Dziś wpis krótki (zwłaszcza w zestawieniu z wczorajszym). Nie tylko mam mniej wydarzeń do opisania, ale też muszę rozsądniej gospodarować czasem, którego w dni pracujące nie mam zbyt wiele. No to jedziemy.
Obudziłem się, gdy słońce było już wysoko na niebie, a temperatura w namiocie stawała się nie do zniesienia. Przyczyną mojego długiego snu były oczywiście trudy dnia poprzedniego i mam tu na myśli zarówno 32 km trekkingu w pełnym słońcu, jak i 1,5 litra czerwonego wina wypitego przed snem. Miałem kaca, oj tak.
Właściwie to pewnie spałbym dłużej, ale Amerykanin, którego poznałem wczoraj, upewniał się czy żyję, bo właśnie wyruszał na kolejny camping. Otworzyłem namiot, by zaczerpnąć świeżego powietrza. Na zewnątrz również istna patelnia.
Kiwnąłem na pożegnanie Amerykaninowi i spostrzegłem, że pole namiotowe już prawie opustoszało. Chilijscy studenci, z którymi rozgadałem się dzień wcześniej, właśnie kończyli składać namiot i również szykowali się do wymarszu.
- Polaco rojo! - krzyknął jeden z nich na mój widok. No tak, ksywka już do mnie przylgnęła. Pogadaliśmy chwilę, życzyłem im udanego marszu i powiedziałem, że zobaczymy się wieczorem na następnym campingu. Dostrzegłem jakby zwątpienie w jego oczach - czyżbym wyglądał aż tak niemrawo?
Poczłapałem ogarnąć śniadanie, które jakoś wyjątkowo opornie mi wchodziło. Jeszcze gorzej wychodziło mi składanie namiotu - no skrajnie mi się nic nie chciało. A łazić to już w ogóle. Ten odcinek miał mieć niby tylko 18 kilometrów wycenionych na 6 godzin marszu, ale zmęczenie poprzednim dniem, wysoka temperatura, palące słońce padające na moją spaloną skórę, pęcherz na stopie i jakiś naciągnięty w niej mięsień, ciężki plecak i przede wszystkim kac, podnosiły to zadanie do rangi morderczego wyzwania.
Odpoczywanie jeszcze kilka godzin, by z odzyskanymi pomału siłami ruszyć do przodu i dotrzeć pod wieczór, niestety nie wchodziło w grę - mniej więcej pośrodku odcinka trasy stał punkt kontrolny parku i kto do określonej godziny nie dotarł do tego punktu (legitymując się przy tym rezerwacją na kolejnym campingu Dickson) był zawracany. No nic, dupa w troki i idziemy.
Odcinki szlaku począwszy od Campamento Central aż do Refugio Grey, w tym ten, którym miałem iść dzisiaj, cieszyły się mniejszą popularnością niż te z wariantu "W" - również ze względu na słabsze walory wizualne. No i faktycznie - już dzień wcześniej drugi odcinek trekkingu, ten od Central do Serón, był raczej bez szału. Ten dzień zapowiadał się podobnie. Zresztą jakoś nie miałem najmniejszej ochoty się rozglądać, tylko ze wzrokiem wbitym we własne stopy szedłem przed siebie. Był potworny upał.
Idąc tak sobie na zmęczeniu prowadziłem wewnętrzny dialog sam ze sobą. Tak jakby głowa rozmawiała z ciałem:
- Dalej! Lecimy, lecimy!
- Chłopie, musimy odpocząć. Jest naprawdę ciężko.
- No dobra, wiem. Ale nie możemy teraz zrobić przerwy. Minimum pół godziny jeszcze.
- 15 minut!
- Niech będzie 20 - o pełnej godzinie, dobrze?
- Zgoda.
No i mijała pełna godzina:
- To podejdźmy jeszcze do przodu - na tamtą górkę. Powinien być fajny widok.
- Tak daleko? Przecież to kolejne 10 minut marszu!
- Dalej, nie marudź.
10 minut później:
- He he, no jednak to nie jest wzgórze, tylko tak się wydawało - tam, o, już bankowo jest szczyt wzgórza.
- To chociaż łyka wody!
- Nie nie, jeszcze ten kawałek i będzie dłuższy postój.
Tymczasem na wzgórzu:
- Hmmm, straszne słońce. To już lepiej zróbmy przystanek tam w cieniu, żeby nie dostać udaru.
- No ma to sens, ale serio już nigdzie dalej nie idę. Przecież sam rozumiesz, że po odpoczynku i lekkim posileniu się będzie się szybciej szło.
- No wiem, wiem. Już za chwilę się najesz i odpoczniesz.
W cieniu:
- Nie ma gdzie tu usiąść, żadnego kamienia. Ale tam dalej widzę fajne.
- Oszukałeś nas!
- Dalej, nie mazgaj się
Przy kamieniu:
- Z daleka ten kamień wyglądał na wygodniejszy. Może byśmy...
- Zaraz ci przypierdolę!
I tak rozmawiałem sam ze sobą, sprowadzając liczbę postojów do minimum, żeby się nie rozleniwić.
Jak tak to teraz czytam, to dochodzę do wniosku, że chyba jestem pojebany XDDD
Do punktu kontrolnego dotarłem przed czasem. Godzinę później natknąłem się na znane twarze.
- Polaco rojo!!!
No więc oni serio nie wierzyli, że tego dnia w ogóle ruszę na kolejny camping. A już na pewno nie zdążę do tego punktu kontrolnego. No cóż, Poland stronk XDDD
Gdy po kilku godzinach trekkingu okazało się, że trzeba wdrapać się jeszcze na niewielką przełęcz, trochę mi się odechciało. Ale gdy już doczłapałem się na górę, moim oczom ukazał się w całej swej wspaniałości camping Dickson, niczym ziemia obiecana (pic rel). Muszę przyznać, że wciąż robi na mnie wrażenie, jak jest malowniczo położony.
Co niektórzy po ukończeniu trekkingu postanowili zanurzyć się w polodowcowym jeziorze, nad którym powstał camping, ale ja ostatecznie dałem radę wleźć maksymalnie do kolan i już czułem gwałtowne obkurczanie moich wrażliwych organów
#podroze #patagonia #chile #gory #trekking #polacorojo
@Sniffer jakoś mi umknęły Twoje posty, na szczęście zawsze można nadrobić zaległości ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@tentego Zapraszam do czytania i mam nadzieję, że nie zostanę zbluzgany za zmarnowanie czasu
Daje błyskawice i zabieram się za czytanie
@Randy_Robinson Dziękuję! Proszę się rozgościć
@Sniffer zaległości nadrobione, czas w ogóle nie zmarnowany wręcz przeciwnie (ง ͠° ͟ل͜ ͡°)
Żeby było śmieszniej, tego w wpisu, który był moim pierwszym przeczytanym nie ma pod tagiem czerwonego Polaka
Nawiązując do Twoich wypowiedzi, wpisy wcale nie za długie, mogą być nawet dłuższe ; )
Jeśli masz na żywo gadane, tak jak piszesz to jakaś prelekcja jak najbardziej, czyta się dobrze, więc słuchało by się też dobrze ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Zresztą fajnie się słucha ludzi, którzy mają coś więcej do opowiedzenia niż "to jest szczyt, bardzo ładny szczyt". Także popieram kogoś, kto stwierdził w którymś komentarzu, że o szczytach i trasach można czytać na googlach, a tutaj anegdoty i prywatne przemyślenia z trasy jak najbardziej się sprawdzają.
Także jakby co, przynajmniej jednego czytelnika masz jak w banku, a było że tyle wystarczy żeby pisać dalej ¯\_( ͡° ͜ʖ ͡°)_/¯
Dobra koniec, bo Ty masz niby wpisy długie, a mi to komentarz wyszedł jakiś taki opasły.
A nie jeszcze jedno, Ty to piszesz z trasy teraz, czy spisujesz już po zakończonej wędrówce? Bo jak było gdzieś napomknięte to mogło mi umknąć
@tentego wow, dostać tak długi komentarz, to jak 50 grzmotów
A piszę z rocznym opóźnieniem - w swoim pierwszym konkretnym wpisie na hejto (a drugim w ogóle) napomknąłem, że do podzielenia się czymkolwiek zainspirowały mnie Google Photos przypominające, co robiłem dokładnie rok wcześniej.
W sumie sam się sobie dziwię ile szczegółów wciąż pamiętam. Tak więc spisuję je sobie, żeby mieć na starość (co ja pieprzę, już jestem stary
@Sniffer zawsze się człowiekowi wydaje, że będzie pamiętał, a po czasie okazuje się, że w natłoku nowych wrażeń dużo rzeczy ucieka. Jak już rok minął to rzeczywiście tym lepiej mieć rozpisane co się działo, bo jeszcze nie wszystko uleciało z pamięci. Jeśli nie redagujesz już spisanych wspomnień, tym lepiej że znalazłeś motywację do napisania tego co się działo. Podoba mi się, że w Twoich historiach jest mieszanka pozytywnych wspomnień, ale też że pamiętasz momenty zwątpienia we własne siły. Swoją drogą to zadziwiające, jak bardzo ludzie są w stanie przeciągnąć strunę w eksploatacji swojego organizmu, a on się skubany nie poddaje (ง ͠° ͟ل͜ ͡°)
No i tak jak Ciebie cieszy, że ktoś czyta Twoje wpisy, mnie cieszy, że udało Ci się dotrzeć do końca komentarza ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Mam nadzieję, że kolejna na część mi nie ucieknie, ale jak za długo żadne powiadomienie nie przyjdzie, profilaktycznie sprawdzę, czy na pewno nie wskoczyło nic nowego (° ͜ʖ °)
@tentego bardzo dziękuję za dodatkowy komentarz obfitujący w jakże miłe słowa!
W pisaniu historii z wyjazdu chwilowo pauza operacyjna ze względu na nawał pracy, ale planuję wrócić z jakimś materiałem jeszcze w tym tygodniu. Pozdrawiam!
Zaloguj się aby komentować