Jak wszyscy wiemy, lub prawie wszyscy, wczoraj miał miejsce nieudany zamach stanu dokonany przez Prigożyna. Kilka tygodni temu zrobiłem wpis w którym stwierdziłem, że jest to ciekawa i ambitna postać, którą zdecydowanie warto obserwować. Całe to wydarzenie jest też pewnym finałem jego długiego konfliktu z rosyjskim ministerstwem obrony. Najpierw jednak omówimy kilka kwestii wstępnych.
Patrząc po tym jak sprawnie przebiegał cały ten marsz na Moskwę, można wysunąć wniosek, że Wagner przygotowywał się do niego od dawna. Mówi się nawet o tym jakoby całe te braki w zapasach amunicji były tylko wymówką by magazynować ich odpowiednią ilość gdyby obecny rajd miał się wydłużyć. Inną kwestią jest, że moment wywołania samego puczu był dla Prigożyna idealny. Rosyjskie wojska były związane walką na Ukrainie. Postawić mu się mogły jedynie niedoświadczone rezerwy mobików o niskich moralach, siły porządkowe, FSB i rozgwardia, która jest przystosowana do walki z tłumem, a nie regularnymi siłami zbrojnymi. Wszystkie te ugrupowania były jednak rozproszone, nieprzygotowane na całą sytuacje i gorzej uzbrojone od doświadczonych najemników.
Efekt był taki, że prawie nikt nie stawiał oporu. Wręcz przeciwnie. Większość oddziałów podległych ministerstwu dobrowolnie się poddawała i przyłączała do Wagnera. Ewentualnie pozostawał neutralna. Inną kwestią jest reakcja miejscowej ludności, a ta wydawała się być zaskakująco przychylna Prigożynowi. Ludzie na ulicach zajętego Rostowa dzielili się z najemnym wojskiem wodą i pozytywnie wypowiadała się o całym wydarzeniu. Po stronie Kremla widzimy panikę. Putin i część elit miała uciec z Moskwy. Próbowano też budować zapory piaskowe lub blokować drogi autokarami. Widać więc, że potraktowali zagrożenie realnie i zaczęto robić wstępne przygotowania do starcia w samej stolicy Rosji. Były też sygnały, że Rosja wysłała prośby o pomoc do Kazachstanu (choć te odmówiły) i Białorusi.
Nie zgadzam się wiec z tezą Napierały, że żeby zatrzymać Wagnera wystarczyłoby jego siły zbombardować. Po pierwsze siły Wagnera przemieszczały się miedzy wozami cywilnymi co już było problematyczne, a po drugie mieli sprzęt do walki z siłami lotniczymi. Bombardowanie autostrady zresztą miało miejsce i na nie wiele się zdało. Wagner z kolei zestrzelił kilka śmigłowców i samolotów. Prigożyn więc był mimo wszystko przygotowany na taki obrót spraw.
Końcowo armia buntowników miała się zbliżyć na odległość od 300 do 60 kilometrów od Moskwy. Gdyby szef Wagnera nie zrezygnował z całej akcji to prawdopodobnie miałby nawet szanse zająć to miasto. Postawił swoje życie w grze o wszystko i był bliski wygrania jej. Na jego korzyść zadział też fakt, że siły separatystyczne w niektórych obwodach zaczęły się uaktywniać, a legion wolnej rosji wzywał partyzantkę do działania. Zrezygnował jednak na samym finiszu. Odrzucam idee, że była to ustawka. W końcu kto miałby skorzystać na całej tej akcji? Bo na pewno nie Putin czy Prigożyn. Jeden właśnie pokazał się jako słaby władca, który nie umie zapanować nad własnymi poplecznikami, a drugi stracił prawdopodobnie Wagnera i wszelkie biznesy w Rosji, a opinia publiczna naznaczyła go jako zdrajce. No chyba, że pragnął jedynie gwarancji zachowania życia, ale i to nie jest dla niego pewne.
Być może jego celem było rzeczywiście jedynie wymuszenie rezygnacji Szojgu i liczył, że Putin go poprze. Gdy tak się jednak nie stało spanikował i próbował się dogadać za wszelką cenę. Czemu wtedy telegramy Wagnera zaczęły go już naznaczać jako nowego prezydenta po przemówieniu obecnego? Może naprawdę obiecali mu coś ekstra, ale na razie nie wiemy nic na ten temat. Póki co więc nasz bohater wyruszył na wygnanie do Białorusi. Za kilka dni zobaczymy czy sytuacja się jeszcze jakoś rozwinie czy był to pojedynczy wyskok jednego z wataszków obecnie panującego Cara.
#wojna #rosja #ukraina #przemyslenia
Większość oddziałów podległych ministerstwu dobrowolnie się poddawała
Nie "ministerstwu", a "Ministerstwu Obrony Narodowej". Rosgwardia czy policja się nie poddawały i nie przylączały. Choć jeśli dobrze pamiętam to policjanci zachowali bierność.
nną kwestią jest reakcja miejscowej ludności, a ta wydawała się być zaskakująco przychylna Prigożynowi. Ludzie na ulicach zajętego Rostowa dzielili się z najemnym wojskiem wodą i pozytywnie wypowiadała się o całym wydarzeniu.
No nie do końca. Są nagrania, gdzie kłócą się przeciwnicy i zwolennicy Prigożyna.
Nie zgadzam się wiec z tezą Napierały, że żeby zatrzymać Wagnera wystarczyłoby jego siły zbombardować. Po pierwsze siły Wagnera przemieszczały się miedzy wozami cywilnymi co już było problematyczne, a po drugie mieli sprzęt do walki z siłami lotniczymi. Bombardowanie autostrady zresztą miało miejsce i na nie wiele się zdało. Wagner z kolei zestrzelił kilka śmigłowców i samolotów. Prigożyn więc był mimo wszystko przygotowany na taki obrót spraw.
No nie do końca. Rzeczywiście prawdopodobnie wystarczyło bombardować ich kolumny z powietrza. Ale problemem jest dostępność precyzyjnych środków rażenia z powietrza w arsenale Rosji. Ponadto rzekomo piloci mieli odmawiać wykonania rozkazów bombardowania wagnerowców i to jest tutaj najważniejsze. Reszta to kwestie drugo- albo trzeciorzędne. Straty w cywilach to nie jest wielki problem. PLot wagnerowców też raczej nie mogła być na tyle liczna, by być w stanie powstrzymać SP Rosji. Chyba że właśnie żołnierze masowo przechodzili na ich stronę, w tym SP.
Końcowo armia buntowników miała się zbliżyć na odległość od 300 do 60 kilometrów od Moskwy.
60 kilometrów nie. Ale 100 czy trochę ponad 100 już tak. 80 km od Moskwy jest rzeka, którą wagnerowcy musieliby przekroczyć i na której most miał być zaminowany/rozmontowany. AFAIK nie ma żadnych dowodów, że przekroczyli rzekę.
Zaloguj się aby komentować