LAURA DE GOZDAWA TURCZYNOWICZ. „Kiedy Prusacy przybyli do Polski. Doświadczenia Amerykanki podczas niemieckiej inwazji” - wydanie w Nowym Jorku w 1916 roku
Cześć 26 Rosjanie próbują odbić Suwałki maj 1915
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
MOJA odmowa wypicia toastu została ewidentnie zgłoszona władzom, dlatego 9 maja moja prośba o wyjazd do Szwecji została odrzucona! Nie pozwolono mi wrócić do męża. To był cios, który był na szczycie okropności tej orgii po zatopieniu Lusitanii. Ale nie pozwoliłam się zniechęcić, czując, że jeśli to się stanie, nigdy nie zostaniemy wypuszczeni. Natychmiast zabrałam się za napisanie kolejnej petycji.
Dwóch jeńców oddano na służbę starej Żydówce, która z dumą mówiła, że jest i zawsze była niemieckim szpiegiem. Musieli nosić dla niej drewno i wodę, otrzymując za to wiele zniewag. W przeciwieństwie do innej starej Żydówki, którą często widywałam i która pomagała, jak mogła, karmiąc tych nieszczęśników. Przychodziła z małym wiaderkiem zupy lub płatków owsianych, czymkolwiek się dało, a żołnierze stali wokół niej i zanurzali w niej własne łyżki. Biedna stara kobieta zawsze dzieliła się jedzeniem z mężczyznami, to było tylko kilka łyżek, ale dla nich jaka to była różnica! Czy padało, czy świeciło słońce, była tam ze swoim małym wiaderkiem, nie pytając o pozwolenie i z jakiegoś powodu nigdy nie została zatrzymana. Jej syn był gdzieś wśród rosyjskich żołnierzy.
Naród żydowski nie spotykał się z takim traktowaniem, jakiego mogli się spodziewać. Nieustannie nakładano na nich kary pieniężne. Wszystko zostało zabrane. Oczywiście byli na tyle sprytni, że ukryli pieniądze tam, gdzie nawet wróg nie mógł ich znaleźć, i wydobyli je, gdy nastał czas względnego spokoju. Wielu dostało pozwolenie na kupowanie towarów w Prusach. Odnieśliśmy z tego pewne korzyści, nawet jeśli drogo nas to kosztowało. Dostałam dziesięć funtów cukru, płacąc dziesięć rubli. To, co było naprawdę złe dla miasta, to fakt, że alkohol znów był w sprzedaży. Ludzie, którzy nie mogli kupić jedzenia, zaczęli pić rum!
ZBLIŻAJĄC SIĘ do ostatnich dni maja, rozegrała się straszna bitwa, trwająca cztery dni i noce. Kanonada była tak silna, że nikt nie pomyślał o pójściu do łóżka. Noce były jasne. Błagałam sanitariuszkę w szpitalu, żeby mi przyniosła świecę, tak mi się chciało siedzieć i słuchać bez żadnego zajęcia, że w te noce ubierałam lalkę Wandy. Czytanie było niemożliwe, a w moim dzienniku były tylko drobne sprawy do napisania.
Musiałam czuwać; w rzeczywistości nie można było spać! Miasto było otoczone ogniem, gdyż Niemcy często używali tych okropnych buchających miotaczy ognia. Słyszeliśmy świst przelatujących pocisków i niecierpliwy tuk-tuk-tuk karabinów maszynowych. Z jakiegoś powodu tego dźwięku bałam się najbardziej, bardziej niż wielkich armat.
Po pierwszej nocnej bitwie usłyszeliśmy, że Rosjanie zdobywają przewagę. Niemcy w mieście byli już spakowani. Jeńcy zostali wypędzeni do Prus Wschodnich, nadzieja była wielka! Rannych przybyło w takiej liczbie, że zamknięte już na czas ewakuacji szpitale musiały zostać ponownie otwarte.
I wtedy pułk za pułkiem zaczęły przybywać posiłki i pędziły przez miasto ze śpiewem! Jakże przerażający znak.
Pierwszego dnia niektórzy oficerowie zakwaterowali się w pokojach naszego domu, które były zarezerwowane dla mnie i czekali na rozkaz udania się do okopów. Jeden z nich, młody Herr Lieutenant, bawił się z dziećmi. Był dość młody i bardzo sympatyczny i chociaż dzieci stanowczo odmawiały zaprzyjaźnienia się z Niemcami, ten chyba im się spodobał. Po spędzeniu dnia w naszych pokojach oficer ten został wysłany tego wieczoru do okopów. Drugiej nocy nie byliśmy tak zadowoleni, ponieważ przybyły tak ogromne posiłki, że nie mogliśmy sobie wyobrazić że są siły wystarczające do ich pokonania. Następnego ranka wszyscy staliśmy w oknach i patrzyliśmy, jak ranni przybywają do szpitala, kiedy Herr Lieutenant wszedł do pokoju!
Tylko jedna noc, ale trudno go było rozpoznać. Był ranny, postrzelony w łokieć i miał różne rany na ciele. Mundur był rozdarty, brudny i poplamiony krwią. Najbardziej niezwykłym wyrazem jego twarzy był wyraz chłopięcości całkowicie wymazany przez cierpienie. Biedak bardzo potrzebował pomocy, ale w szpitalu były takie tłumy, że musiał czekać. Oczywiście nie odważyłam się dotknąć jego rany będąc więźniem! Mogłam zrobić tylko to, co było możliwe, aby zapewnić mu komfort, był ledwie przytomny z bólu i głodu. Dzieciom było przykro i okazywały mu współczucie. Ciekawie było słyszeć, jak rozmawiają z nim po angielsku, gdy stał w pobliżu i pił czarną kawę.
Coś wydawało się rodzić w małych umysłach i w końcu wyszło nawieszch.
Staś powiedział:
„Mamo, jacy okropni są Niemcy, żeby strzelać do własnych oficerów!”
„Nie Niemcy go postrzelili, tylko Rosjanie! To były rosyjskie kule” – wyjaśniłam.
„Mamo, mamo, czy Rosjanie zabili tych wszystkich Niemców, których nieśli na noszach i wszystkich rannych w szpitalu, czy Rosjanie ich zastrzelili?”
W swoim pragnieniu pochwalenia się wiedzą Wanda natychmiast odpowiedziała.
„Tak, kochanie, Rosjanie to wszystko zrobili!”
„Oh goody goody” dzieci zaczęły tańczyć, szalejąc z radości...
Oficer był miły i powiedział:
„Nie zgłoszę tego. Jesteś bezpieczna, ale nie pozwól im mówić takich rzeczy, gdy inni są w pobliżu. Jesteś odpowiedzialna za swoje dzieci”.
Walka narastała przez cały dzień. Suwałki prawie opustoszały z Niemców. Jeszcze jedna noc, a potem strzelanina się oddaliła.
Och! okropność tego uczucia świadomości, że wróg wciąż jest w posiadaniu miasta, rozpacz, trudność w utrzymaniu jakiejkolwiek rutyny w życiu; w powietrzu czuło się cierpienie mieszkańców miasta, którzy byli "bestrafed"!
Poniżej mapa z linią frontu w maju 1915 roku
Cześć 26 Rosjanie próbują odbić Suwałki maj 1915
#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #1wojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne
MOJA odmowa wypicia toastu została ewidentnie zgłoszona władzom, dlatego 9 maja moja prośba o wyjazd do Szwecji została odrzucona! Nie pozwolono mi wrócić do męża. To był cios, który był na szczycie okropności tej orgii po zatopieniu Lusitanii. Ale nie pozwoliłam się zniechęcić, czując, że jeśli to się stanie, nigdy nie zostaniemy wypuszczeni. Natychmiast zabrałam się za napisanie kolejnej petycji.
Dwóch jeńców oddano na służbę starej Żydówce, która z dumą mówiła, że jest i zawsze była niemieckim szpiegiem. Musieli nosić dla niej drewno i wodę, otrzymując za to wiele zniewag. W przeciwieństwie do innej starej Żydówki, którą często widywałam i która pomagała, jak mogła, karmiąc tych nieszczęśników. Przychodziła z małym wiaderkiem zupy lub płatków owsianych, czymkolwiek się dało, a żołnierze stali wokół niej i zanurzali w niej własne łyżki. Biedna stara kobieta zawsze dzieliła się jedzeniem z mężczyznami, to było tylko kilka łyżek, ale dla nich jaka to była różnica! Czy padało, czy świeciło słońce, była tam ze swoim małym wiaderkiem, nie pytając o pozwolenie i z jakiegoś powodu nigdy nie została zatrzymana. Jej syn był gdzieś wśród rosyjskich żołnierzy.
Naród żydowski nie spotykał się z takim traktowaniem, jakiego mogli się spodziewać. Nieustannie nakładano na nich kary pieniężne. Wszystko zostało zabrane. Oczywiście byli na tyle sprytni, że ukryli pieniądze tam, gdzie nawet wróg nie mógł ich znaleźć, i wydobyli je, gdy nastał czas względnego spokoju. Wielu dostało pozwolenie na kupowanie towarów w Prusach. Odnieśliśmy z tego pewne korzyści, nawet jeśli drogo nas to kosztowało. Dostałam dziesięć funtów cukru, płacąc dziesięć rubli. To, co było naprawdę złe dla miasta, to fakt, że alkohol znów był w sprzedaży. Ludzie, którzy nie mogli kupić jedzenia, zaczęli pić rum!
ZBLIŻAJĄC SIĘ do ostatnich dni maja, rozegrała się straszna bitwa, trwająca cztery dni i noce. Kanonada była tak silna, że nikt nie pomyślał o pójściu do łóżka. Noce były jasne. Błagałam sanitariuszkę w szpitalu, żeby mi przyniosła świecę, tak mi się chciało siedzieć i słuchać bez żadnego zajęcia, że w te noce ubierałam lalkę Wandy. Czytanie było niemożliwe, a w moim dzienniku były tylko drobne sprawy do napisania.
Musiałam czuwać; w rzeczywistości nie można było spać! Miasto było otoczone ogniem, gdyż Niemcy często używali tych okropnych buchających miotaczy ognia. Słyszeliśmy świst przelatujących pocisków i niecierpliwy tuk-tuk-tuk karabinów maszynowych. Z jakiegoś powodu tego dźwięku bałam się najbardziej, bardziej niż wielkich armat.
Po pierwszej nocnej bitwie usłyszeliśmy, że Rosjanie zdobywają przewagę. Niemcy w mieście byli już spakowani. Jeńcy zostali wypędzeni do Prus Wschodnich, nadzieja była wielka! Rannych przybyło w takiej liczbie, że zamknięte już na czas ewakuacji szpitale musiały zostać ponownie otwarte.
I wtedy pułk za pułkiem zaczęły przybywać posiłki i pędziły przez miasto ze śpiewem! Jakże przerażający znak.
Pierwszego dnia niektórzy oficerowie zakwaterowali się w pokojach naszego domu, które były zarezerwowane dla mnie i czekali na rozkaz udania się do okopów. Jeden z nich, młody Herr Lieutenant, bawił się z dziećmi. Był dość młody i bardzo sympatyczny i chociaż dzieci stanowczo odmawiały zaprzyjaźnienia się z Niemcami, ten chyba im się spodobał. Po spędzeniu dnia w naszych pokojach oficer ten został wysłany tego wieczoru do okopów. Drugiej nocy nie byliśmy tak zadowoleni, ponieważ przybyły tak ogromne posiłki, że nie mogliśmy sobie wyobrazić że są siły wystarczające do ich pokonania. Następnego ranka wszyscy staliśmy w oknach i patrzyliśmy, jak ranni przybywają do szpitala, kiedy Herr Lieutenant wszedł do pokoju!
Tylko jedna noc, ale trudno go było rozpoznać. Był ranny, postrzelony w łokieć i miał różne rany na ciele. Mundur był rozdarty, brudny i poplamiony krwią. Najbardziej niezwykłym wyrazem jego twarzy był wyraz chłopięcości całkowicie wymazany przez cierpienie. Biedak bardzo potrzebował pomocy, ale w szpitalu były takie tłumy, że musiał czekać. Oczywiście nie odważyłam się dotknąć jego rany będąc więźniem! Mogłam zrobić tylko to, co było możliwe, aby zapewnić mu komfort, był ledwie przytomny z bólu i głodu. Dzieciom było przykro i okazywały mu współczucie. Ciekawie było słyszeć, jak rozmawiają z nim po angielsku, gdy stał w pobliżu i pił czarną kawę.
Coś wydawało się rodzić w małych umysłach i w końcu wyszło nawieszch.
Staś powiedział:
„Mamo, jacy okropni są Niemcy, żeby strzelać do własnych oficerów!”
„Nie Niemcy go postrzelili, tylko Rosjanie! To były rosyjskie kule” – wyjaśniłam.
„Mamo, mamo, czy Rosjanie zabili tych wszystkich Niemców, których nieśli na noszach i wszystkich rannych w szpitalu, czy Rosjanie ich zastrzelili?”
W swoim pragnieniu pochwalenia się wiedzą Wanda natychmiast odpowiedziała.
„Tak, kochanie, Rosjanie to wszystko zrobili!”
„Oh goody goody” dzieci zaczęły tańczyć, szalejąc z radości...
Oficer był miły i powiedział:
„Nie zgłoszę tego. Jesteś bezpieczna, ale nie pozwól im mówić takich rzeczy, gdy inni są w pobliżu. Jesteś odpowiedzialna za swoje dzieci”.
Walka narastała przez cały dzień. Suwałki prawie opustoszały z Niemców. Jeszcze jedna noc, a potem strzelanina się oddaliła.
Och! okropność tego uczucia świadomości, że wróg wciąż jest w posiadaniu miasta, rozpacz, trudność w utrzymaniu jakiejkolwiek rutyny w życiu; w powietrzu czuło się cierpienie mieszkańców miasta, którzy byli "bestrafed"!
Poniżej mapa z linią frontu w maju 1915 roku
Zaloguj się aby komentować