Tak sobie dzisiaj filozfowałem ze znajomymi. Odnośnie równoległych wrzechświatów, ogólnie filozofii. Gadki po paru piwach wiadomo. Parę miałem unikatowych mommentów, które trochę sprawiły, że cała koncepcja wydaje się mi conajmniej bardzo uproszczona czy rozmydlona przez popkulturę, a trochę nawet totalnie absurdalna z punktu matematyki.
Mianowicie, przy zapłodnieniu jest tysiące czy setki plemników. No i tylko jeden z nich stworzył WAS. Ok. Teraz wystarczy założyć minimalną losowość, różnicę kilku milisekund, która sprawia, że inny plemnik zapłodni waszą matkę. Stary się potknie o krawężnik i przyjdzie do domu chwilę później. Jest właściwie pewne, że inny plemnik z wielu zapłodni waszą matkę. Powstałby człowiek bardziej jak Twój brat/siostra wizualnie, podobny/a ale różny jak kolejne dziecko tych samych rodziców, ale generalnie nie TY jak siebie widzisz.
Skoro powiedzmy taki drobny losowy aspekt, wpłynie na nawet mikroskopijną zmianę, to wydaje mi się trochę abstrakcyjne zakładać, że przez miliardy lat, bez nawet najmniejszych zmian losowych wszystko się ułoży dokładnie tak samo. Właściwie bardziej logiczne jest zakładać, że jak w matematyce są szanse na coś co się wydarzy raz i nigdy więcej to właściwie im więcej złożoności w systemie, to jeśli istnieją alternatywne rzeczywistości to i tak są diametralnie różne.
Bo jeśli nawet ułamek sekundy kiedy, pierwsze bakterie się podzieliły, wpłynąłby całkowicie na wygląd wszystkich istot na świecie od tego mommentu.
Alternatywą jest zakładanie, że wygrywało się w totka przez miliardy lat i zawsze wypadały dokładnie te same liczby. Bo praktycznie jedna drobna zmienna wypłynęłaby na wygląd, i losy każdych następnych istot.
#gownowpis