Kto miał żonę w ciąży, ten się w cyrku nie śmieje...
Jesteśmy z żoną (6 miesiąc ciąży) na weekend w hotelu w Borach Tucholskich. Śniadania w formie bufetu. Jak wspomniałem w ostatnim wpisie, sam budzę się ok 7⁰⁰, żona też. O 8 rano zeszliśmy na śniadanie, sala pusta. Pytam żony, gdzie chce usiąść.
-Obojetnie.
Zająłem stolik, wziąłem co chciałem, ona też. Siedzimy, jemy i się zaczyna:
- Ale mogłeś wziąć stolik przy oknie.
- Patrz, tam był fajny stolik.
- Wszyscy siadają gdzieś z boku, a my na środku [sali].
No to mówię:
- Pytałem, gdzieś chcesz usiąść, było ci obojętne, to teraz nie komentuj, bo ja tu na relaks przyjechałem.
Żona łzy w oczach i foch. Całe śniadanie się nie odezwała, jest już 9³⁷, czekam na rozwój sytuacji, bo zaraz mamy jechać na wycieczkę.
Ona generalnie jest normalna, ale hormony to coorvy, mordo.