Kiedyś podróżowanie motocyklem wyglądało tak:
Uwaga: tekst zawiera brzydkie wyrazy, oraz szkaluje polskie harcerstwo.
Prolog - dialog.
- jutro jadę do Wilna,
- dobra, daj znać, będziemy na Mazurach to może pomkniemy do Ciebie.
Monolog.
- Jutro ? Wiesz jak będzie jutro, pozbierasz się w południe, dotrzesz
tam na wieczór i wszystko co zwiedzisz to hotel.
- No to co proponujesz?
- No, wiesz co.
- W moim wieku ? Tym łamaczem krzyża ? Ślepy po ciemku ? 11-sta w nocy
jest !
- No w sumie, to może i...
Prysznic, polar, szczoteczka, bielizna...
- Mapa ?
- Nie, za duża, performance Ci spadnie poza tym.
Omen.
Jestem wystarczająco wykształcony żeby wierzyć w przesądy.
Mój przesąd przed podróżą to spotkać na początku jakiś zmot na drodze.
Świętokrzyski. Autobus włączał się do ruchu zmuszając jakiegoś gruchota
do zmiany pasa. Tyle, że akurat wyprzedzałem między pasami tymi pasami
co kierowca gruchota ich nagle zapragnął obu.
Wyda ? Wyda ? Wyda ?
Nie, no jasne że wyda.
No i jak fajnie, jedziemy, dziękujemy pod kaskiem sponsorom zmotu piękną
polszczyzną. Miło i miło.
I ciemno. I co ja robie na świętokrzyskim jadąc z Miedzylesia do Wilna ?
Jak to co?
Jadę do Wilna.
Biały.
W Białymstoku chyba był zlot TIRów, bo w życiu ich tyle na drodze nie
spotkałem. Coś między drugą a trzecią, pora zjeść. Wbijam do centrum, bo
to jedyna potencjalna alternatywa dla hot doga na stacji benzynowej.
Miasto żyje, miasto się bawi, miasto idzie na solówę do pobliskiego
parku. Miasto się podoba, krótko mówiąc.
Jem, rozmawiam. Mówi mi, żebym pojechał do Druskiennik, bo fajnie.
No dobra, tylko co tam jest ?
Kurort.
Wiesz, mam umowę z ojcem - ja nie jeżdżę po sanatoriach a on nie jeździ
na motocyklu.
Stary dobry rockandroll.
Wyjeżdżam ze stacji gdzie pytałem o drogę (no co, spodziewałem się, że
od Białegostoku będą już drogowskazy na Wilno) i zapala się kontrolka
rezerwy. Dobra, coś się znajdzie, to taka ruchliwa trasa, na pewno coś
będzie. Lecimy, kontrolka przyśpiesza mruganie. Na pewno coś będzie, to
taka ruchliwa trasa.
O ! Jest !
Tylko smutna jakaś, zamknięta albo co.
Tryb econo - do 100 i zjazdy na górkach na sprzęgle. Kontrolka już nie
gaśnie.
Na pewno coś będzie, to taka ruchliwa trasa.
O ! Orlen, 600 metrów.
O! zapraszamy od 8-ej!
Zajmujemy kolejkę na trawie ?
Nie, jedziemy na pewno coś będzie, to taka ruchliwa trasa.
200 metrów dalej, 2 gości, ożywiony dialog na chodniku.
"Ostatnia szansa, stary, albo oni Ci pomogą albo tu kiblujesz, nie
spierdol tego i nie jesteś z Wawy, choćby Cię przypalali żelazem, tak?".
- Gdzie tu jest najbliższa stacja ?
- W Augustowie.
- Acha, no to wiecie...
10 minut później wpychamy przez wlew w baku cieniasa wąż. Jest źle, wąż
nie daje rady zassać.
Maska, przewód do silnika, butelka po coli. Zapłon włącz, wyłącz. Włącz
wyłącz. Włącz, wyłącz. Inteligentna robota, tylko żeby nie pomylić
włączania z wyłączaniem. Jestem blisko 2-litrowego celu i kolega
Włącz-Wyłącz zmienia koncepcje.
-Odpalimy, zagrzejemy, przejdziemy na gaz, ściągniemy przewód i szybciej
będzie.
- Ale jeszcze 20 razy i będzie.
- Mówię Wam, zrobimy jak mówię.
"Wódka czyni błyskotliwym" myślę sobie.
10 minut później auto brzęczy na gazie, kolega ściąga przewód, parzy
rękę, wacha pod ciśnieniem tryska po masce silniku, wąż trafia w końcu
do butelki, pięć sekund, pełna.
- No i nie mówiłem, że szybciej będzie.
"Ciekawe czy w razie co, z gaszeniem też by Ci tak szybko poszło".
Prosto w słońce.
Augustów, wylot na Ogrodniki, świt ma ochotę się zacząć.
- Fajna droga.
- Fajna.
- 1.60?
- Nie, no las jest.
- No to 1.40
- Dobra.
- Plus VAT!
Litwo, zobacz jaki ładny motocykl.
Stacja benzynowa, 130 km od granicy.
Tankuję. Płacę. Wychodzę na słońce. Patrzę i oczom nie wierze.
Wracam. Szuwaks w spraju, 2 robocze rękawiczki.
Aaaaa!!!
Nie to nie mogę być ja, uszczypnijcie mnie, mocniej, mocniej !
Albo niech mi ktoś jebnie!
Kosmici mnie zamienili !?!
Chodzę ze sprajem dookoła motocykla, psikam i przecieram rękawiczką.
- Może być, wstydu nie będzie.
- No, dumny jestem z Ciebie, to już drugi raz w tym roku umyłeś motocykl.
Miasteczko o poranku.
Wilno jest ciche. Ósma rano, święto, pustki. Siadam w kawiarni na pasażu
Giedymina. Kawa, tosty i kelnerka o oczach większych niż niebo.
Miło i miło. I jasno.
Zaglądam do archikatedry, msza, tłumy z kwiatami.
Z hotelu biorę przewodnik.
Zamek, kościół, kościół, kościół, muzeum KGB, kościół, kościół, kościół.
Specyficzne miasto.
Wjeżdżam na wieżę zamkową i na panoramie miasta wybieram miejsca do
zwiedzania.
Parkuje, gdzieś koło kościoła i nagle zalewa mnie tłum turystów. Niemcy,
Włosi (co tu robią Włosi, za mało mają u siebie kościołów ?).
Kościół, kościół, kościół. Pozwiedzałbym jak Rogal, od fundamentów, ale
nie wziąłem łopatki.
Wsiadam, jadę jak znaki każą i trafiam na kolejny tłum turystów.
Nie wiem po czym, ale wiem że widzę mnóstwo Polaków.
Zaczynam myśleć powoli, bo inaczej o tej porze nie umiem... "co bronisz
Częstochowy i w Ostrej świecisz bramie".
Tak to tutaj, idę zatłoczoną uliczka, tłum turystów jest chichszy niż
gdzie indziej, niektórzy stoją modląc się.
- Chcesz poprosić o coś Boga?
- Nie, on też mnie o nic nie prosi.
Tuż za bramą jak uciąć nożem brzydkie posowieckie miasto.
Wracam, skręcam gdzieś w bok. Cerkiew. O, aż niemożliwe.
Wchodzę, oglądam przedzielone szybą 3 ubrane w fiolet ciała mnichów.
Wychodzę i nie wiem gdzie właściwe byłem, cyrylica kuta w kamiennym
portalu to za trudne.
Przy schodach stoją harcerze z Polski.
- Co to za cerkiew?
- ....
- jak sie nazywa ta cerkiew?
- My z ZHR jesteśmy.
- Widzę, macie tu napisane, pytam jak się nazywa ta cerkiew?
- A to my nie wiemy, druhna drużynowa wie.
- Dzięki, czuwaj.
Drużynową omijam szerokim łukiem.
Zostawia mi to komfort myślenia, że przynajmniej ona nie okazałaby się
debilem. Ale sprawdzić nie mam odwagi.
Wsiadam. System jednokierunkowych ulic rzuca mnie w lewo, prawo, lewo,
prawo, lewo, prawo....
- O zobacz! Kościół, może byśmy go...?
- A w mordę chcesz?
Wracam. Proste jak ccccep. Do dzielnicy biznesowej, na rondzie na A4,
potem chyba 129 i 132.
Rondo. Duże, fajne, mam na nim zrobić cyrkla 270 stopni. Aaa! Czemu ten
dureń wjeżdża jak ja zjeżdżam ? Hampel.
- A w sumie to jakie tu są właściwie przepisy ruchu ?
- A Ty tu przyjechałeś się uczyć czy na wycieczkę ?
- No, w sumie...
Ambicja.
Litwini jeżdżą jakby prawo jazdy robili w armii. Nie wiedza gdzie im sie
pojazd kończy, gdzie im się pas kończy i wszyscy mają się nawzajem w dupie.
Ale to nie powód żeby trochę nie powyprzedzać, nie?
Łycha, na żyletki, hampel, łycha, wejście pod lusterko, łycha.
Niech się Pogoń uczy jak się jeździ w macierzy.
- Fajnie ?
- Stary, za chwilę to Ty im pokażesz nie jak macierz jeździ tylko jak
się widowiskowo rozpierdala.
- No dobra, to teraz już macierz siedzi z tyłu.
Wylot z miasta. Za 500 metrów światła. Zmieniają się na zielone, auta
ruszają a potok z tyłu w którym jestem hamuje. Co jest ?
Auto przede mną staje na wjeździe na zielonym. pasażer wysiada, podnosi
z ulicy chorągiewkę.
"Ty bucu!
Chorągiewkę zgubił, patriota pierdolony!
A w dupę se wsadź ten cały Pekin 2008! I popraw milionem Chińczyków"
Wpycham się przed niego, twardy jest, rusza, ja ruszam, powoli, bo przed
z nim z prawej zatrzymał się chyba jego kumpel, który też rusza.
Zjeżdżam lekko w lewo, tak żeby "kumpel" zasłaniał mnie od prawej, bo
nie wiem czy zielone już się nie skończyło. Dobra, zostają z tyłu.
"Jebcie się i teraz to zbierajcie chorągiewki do samego Kayunas, debile!
Debile?
A, to sorry to: Czuwaj! "
A4, potem 129, potem 132. Droga prosta jak trzonek od chorągiewki.
A1, A4. Tylko A4 gdzieś znika, jest samo A1 do Kayunas. Zjeżdżam pytam,
nikt nic nie rozumie, nikt nic nie wie, drugi ZHR.
No to w wersji krótkiej:
- W Polszu?
- Sa mnoj!
Proste ?
Jak trzonek....
Po tej stronie Unii.
Pada deszcz, pada bateria w telefonie, pada mi psycha - niewyspany jestem.
Augustów, przestaje padać, słoneczko, 120, lajtowo-czoperowo. Jakiś
debil w Passacie spycha mnie na krawędź wyprzedając z naprzeciwka.
Pewnie łoi na zlot ZHR do Wilna.
W Łomży robię sobie 4-tą w tej podróży fotkę.
Fotoradarem.
Dagixar tribe colors w obiektywie!
Zgłosiłbym się po nią, bo na pewno dobrze wyszedłem, tylko nie wiem
gdzie tu jest posterunek.
Parkuję w Pułtusku i 10 minut później patrzę jak gixer lśni w blasku
piorunów.
- Tato!
- Slucham!
- A to w ogóle miały być jakieś burze dziś?
Wskazówki dla turystów:
1. Jedynka w dół!
2. Mickiewicz wielkim poeta był!
3. Długość trasy Międzylesie - Wilno - Pułtusk wynosi 1001 kilometrów.
4. Litwini jeżdżą jak popierdoleni, ale w 99,9% dość wolno.
5. Sprawdź prognozę pogody, najlepiej na Hawajach, tam jest zawsze fajnie.
6. Nie musisz mieć mapy, zawsze możesz spytać ZHR.
7. Czuwaj !
KJ
#motocykle
Uwaga: tekst zawiera brzydkie wyrazy, oraz szkaluje polskie harcerstwo.
Prolog - dialog.
- jutro jadę do Wilna,
- dobra, daj znać, będziemy na Mazurach to może pomkniemy do Ciebie.
Monolog.
- Jutro ? Wiesz jak będzie jutro, pozbierasz się w południe, dotrzesz
tam na wieczór i wszystko co zwiedzisz to hotel.
- No to co proponujesz?
- No, wiesz co.
- W moim wieku ? Tym łamaczem krzyża ? Ślepy po ciemku ? 11-sta w nocy
jest !
- No w sumie, to może i...
Prysznic, polar, szczoteczka, bielizna...
- Mapa ?
- Nie, za duża, performance Ci spadnie poza tym.
Omen.
Jestem wystarczająco wykształcony żeby wierzyć w przesądy.
Mój przesąd przed podróżą to spotkać na początku jakiś zmot na drodze.
Świętokrzyski. Autobus włączał się do ruchu zmuszając jakiegoś gruchota
do zmiany pasa. Tyle, że akurat wyprzedzałem między pasami tymi pasami
co kierowca gruchota ich nagle zapragnął obu.
Wyda ? Wyda ? Wyda ?
Nie, no jasne że wyda.
No i jak fajnie, jedziemy, dziękujemy pod kaskiem sponsorom zmotu piękną
polszczyzną. Miło i miło.
I ciemno. I co ja robie na świętokrzyskim jadąc z Miedzylesia do Wilna ?
Jak to co?
Jadę do Wilna.
Biały.
W Białymstoku chyba był zlot TIRów, bo w życiu ich tyle na drodze nie
spotkałem. Coś między drugą a trzecią, pora zjeść. Wbijam do centrum, bo
to jedyna potencjalna alternatywa dla hot doga na stacji benzynowej.
Miasto żyje, miasto się bawi, miasto idzie na solówę do pobliskiego
parku. Miasto się podoba, krótko mówiąc.
Jem, rozmawiam. Mówi mi, żebym pojechał do Druskiennik, bo fajnie.
No dobra, tylko co tam jest ?
Kurort.
Wiesz, mam umowę z ojcem - ja nie jeżdżę po sanatoriach a on nie jeździ
na motocyklu.
Stary dobry rockandroll.
Wyjeżdżam ze stacji gdzie pytałem o drogę (no co, spodziewałem się, że
od Białegostoku będą już drogowskazy na Wilno) i zapala się kontrolka
rezerwy. Dobra, coś się znajdzie, to taka ruchliwa trasa, na pewno coś
będzie. Lecimy, kontrolka przyśpiesza mruganie. Na pewno coś będzie, to
taka ruchliwa trasa.
O ! Jest !
Tylko smutna jakaś, zamknięta albo co.
Tryb econo - do 100 i zjazdy na górkach na sprzęgle. Kontrolka już nie
gaśnie.
Na pewno coś będzie, to taka ruchliwa trasa.
O ! Orlen, 600 metrów.
O! zapraszamy od 8-ej!
Zajmujemy kolejkę na trawie ?
Nie, jedziemy na pewno coś będzie, to taka ruchliwa trasa.
200 metrów dalej, 2 gości, ożywiony dialog na chodniku.
"Ostatnia szansa, stary, albo oni Ci pomogą albo tu kiblujesz, nie
spierdol tego i nie jesteś z Wawy, choćby Cię przypalali żelazem, tak?".
- Gdzie tu jest najbliższa stacja ?
- W Augustowie.
- Acha, no to wiecie...
10 minut później wpychamy przez wlew w baku cieniasa wąż. Jest źle, wąż
nie daje rady zassać.
Maska, przewód do silnika, butelka po coli. Zapłon włącz, wyłącz. Włącz
wyłącz. Włącz, wyłącz. Inteligentna robota, tylko żeby nie pomylić
włączania z wyłączaniem. Jestem blisko 2-litrowego celu i kolega
Włącz-Wyłącz zmienia koncepcje.
-Odpalimy, zagrzejemy, przejdziemy na gaz, ściągniemy przewód i szybciej
będzie.
- Ale jeszcze 20 razy i będzie.
- Mówię Wam, zrobimy jak mówię.
"Wódka czyni błyskotliwym" myślę sobie.
10 minut później auto brzęczy na gazie, kolega ściąga przewód, parzy
rękę, wacha pod ciśnieniem tryska po masce silniku, wąż trafia w końcu
do butelki, pięć sekund, pełna.
- No i nie mówiłem, że szybciej będzie.
"Ciekawe czy w razie co, z gaszeniem też by Ci tak szybko poszło".
Prosto w słońce.
Augustów, wylot na Ogrodniki, świt ma ochotę się zacząć.
- Fajna droga.
- Fajna.
- 1.60?
- Nie, no las jest.
- No to 1.40
- Dobra.
- Plus VAT!
Litwo, zobacz jaki ładny motocykl.
Stacja benzynowa, 130 km od granicy.
Tankuję. Płacę. Wychodzę na słońce. Patrzę i oczom nie wierze.
Wracam. Szuwaks w spraju, 2 robocze rękawiczki.
Aaaaa!!!
Nie to nie mogę być ja, uszczypnijcie mnie, mocniej, mocniej !
Albo niech mi ktoś jebnie!
Kosmici mnie zamienili !?!
Chodzę ze sprajem dookoła motocykla, psikam i przecieram rękawiczką.
- Może być, wstydu nie będzie.
- No, dumny jestem z Ciebie, to już drugi raz w tym roku umyłeś motocykl.
Miasteczko o poranku.
Wilno jest ciche. Ósma rano, święto, pustki. Siadam w kawiarni na pasażu
Giedymina. Kawa, tosty i kelnerka o oczach większych niż niebo.
Miło i miło. I jasno.
Zaglądam do archikatedry, msza, tłumy z kwiatami.
Z hotelu biorę przewodnik.
Zamek, kościół, kościół, kościół, muzeum KGB, kościół, kościół, kościół.
Specyficzne miasto.
Wjeżdżam na wieżę zamkową i na panoramie miasta wybieram miejsca do
zwiedzania.
Parkuje, gdzieś koło kościoła i nagle zalewa mnie tłum turystów. Niemcy,
Włosi (co tu robią Włosi, za mało mają u siebie kościołów ?).
Kościół, kościół, kościół. Pozwiedzałbym jak Rogal, od fundamentów, ale
nie wziąłem łopatki.
Wsiadam, jadę jak znaki każą i trafiam na kolejny tłum turystów.
Nie wiem po czym, ale wiem że widzę mnóstwo Polaków.
Zaczynam myśleć powoli, bo inaczej o tej porze nie umiem... "co bronisz
Częstochowy i w Ostrej świecisz bramie".
Tak to tutaj, idę zatłoczoną uliczka, tłum turystów jest chichszy niż
gdzie indziej, niektórzy stoją modląc się.
- Chcesz poprosić o coś Boga?
- Nie, on też mnie o nic nie prosi.
Tuż za bramą jak uciąć nożem brzydkie posowieckie miasto.
Wracam, skręcam gdzieś w bok. Cerkiew. O, aż niemożliwe.
Wchodzę, oglądam przedzielone szybą 3 ubrane w fiolet ciała mnichów.
Wychodzę i nie wiem gdzie właściwe byłem, cyrylica kuta w kamiennym
portalu to za trudne.
Przy schodach stoją harcerze z Polski.
- Co to za cerkiew?
- ....
- jak sie nazywa ta cerkiew?
- My z ZHR jesteśmy.
- Widzę, macie tu napisane, pytam jak się nazywa ta cerkiew?
- A to my nie wiemy, druhna drużynowa wie.
- Dzięki, czuwaj.
Drużynową omijam szerokim łukiem.
Zostawia mi to komfort myślenia, że przynajmniej ona nie okazałaby się
debilem. Ale sprawdzić nie mam odwagi.
Wsiadam. System jednokierunkowych ulic rzuca mnie w lewo, prawo, lewo,
prawo, lewo, prawo....
- O zobacz! Kościół, może byśmy go...?
- A w mordę chcesz?
Wracam. Proste jak ccccep. Do dzielnicy biznesowej, na rondzie na A4,
potem chyba 129 i 132.
Rondo. Duże, fajne, mam na nim zrobić cyrkla 270 stopni. Aaa! Czemu ten
dureń wjeżdża jak ja zjeżdżam ? Hampel.
- A w sumie to jakie tu są właściwie przepisy ruchu ?
- A Ty tu przyjechałeś się uczyć czy na wycieczkę ?
- No, w sumie...
Ambicja.
Litwini jeżdżą jakby prawo jazdy robili w armii. Nie wiedza gdzie im sie
pojazd kończy, gdzie im się pas kończy i wszyscy mają się nawzajem w dupie.
Ale to nie powód żeby trochę nie powyprzedzać, nie?
Łycha, na żyletki, hampel, łycha, wejście pod lusterko, łycha.
Niech się Pogoń uczy jak się jeździ w macierzy.
- Fajnie ?
- Stary, za chwilę to Ty im pokażesz nie jak macierz jeździ tylko jak
się widowiskowo rozpierdala.
- No dobra, to teraz już macierz siedzi z tyłu.
Wylot z miasta. Za 500 metrów światła. Zmieniają się na zielone, auta
ruszają a potok z tyłu w którym jestem hamuje. Co jest ?
Auto przede mną staje na wjeździe na zielonym. pasażer wysiada, podnosi
z ulicy chorągiewkę.
"Ty bucu!
Chorągiewkę zgubił, patriota pierdolony!
A w dupę se wsadź ten cały Pekin 2008! I popraw milionem Chińczyków"
Wpycham się przed niego, twardy jest, rusza, ja ruszam, powoli, bo przed
z nim z prawej zatrzymał się chyba jego kumpel, który też rusza.
Zjeżdżam lekko w lewo, tak żeby "kumpel" zasłaniał mnie od prawej, bo
nie wiem czy zielone już się nie skończyło. Dobra, zostają z tyłu.
"Jebcie się i teraz to zbierajcie chorągiewki do samego Kayunas, debile!
Debile?
A, to sorry to: Czuwaj! "
A4, potem 129, potem 132. Droga prosta jak trzonek od chorągiewki.
A1, A4. Tylko A4 gdzieś znika, jest samo A1 do Kayunas. Zjeżdżam pytam,
nikt nic nie rozumie, nikt nic nie wie, drugi ZHR.
No to w wersji krótkiej:
- W Polszu?
- Sa mnoj!
Proste ?
Jak trzonek....
Po tej stronie Unii.
Pada deszcz, pada bateria w telefonie, pada mi psycha - niewyspany jestem.
Augustów, przestaje padać, słoneczko, 120, lajtowo-czoperowo. Jakiś
debil w Passacie spycha mnie na krawędź wyprzedając z naprzeciwka.
Pewnie łoi na zlot ZHR do Wilna.
W Łomży robię sobie 4-tą w tej podróży fotkę.
Fotoradarem.
Dagixar tribe colors w obiektywie!
Zgłosiłbym się po nią, bo na pewno dobrze wyszedłem, tylko nie wiem
gdzie tu jest posterunek.
Parkuję w Pułtusku i 10 minut później patrzę jak gixer lśni w blasku
piorunów.
- Tato!
- Slucham!
- A to w ogóle miały być jakieś burze dziś?
Wskazówki dla turystów:
1. Jedynka w dół!
2. Mickiewicz wielkim poeta był!
3. Długość trasy Międzylesie - Wilno - Pułtusk wynosi 1001 kilometrów.
4. Litwini jeżdżą jak popierdoleni, ale w 99,9% dość wolno.
5. Sprawdź prognozę pogody, najlepiej na Hawajach, tam jest zawsze fajnie.
6. Nie musisz mieć mapy, zawsze możesz spytać ZHR.
7. Czuwaj !
KJ
#motocykle
Czytać się tego nie da, tak to jest napisane...
@Man_of_Gx ale bełkot
@Man_of_Gx Weź to wrzuć w chatgpt żeby się to dało czytać
@Man_of_Gx a mnie się podoba. W zeszłym roku miałem dokładnie taką samą wycieczkę, nawet ZHR był.
W pełni zasłużony piorun.
PS. Litwini tylko udają, że nie rozumieją po naszemu. Jak im zależy, to spokojnie z nimi pogadasz.
Komentarz usunięty
Zaloguj się aby komentować