Codziennie jakieś artykuły o dzietności i celowanym pod nią socjalu...
A tymczasem wszystko drożeje,
podatki od podatków,
ciężko znaleźć sensowne mieszkanie (nie chodzi już nawet o cenę, ale o układ, lokalizację),
remont takiego mieszkania trwa potem 2 lata, jak chce się je umeblować lepiej niż meblami z Ikea,
przez kowidową histerię mamy zapaść i w wielu branżach są cięcia,
zmniejsza się liczba połączeń transportu publicznego (przynajmniej w mojej okolicy), więc nie wiem, jak te dzieci miałyby gdziekolwiek komfortowo dojeżdżać,
jak dziecko czy rodzic są chorzy to już nie tylko na NFZ nie da się nigdzie dopchać, ale również w Luxmed (mowa oczywiście o poważnych chorobach, a nie przeziębieniu czy sraczce), nawet jak się chce zapłacić kilka tysięcy prywatnie za operację, to nie ma miejsc (sprawdzone osobiście info),
jak się ma jakieś obciążenia, dziecko urodzi się np. bez głowy, bo nie ma badań prenatalnych, a nawet jak już są, to będą próbowali zmusić do rodzenia,
jak się chce mieć dziecko, to trzeba je wspierać we WSZYSTKIM, co robi, jeśli oczywiście chce się być DOBRYM RODZICEM, a nie patusem, który zrobił dziecko, a teraz ma na nie wyjebane, a nie każdy jest w stanie temu podołać z różnych powodów (patrz wyżej)...
No i coś, o czym mało kto myśli - załóżmy, że stworzyłeś dziecko, zaopiekowałeś się nim i wychowałeś na inteligentnego i odpowiedzialnego małego człowieka, a teraz idzie do szkoły i spotyka tam te wszystkie dzieci, które od małego darły się, a rodzice nie zwracali na nie uwagi, które robią, co chcą, są agresywne, wulgarne i głupie. A system edukacji będzie dostosowany pod nie.
Będzie szczęśliwe? Zrozumie? Czy będzie mieć depresję po 12 latach przebywania z nimi?