I to nie mój screen, ale ktoś tu ma całkiem ładną miniaturę profilową xD
W Ready Or Not znajduje się zestaw uppera BRN-180S 300BLK oraz lowera AR-15, który wymodelowany został bardzo ładnie, ale mam wrażenie, że już kiedyś o tym wspominałem.
Ta szpara w górnej części szyny to miejsce ułatwiające zmianę nastawy regulatora gazowego.
Liczba gier w których AR-18 występuje (czy raczej nie występuje) dobitnie świadczy o tym, jak nieznana jest to konstrukcja. A szkoda, bo zasługuje na więcej.
Ale na razie wielkie dzięki za przeczytanie, trzymajcie się chłodno (bo ciepło to już się zaczyna robić), papa
Jeśli chcecie śledzić moje wpisy na bieżąco, obserwujcie tag: #animalobroni
#heheszki #bron #gruparatowaniapoziomu #militaria