Bylem w jakby marinie/ wojskowym osrodku treningowym. Byl tam prosty budynek, kwadraciak, moze 3 pietra. W srodku biura, itp, itd. Na terenie bylo kilkadziesiat osob, ktore sie pojawialy i znikaly z mojego widoku, ale w pewnym momencie zaczely znikac na zawsze. Cos tu nie gralo.
Wszedlem do budynku, chodze po pietrach, szukam ludzi, rozgladam sie. W pewnym momencie naprzeciwko mnie na scianie widze rozprute cialo, wlasciwie jakby ktos wsadzil potezny granat w odbyt, a to co zostalo powiesil na scianie. Po prostu flaki.
W tym momencie zza rogu kolo tych flakow wychodzi mala blondyneczka, z cala morda umazana krwia, wlasciwie krew wyciekala jej z ryja i splywala po bialym ubraniu. O japierdole.
Kiwnalem jej w gescie uznania, udajac chyba ze sie jej nie boje i jestem „z tych samych”.
W tym momencie rozpedzilem sie i wyskoczylem przez okno z 2 pietra drac morde, ze to Ala (najwidoczniej znalem jej imie) jest morderca, ktorego, jak sie okazalo, szukalismy.
Nie wiem skad moj leb to bierze, ale mysle, ze stephen king bylby dumny.
#snybartka #sen