Dziś bez relacji z roboty, za to mała opowieść jak to kupowałem te ałto. Część francuska od linijki pisanej capsem.
Ogólnie za samym samochodem jako modelem rozglądałem się jakieś półtora roku. Najpierw mobile.de, ale tam wybór nijaki w moim pułapie cenowym (za to mnóstwo "rarytas, klasyk, prl" : >). Przez pół roku namawiałem holendra na sprzedaż, ale koniec końców rozmyślił się. Pewnie dlatego, że miał automat, a ja chciałem przerzucić skrzynię. Przez wakacje zajmowałem się wakacjami, więc głowa luźna od graciarskiego zmysłu. Przyszedł za to wrzesień, zimno, smutno, a można sobie narobić roboty! Z pomocą @DonRzoncy przyglądałem się co tam na autoscout24.it piszczy. Byłem nawet blisko zdecydowania się na Biturbo ( ͡° ͜ʖ ͡°). Tak się jednak potoczyło, że w Novarze (kawałek od Mediolanu) pojawił się SD1 2600 Z KLIMĄ. No blyat cyka, klima to rzadkość. Dogadałem przez znajomego włocha termin przyjazdu, stan samochodu, zaklepałem bilet na samolot i cumpla żeby samemu nie jechać z Bergamo. Tydzień przed wylotem wyszło, że samochód sprzedany.
Poleciałem jednak, przełaziliśmy bergamo, opędzlowaliśmy pizzę, zapytałem włocha co myśli o pizzy z ananasem (abominacja). Pierwszy raz widziałem pizzę z tymi kulkami co są w mozarelli, na jednej było 8 sztuk. Był też asfalt kładziony na wykładzinę, znak "roboty drogowe" wyglądające jak człowieczek grzebiący patykiem w kupie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wszystko to i więcej zaliczone w niecały jeden dzień, bo wylot był o 22, dolot ok. 2:00, o 10:00 poszli w miasto żeby o 20 lecieć na samolot : D
TU ZACZYNA SIĘ CZĘŚĆ FRANCUSKA
Smutek zakupowy trwał aż krótko. Odkryłem mnóstwo różnych portali z ogłoszeniami, więc można było się zagłębiać. Wyczaiłem na leboncoin.fr jedną sztukę niedaleko granicy FR/DE, trzy zdjęcia, niski przebieg, dobra cena. Zadzwoniłem czy da się po angielsku pogadać - no! Zadzwonił cumpel z poprzedniego wyjazdu czy gościu mówi po niemiecku - najn! Kolegę z pracy poprosiłem, gdyż jego żona po francusku biegle nadaje i odbiera - OUI, OUI! Parle pa francais, je ne parle anglocośtam i niemcocośtam. Dwa miesiące zastanawiałem się jak to ugryźć i jednocześnie czekałem na lepszą pogodę. Po relacji z rozmowy telefonicznej wiedziałem, że to "jakiś starszy francuz, nie mówi po niemiecku, polsku i nie ma też nikogo kto by mówił po angielsku. W aucie uszkodzony jest tłumik i on by nim raczej na kołach nie wracał". OK, w lutym pozbierałem cztery litery, wynająłem autolawetę żeby pierwszy raz takim bydlakiem powozić, wziąłem tego samego cumpla i zrobiliśmy WIO 1300 km w jedną stronę w trybie językowym yolo.
W sobotę rano spotkaliśmy się z dziadzią pod hotelem (miał podrzucić jakiś fajny i tani nocleg, a skończyło się na "wszystkie są dobre"). Przyjechał innym samochodem. Wyglądał jak dobrej jakości kloszard, pachniał kwasem. Porozumieliśmy się na machanego, że to on, a my to my. W drodze do samochodów okazało się, że... skubaniec mówi po niemiecku tak sprawnie, że nie było żadnego problemu w rozumieniu go przez cumpla.
Ruszyliśmy na jego posiadłość. Wjeżdżamy pod zakaz, jakiś las, nerki zaczynają drżeć. Jednak jest i cel naszego transportu, posesja ze zdjęć, a na niej -R-o-w-e-r- Rover. Z czegoś na kształt stodoło - stajni wychodzi jego syn ze swoim fąflem.
Okazuje się, że jego syn mówi po angielsku. Oglądam samochód, silnik włączony, ale za równo nie chodzi. Stwierdzam parę drobnych usterek, dowiaduję się, że przegląd to jest, ale oc nie ma, więc z jakiejś jazdy nici. No dobra, stan ogólny za tę kasę to spoko, najważniejszy brak wszechobecnej rdzy.
Po drodze zostalim oprowadzeni po stajnio - stodole, gdzie były nie tylko konie biologiczne hodowane przez dziadzię "dla przyjemności" (( ͡° ͜ʖ ͡°)), ale też czarny Citroen DS. Wychodzimy ze stajni, bo dziadzia się podjarał i okazuje. W jednym garażu drugi DS, ale odrestaurowany. W innym jakiś bardziej terenowy/wojskowy Citroen, a w jeszcze innym kolejny dla odmiany Citroen, ale nie pamiętam jaki. Obok garaży pod plandeką coś fest zgniłego, ale do odratowania.
Musiałem pojechać z dziadzią do bankomatu, jego samochodem. No tak zakurzonego w środku to w życiu nie widziałem. Jeszcze dziadzia jarał jak smok, więc w ogóle fajosko. Umowę podpisaliśmy, dostaliśmy jeszcze jakieś świeżo upieczone pączuszki.
Po powrocie zabrałem się za inspekcję nabytku. No tylko tłumik i brak OC to nie jest w nim problemem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jaki z tego morał? Kłamczuszki francuskie, kombinatory, szachraje. Takie wnioski mogę wyciągnąć po tej wyprawie : )
P.S. Starałem się skrócić wątki poboczne, choć jak na moje to są równie ciekawe.
#macmajster #prestizowygruz2 #francja
Ogólnie za samym samochodem jako modelem rozglądałem się jakieś półtora roku. Najpierw mobile.de, ale tam wybór nijaki w moim pułapie cenowym (za to mnóstwo "rarytas, klasyk, prl" : >). Przez pół roku namawiałem holendra na sprzedaż, ale koniec końców rozmyślił się. Pewnie dlatego, że miał automat, a ja chciałem przerzucić skrzynię. Przez wakacje zajmowałem się wakacjami, więc głowa luźna od graciarskiego zmysłu. Przyszedł za to wrzesień, zimno, smutno, a można sobie narobić roboty! Z pomocą @DonRzoncy przyglądałem się co tam na autoscout24.it piszczy. Byłem nawet blisko zdecydowania się na Biturbo ( ͡° ͜ʖ ͡°). Tak się jednak potoczyło, że w Novarze (kawałek od Mediolanu) pojawił się SD1 2600 Z KLIMĄ. No blyat cyka, klima to rzadkość. Dogadałem przez znajomego włocha termin przyjazdu, stan samochodu, zaklepałem bilet na samolot i cumpla żeby samemu nie jechać z Bergamo. Tydzień przed wylotem wyszło, że samochód sprzedany.
Poleciałem jednak, przełaziliśmy bergamo, opędzlowaliśmy pizzę, zapytałem włocha co myśli o pizzy z ananasem (abominacja). Pierwszy raz widziałem pizzę z tymi kulkami co są w mozarelli, na jednej było 8 sztuk. Był też asfalt kładziony na wykładzinę, znak "roboty drogowe" wyglądające jak człowieczek grzebiący patykiem w kupie ( ͡° ͜ʖ ͡°) Wszystko to i więcej zaliczone w niecały jeden dzień, bo wylot był o 22, dolot ok. 2:00, o 10:00 poszli w miasto żeby o 20 lecieć na samolot : D
TU ZACZYNA SIĘ CZĘŚĆ FRANCUSKA
Smutek zakupowy trwał aż krótko. Odkryłem mnóstwo różnych portali z ogłoszeniami, więc można było się zagłębiać. Wyczaiłem na leboncoin.fr jedną sztukę niedaleko granicy FR/DE, trzy zdjęcia, niski przebieg, dobra cena. Zadzwoniłem czy da się po angielsku pogadać - no! Zadzwonił cumpel z poprzedniego wyjazdu czy gościu mówi po niemiecku - najn! Kolegę z pracy poprosiłem, gdyż jego żona po francusku biegle nadaje i odbiera - OUI, OUI! Parle pa francais, je ne parle anglocośtam i niemcocośtam. Dwa miesiące zastanawiałem się jak to ugryźć i jednocześnie czekałem na lepszą pogodę. Po relacji z rozmowy telefonicznej wiedziałem, że to "jakiś starszy francuz, nie mówi po niemiecku, polsku i nie ma też nikogo kto by mówił po angielsku. W aucie uszkodzony jest tłumik i on by nim raczej na kołach nie wracał". OK, w lutym pozbierałem cztery litery, wynająłem autolawetę żeby pierwszy raz takim bydlakiem powozić, wziąłem tego samego cumpla i zrobiliśmy WIO 1300 km w jedną stronę w trybie językowym yolo.
W sobotę rano spotkaliśmy się z dziadzią pod hotelem (miał podrzucić jakiś fajny i tani nocleg, a skończyło się na "wszystkie są dobre"). Przyjechał innym samochodem. Wyglądał jak dobrej jakości kloszard, pachniał kwasem. Porozumieliśmy się na machanego, że to on, a my to my. W drodze do samochodów okazało się, że... skubaniec mówi po niemiecku tak sprawnie, że nie było żadnego problemu w rozumieniu go przez cumpla.
Ruszyliśmy na jego posiadłość. Wjeżdżamy pod zakaz, jakiś las, nerki zaczynają drżeć. Jednak jest i cel naszego transportu, posesja ze zdjęć, a na niej -R-o-w-e-r- Rover. Z czegoś na kształt stodoło - stajni wychodzi jego syn ze swoim fąflem.
Okazuje się, że jego syn mówi po angielsku. Oglądam samochód, silnik włączony, ale za równo nie chodzi. Stwierdzam parę drobnych usterek, dowiaduję się, że przegląd to jest, ale oc nie ma, więc z jakiejś jazdy nici. No dobra, stan ogólny za tę kasę to spoko, najważniejszy brak wszechobecnej rdzy.
Po drodze zostalim oprowadzeni po stajnio - stodole, gdzie były nie tylko konie biologiczne hodowane przez dziadzię "dla przyjemności" (( ͡° ͜ʖ ͡°)), ale też czarny Citroen DS. Wychodzimy ze stajni, bo dziadzia się podjarał i okazuje. W jednym garażu drugi DS, ale odrestaurowany. W innym jakiś bardziej terenowy/wojskowy Citroen, a w jeszcze innym kolejny dla odmiany Citroen, ale nie pamiętam jaki. Obok garaży pod plandeką coś fest zgniłego, ale do odratowania.
Musiałem pojechać z dziadzią do bankomatu, jego samochodem. No tak zakurzonego w środku to w życiu nie widziałem. Jeszcze dziadzia jarał jak smok, więc w ogóle fajosko. Umowę podpisaliśmy, dostaliśmy jeszcze jakieś świeżo upieczone pączuszki.
Po powrocie zabrałem się za inspekcję nabytku. No tylko tłumik i brak OC to nie jest w nim problemem ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jaki z tego morał? Kłamczuszki francuskie, kombinatory, szachraje. Takie wnioski mogę wyciągnąć po tej wyprawie : )
P.S. Starałem się skrócić wątki poboczne, choć jak na moje to są równie ciekawe.
#macmajster #prestizowygruz2 #francja
Zaloguj się aby komentować