Ja już mam dość.
Znowu wpierdol.
Jesteśmy murowanymi faworytami do złota w jakiejkolwiek dyscyplinie - zawsze wpierdol. Bo słabsza dyspozycja, bo mecz życia przeciwnika, bo choroba, bo wiatr, bo publiczność, bo jaja powiązane, bo gówno. I tak jest ciągle. Były, co prawda, chlubne wyjątki potrafiące unieść presję (Korzeniowski, Włodarczyk), ale 99% polskich sportowców koncertowo przepierdala najważniejsze zawody.
Świątek miała jedyną taką szansę w życiu na złoto i co? Oczywiście wpierdol, nie przygotowała się do najważniejszej imprezy czterolecia albo zawiodła psychika. Co z tego, że ma 4 tytuły French Open, jak tego najważniejszego nie będzie mieć. A za 4 lata turniej na innej nawierzchni i z młodszymi tensistkami, więc wróżę max ćwierćfinał. I to zakładając, że utrzyma formę.
Siatkarze - wiadomo, zawsze faworyci i zawsze na ćwierćfinale wypad. Nie wiem, czy Grbić i Leon zrobią różnicę i uda się chociaż półfinał w tym roku zrobić, ale skoro u buków byliśmy #1 do złota, to można bezpiecznie założyć, że na bank go nie zdobędziemy.
Sporty walki - podobnie, jak ktoś z naszej reprezentacji jest wysoko na listach/wymieniany w gronie faworytów, to od razu wiadomo, że pewnie nawet 1/8 finału nie przejdzie.
Piłka nożna - nawet szkoda komentować, każdy pamięta ostatnie mecze z potęgami z Albanii, Mołdawii czy Czech.
Dlatego tym bardziej chapeau bas dla tych sportowców, którzy jednak medale zdobywają. Zwłaszcza jak są niespodziewane (jak np. chód mężczyzn w Tokio), chociaż to bardzo rzadkie w naszej ekipie jest...