@LukB o tak xD a jeszcze zeby robil to co powinienem w yej robocie to bylo by magicznie xD
Zamiast tego przez tydzień robiłem doktorat z konstrukcji stalowych
Tak było. A najśmieszniejsze jest to, że w moim przypadku sam fakt, że w ogóle posiadam wyższe wykształcenie w dziedzinie X wpływa na wysokość moich zarobków w branży Z, mimo że w branży Z nie mam nawet dyplomu technika, tylko ukończone dwie kwalifikacje z trzech wymaganych. Nawet nie wiem czy tą szkołę w zawodzie gdzie pracuję faktycznie skończyłem, bo nie wiem czy mi praktyki zaliczyli, a od 5 lat nie chce mi się nawet odebrać z niej papierów. Iks de
@R8Ozd25vIENpxJkgdG8gb2JjaG9kemk To po co w Polsce w ofertach pracy polscy pracodawcy oczekują wyższego wykształcenia, kiedy w rzeczywistości to stanowisko nie wymaga studiów? ¯\_(ツ)_/¯ przez co wprowadzają w błąd przyszłego kandydata, bo jak ktoś nie ma wyższego wykształcenia, to wtedy pominie taką oferte, choć w rzeczywistości to stanowisko studiów nie wymaga
@LukB raz usłyszałem od siostry, że firmy specjalnie poszukują kogoś na stanowisko z "wyższym" ponieważ są prowadzone statystyki, jakie osoby firma zatrudnia, z jakim wykształceniem. Więc nie ważne, że gość bez studiów to ogarnie 100x lepiej, wolą zatrudnić kogoś po gównostudiach tylko po to aby na papierach ładnie wyglądało.
@LukB Pracowałem kiedyś w produkcyjnym januszexie jako handlowiec. Było nas paru chłopaków. Wyższe wykształcenie po za prezesami miałem w firmie tylko ja. Podobnie prawko C+E jako jedyny w firmie po za etatowym kierowcą i czasem z nim jeździłem w podwójnej obsadzie, jak trzeba było skoczyć gdzieś daleko w Polskę i wrócić tego samego dnia. Mieliśmy szefa buraka. Inteligentny typ, a zarazem niezbyt mądry. Pewnego razu wymyślił sobie, że da ogłoszenie na handlowca i zatrudni prawdziwego fachowca, który dopiero nam pokaże jak się robi wyniki. Rzucił ogłoszenie na pracuj.pl w naszym województwie i w trzech ościennych. Wymagania takie, że panie. Wyższe wykształcenie, znajomość języka niemieckiego i czeskiego, bo sobie ekspansję cham zamarzył. Do tego doświadczenie w branży i takie tam. Mieliśmy z tego ostrą polewkę. Pewnego dnia jak zwykle jebał nas w biurze i ni z tego, ni z owego wyciąga plik kartek i wyskakuje mi z tekstem "mam tu 100 CV kandydatów na pana miejsce!" Myślę sobie - ok, powodzenia! Jako, że mieliśmy dostęp do głównej biurowej skrzynki to doskonale widzieliśmy potencjalne kandydatury. Niektórzy ludzie byli do rzeczy, ale to byli poważni ludzie z poważną przeszłością w branży, więc wiedzieliśmy, że nam nie grożą, bo będą się cenić.
Minęło trochę czasu i w końcu zatrudnił obok nas jakiegoś typka. My jeździliśmy busami z handlem obwoźnym. Gościowi dał flagowy rydwan w postaci oklejonego Citroena Xsary z 1.9D wolnossącym i bez klimatyzacji, którym dawno temu sam jeździł ze wspólnikiem po "kluczowych klientach" i kazał jeździć i zbierać zamówienia. Gość używał własnego telefonu i laptopa, bo mu nie dali, a jak się później okazało nie miał nawet matury i był po zawodówce ze specjalnością z zupełnie innej parafii, niż nasza. Nigdy nie przekroczył granic Polski w ramach ekspansji. Kazali mu jeszcze prowadzić firmowego fanpejdża na FB. Gość się w końcu wkurzył, bo choć prosty chłopak był, to zauważył, że jego praca to jak krew w piach, bo albo nie było towaru, albo klienci czekali po 2 tygodnie na dostawę, gdzie my busami byliśmy wstanie w miarę szybko realizować zamówienia, gdy mieliśmy z czym jechać. Gość się w końcu wkurzył i po paru miesiącach sam się zwolnił, a na fanpejdżu taktownie, aczkolwiek wymownie napisał co myśli o pracy. Na kolejnym zebraniu oczywiście prezes powiedział nam, że dosłownie - wypierdolił Iksińskiego z pracy, gdzie my znaliśmy prawdę i po zebraniu były kolejne podśmiechujki.
Parę miesięcy później ponownie dał ogłoszenie, znowu pospływały CV. Tym razem skończyło się znów na groźbach, ale nie zatrudnił już nikogo. W końcu wszyscy stamtąd pouciekaliśmy i został tylko jeden chłopak, który dostał największych klientów ze wszystkich regionów z całej Polski, a reszta mniejszych odpłynęła i tak nasze regiony zostały porozwalane. Aktualnie firma jeszcze zipie, ale dla branży budowlanej, bo w takowej działaliśmy idą ciekawe czasy.
Takich historii w Polsce zapewne są tysiące, stąd wymagania z dupy w ofertach pracy, bo pan prezes musi się potasować do swojego przerośniętego ego.
@R8Ozd25vIENpxJkgdG8gb2JjaG9kemk Ale taguj #pasta ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@LukB Chciałbym żeby to była pasta. Człowiek był trochę młodszy i inaczej było w głowie. Ale jak dla mnie to ta historia może się rozejść po internetach. Ja mieszkałem najdalej od firmy, przez co trudno mnie było trzymać na smyczy i pewnie dlatego wytrwałem tak długo, no i lubiłem swoich klientów i niezależność, bo faktycznie sam sobie byłem sterem, żeglarzem i okrętem. Tyle, że robiłem na kogoś. Miałem poczucie prób jebania mnie na kasę, ale robiłem trochę lewizny dla wyrównania. Zwolniłem się jak odkryłem wałek polegający na tym, że prezes sztucznie zawyżał w systemie koszty produkcji przy dużych transakcjach. Przykładowo jak sprzedałem 100 szt. wyrobu X za 2,00 zł/sztuka, to koszt produkcji wynosił 1,50 zł. Jak sprzedałem 1000 szt., to koszt produkcji magicznie wskakiwał na 1,75 zł. To mnie wkurwiło, bo byłem na prowizji od zysku i prezesa zajeżyło moje pytanie o to z wyszczególnionymi fakturami i pozycjami i jak zwykle zaczął się rzucać i sapać. Więc się wkurwiłem i elo. Oczywiście jak na januszexa przystało płacił najniższą krajową, a reszta pod stołem. Ja po prostu zwinąłem z kasowanego oddziału bliżej mnie szczegółowe kwity rozliczeń z WF-Maga z numerami faktur itd., których nie mogliśmy zabierać do domu, a na kilkugodzinne przeglądanie zwykle nie było czasu i do dziś jej trzymam. Tak na wszelki wypadek. Popracowałem chwilę u mojego dawnego klienta i miałem plany przejść na swoje, ale zdecydowałem, że się przekwalifikuje i do dziś nie żałuję. Zarabiam z grubsza tyle samo biorąc pod uwagę inflację, a może i nawet lepiej ale pracuję po 7 godzin dziennie, 4 dni w tygodniu, 5 kilometrów od domu, robię swoje, mam spokojną głowę i generalnie wyjebane. Wcześniej jebałem po 12 godzin, przewalałem kupę żelastwa, windykowałem klientów (bo prowizja była od faktur zapłaconych), szukałem nowych i często jeździłem z gazem w podłodze busem na 3,5 tony, który na wadze często oscylował w okolicy 6 ton. Dopiero po czasie uświadomiłem sobie jak gruba to była patologia w tej firmie.
Do dziś pamiętam jak spotkałem się z poważnym panem z Saint-Gobain ich biurze, które było akurat moim klientem i chciałem poszerzyć u nich nasz asortyment, wcześniej ładnie się ubrałem... i miałem awarię auta, którą musiałem sam usunąć w drodze do niego. Kołnierzyk i łapy czarne od smarów.
KURTYNA
@R8Ozd25vIENpxJkgdG8gb2JjaG9kemk @LukB firmy często traktują takie wymaganie jako przybliżony test na inteligencję/sumienność/kulturę osobistą w jednym. "Klient w krawacie jest mniej awanturujący się"
@LukB Kiedy to pewnie jest prawda.
Zaloguj się aby komentować