Komentarze (1)
Malta faktycznie wydaje się krajem bardzo religijnym. Polskę opuściłam przeszło 30 lat temu, ale pamiętam, że wtedy niemal wszyscy deklarowali się jako praktykujący. Na Malcie zetknęłam się po raz pierwszy z wierzącymi niepraktykującymi. Chrzest tak, pierwsza komunia tak, ewentualnie jeszcze ślub. No i pogrzeb, koniecznie w asyście księdza. Cała reszta nie ma większego znaczenia. Może z wyjątkiem świąt parafialnych nazywanych tu festami. Obchodzi się je dość hucznie. Czasem trudno nie odnieść wrażenia, że niektórzy łączą swoje zbawienie z tym, ile pieniędzy na obchody wpłacą i – co za tym idzie – jak wielką figurę świętego będą nieść na początku procesji. Maltańczycy, z którymi mam kontakt na co dzień przyznają, że ich kościoły także zaczynają świecić pustakami. O Bogu tu się nie rozmawia. Czasem mówię, że czuję się tu jak w Polsce – zapytani wszyscy odpowiadają, że są katolikami, ale niewiele za tym idzie
Zaloguj się aby komentować