Nowy utwór z nadchodzącej płyty Memento Mori.
https://www.youtube.com/watch?v=iIyrLRixMs8
. #muzyka #depechemode #mementomori
@deafone
Wiesz co, daliby sobie już pokój. Znaczy spoko pod inną marką - ale to mi w ogóle nie brzmi jak stare dobre DM. To im jeszcze wyszło:
@kowalski_2022 niestety zgadzam się z Tobą.
Po odejściu Alana Wildera w latach 90. zakończył się pewien etap dla DM, ich muzyka stawała się coraz bardziej surowa, aż momentami przeradzała się w coraz większy chaos i industrialny hałas.
Pierwsze „bezAlanowa” płyta - Ultra bardzo dawała radę, czuć już było surowość, ale utwory wciąż miały sporo melodii i finezji.
Potem było już niestety coraz gorzej. Zdarzały się utwory - perełki, ale albumy jako całość były co najwyżej przeciętne.
Ostatni album - Spirit - niestety był słaby. Utwory były płytkie, zalatywały czymś prymitywnym. Niektórych z nich ciężko było słuchać - choćby „So much love”, która powodowała ból głowy od bezsensownej łupanki w tle.
Słuchając nowych albumów zawsze z napięciem wyczekiwałem utworów śpiewanych przez Martina. Miały w sobie coś magicznego. Na ostatniej płycie Martin zasłynął najgorszym utworem w historii całego zespołu - Eternal. Powiedzieć, że jest kiepski to jak nic nie powiedzieć (ok, treść sugeruje bardzo osobisty i intymny wymiar tego utworu. Ale kurcze, to jest album trafiający do szerokiej publiki, a utwór jest muzycznie i artystycznie po prostu tragiczny).
Byłem na koncercie DM dwukrotnie, przy okazji trasy Tour of the Universe i Delta Machine. Trzeci raz nie pojadę.
Jedyne czego żałuję, to że z racji wieku nie miałem okazji zobaczyć DM wcześniej, gdy ich kariera była u szczytu. Koncert Devotional mam na DVD, znam każdą minutę na pamięć. Tak genialnych aranży, takiej mocy, takiej głębi głosu Gahana oraz Alana grającego na żywo na perkusji już niestety nie zobaczymy
@tegie O kurczę, muszę sobie przeanalizować na spokojnie - aż tak ich potem nie śledziłem. W sumie dla mnie świat muzyki zatrzymał się gdzieś w połowie lat 90 - no czasem coś się przebije jak Wrong!
"W szczycie" to ich nawet nie widziałem, nie wiem, czy w ogóle w Polsce byli. ALE byłem na koncercie Marillion wtedy!
@tegie Pamiętam w tamtych czasach informacja o odejściu Alana była dla mnie druzgocąca.
Kolejne płyty już kompletnie do mnie nie docierały. Zakres DM jak uznaję to od a broken frame do songs.
Jedyny koncert na którym byłem w 2014 roku w Łodzi też mnie niestety rozczarował. Od pijanych "fanów" poprzez wyjącego jak stara baba Martina po zepsutą klimatyzację areny... Można powiedzieć, że DM to była moja piękna nastoletnia miłość. Ach te zloty DM w latach 90. Sentyment pozostał. Sentyment i marzenia, że usłyszy się coś powalającego wraz z powrotem Alana w szeregi grupy. Czasem jakiś rodzynek się trafia jak właśnie Wrong czy też: https://www.youtube.com/watch?v=BZ_HhwnIOV8
Koncert Songs miałem na VHS, no i oczywiście Live CD. Z kumplami synchronizowaliśmy sobie video z audio CD
@deafone ja za to miałem odwrotnie, trochę z racji wieku. W czasach gdy Alan odchodził, ja zaczynałem podstawówkę. Jako dziecko wychowane w latach 90. wzorce muzyczne miałem inne - czasami oglądałem MTV, wiec znałem pojedyncze utwory Genesis, Guns’n’roses czy Bon Jovi, ale moją miłością było wtedy Roxette i Michael Jackson. Potem Backsteet Boys.
O Depeszach usłyszałem po raz pierwszy gdzieś w liceum. „Enjoy the silence” słyszałem czasami w radio, ale nie wiedziałem kto był wykonawcą. Gdy już się dowiedziałem, kolega ściągnął mi z eMule (pamięta to ktoś?
Co ciekawe, koncert oglądałem wielokrotnie z wypiekami na twarzy. A potem dopiero zacząłem słuchać oryginałów na CD i…. była załamka
Także ja poznałem zespół od środka, stopniowo cofając się do starszych płyt i wyczekując najnowszych, zaczynając gdzieś w okolicach albumu „Playing the Angel”. Ominął mnie subkulturowy szał, nigdy nie byłem na zlocie, a moda na depesza panowała raczej przed czasami, gdy sam poszukiwałem siebie i swojego stylu.
Koncertowo DM to zawsze było moje marzenie. Bilety na Tour of the Universe kupiłem od konika, koncert w Łodzi, 2010, płyta. Totalna euforia i emocje nie do opisania. Oraz walka o życie - ścisk był niemiłosierny, płyta bez podziału na strefy, ludzie mdleli i byli wynoszeni przez ochronę. Sam w pewnym momencie musiałem się cofnąć, bo byłem na granicy. Muzyczne wydarzenie życia.
Kilka lat później zespół wrócił do Polski z kolejną trasą (Delta Machine). To samo miejsce, ale tym razem podział na strefy, Golden Circle itd. Kupiłem bilety GC Early Entrance, byłem przy samej barierce, na samym przodzie wybiegu. Widziałem artystów z 1.5 metra, prawie na wyciągnięcie ręki.
I jakoś nie było tych emocji… nie wiem czy to wynik braku tej pierwszej ekscytacji, czy może kondycja zespołu, czy ten brak klimy (plotka mówiła, że zespół sobie zażyczył cieplejszej sali z powodu choroby któregoś z muzyków) czy dużej ceny biletów i podziału na lepszych i gorszych… ale jakoś tego tak nie przeżyłem.
Na kolejne koncerty postanowiłem nie jeździć. Tym bardziej, że album Spirit mnie bardzo zawiódł. Byłem jeszcze w kinie na filmie „Spirits in the Forest” - strasznie trącił sztucznością i mialem wrażenie, że część wypowiedzi fanów jest reżyserowana pod koncepcje filmu. Wyszedłem rozczarowany.
Wrzucony przez OPa utwór tez jakoś mnie nie zachęca. Wydaje mi się, że będzie to pierwsza nowa plyta, której nie kupię w ciemno w dzień premiery. Odslucham sobie w swoim czasie na Spotify.
Osobiście najbardziej cenie chyba wszystkie płyty od „Music for the Masses” do „Ultra” włącznie. Reszta tylko utwory-perełki.
Zaloguj się aby komentować