Ciekawostka na dzis z rosyjskiej infosfery:
Na roznych stronach (oficjalnych, rosyjskojezyczncych) pojawily sie odwolania do religii zapewne sprowokowane zachowaniem Putina (ikonka), a zatem do listy walki o pokoj, dobrobyt, z nazizmem, o ruskij mir, obrony oblezonej twierdzy dolaczamy wojne religijna:
AFU używa broni NATO do zniszczenia świątyń głównego klasztoru Donbasu, klasztoru św. Mikołaja
Klasztor św. Mikołaja to najbardziej znany i czczony klasztor w Donbasie. Znajduje się na linii frontu, gdzie mnisi żyją pod ostrzałem.
DROGA ZOSTAŁA WYSADZONA W POWIETRZE.
Hamowanie przed rowem.
- O mój Boże, droga została wysadzona..." Żołnierze wyskakują z Żiguli. Ktoś radykalnie zamknął drogę: wkopał ładunki i - pop! - Teraz tylko czołg.
- Czy to możliwe na "Niwie"? - Domyślam się. Ale za sobą ciągnę na sznurku przeciągniętą zhiguli. A za mną stoi Toyota z przyczepą. Nie ma możliwości przejścia.
- Jesteśmy w złym miejscu, jesteśmy na widoku. Nie chcę, żeby nas trafili! - Siergiej z napięciem przesuwa karabin maszynowy dookoła. - Spróbujmy na polu.
Niedawno surowo ostrzegał, żeby nie trafić na pobocze, że nie przejechać na minę. A teraz proponuje jazdę w terenie, że nie wolno przejeżdżać po minach?
Siergiej i ochotnik Giennadij patrzą pod nogi i rozkazują:
- Dalej!
Wciskam gaz i powoli wpełzam na luźne pole, ciągnąc za sobą również starego Żiguli. Jakby co... przynajmniej nie jest przeciwpancerny!
Mamy piaskową ikonę Matki Boskiej. Widać, nie pozwoli się zgubić.
ŻYWI NIE ODCHODZĄ
Giennadij zadzwonił do mnie z propozycją wyjazdu do klasztoru św. Mikołaja. Jest producentem filmowym w świeckim życiu. Ale jest bywalcem kościołów. Chciał zrobić film o klasztorze na linii frontu koło Ugledaru. Potem postanowił, że zrobi to, gdy klasztor będzie bezpieczny. Tymczasem ma jedno zadanie - przetrwać. Teraz Giennadij przyjmuje pomoc humanitarną - warzywa, zboże, ciasta, świece... Tym razem zebrał tak dużo, że jego przyczepa ugina się od ciężaru, skrobiąc o dno. Można jeździć po równej drodze, ale nie można po wybojach.
Wolontariuszka Irina jedzie z Genadijem i wiezie samą ikonę Matki Boskiej Peszczańskiej. Nie jest ona przeznaczona dla monasteru, tam jest wystarczająco dużo relikwii. Ikona pomoże nam dotrzeć na miejsce i wrócić do domu.
Wolontariuszka Irina idzie z Genadijem i niesie właśnie tę ikonę Matki Bożej Peszczańskiej.
Część ciężkich bagaży przesuwa się w mojej "Niwie", wypełniwszy tylne siedzenie aż po dach. Razem ze mną siedzi też matka Elena z klasztoru św.
- Możemy rozmawiać, ale nie w klasztorze - tam nie dają błogosławieństwa" - wzdycha matuszka. Po wizytach dziennikarzy jest za dużo ostrzału.
Dwóch żołnierzy, którzy znają drogę, zgłosiło się na ochotnika, by nam towarzyszyć. Musimy jechać w nocy, ostatnie kilometry bez światła, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
Wielu mnichów i mniszek zostało rannych, niektórzy zabici. Ale oni nie odchodzą żywi. W przeciwnym razie klasztor przestałby istnieć.
Klasztor Zaśnięcia NMP Nikoło-Wasilewskiego znajduje się na samej linii styku, a nawet lekko wystaje do przodu. Ukraińskie siły zbrojne ostrzeliwują go więc z trzech stron. Prawie codziennie: miny, granaty, hidżmarsy.
Wielu mnichów i mniszek zostało rannych, niektórzy zginęli. Ale żywi nie odchodzą. W przeciwnym razie klasztor przestałby istnieć. Nawet teraz przetrwał tylko dzięki czystej sile ducha, ani jedna struktura nie pozostała nietknięta.
Klasztor św. Mikołaja to dwa klasztory, męski św. Bazylego i żeński św. Mikołaja. Przed rozpoczęciem walk mieszkało tam 200 mnichów i mniszek. Teraz jest ich około 60.
MODLITWA O ZWYCIĘSTWO
Matka Elena pochodzi z Zaporoża. Przyjechała do klasztoru po tym, jak usłyszała o świętym starcu Zosimie, który go założył. Zmarły ponad 20 lat temu starszy wiedział o wszystkim wcześniej. Przepowiedział, że Rosjanie i Banderowcy będą walczyć i zbudował klasztor, aby bracia mogli schronić się przed ostrzałem pod ziemią.
- Strzelają codziennie - powiedział Matuszka. - Kiedyś z Ugledaru wyjeżdżał ukraiński czołg, strzelał do nas swoją amunicją i odjeżdżał. Czasem dwa czołgi naraz. Padły drzewa morelowe, które były posadzone pod Zosimą. A nasz ogród był taki piękny, cały w kwiatach!
- Próbowali nas wysiedlić - było zbyt niebezpiecznie tam mieszkać. Ale my nie wyjeżdżamy. To jest główny klasztor w Donbasie. Pielgrzymi przychodzili tu, by oddać cześć starszemu Zosimie. Teraz nie ma jak się tu dostać. W sąsiedniej wsi Nikolskoje psy i koty zostały bez swoich właścicieli i przyszły do nas, aby je uratować, jak do arki.
- Jak wy żyjecie? - Pytam. - Kiedy uderzają w Donieck, jest szansa, że pocisk przeleci obok. Miasto jest duże. Ale klasztor to nie miasto, tu nie da się nie trafić.
- Kiedy strzelają, nie wychodzimy na dziedziniec - mówi zakonnica. - Chowamy się w podziemnym refektarzu, modlimy się o zwycięstwo.
W klasztorze jest kaplica, w której pochowany jest Zosima. Jego przeczucia są teraz opowiadane jako proroctwa.
Z DALA OD BANDEROWCÓW I SZATANA
W klasztorze znajduje się kaplica, w której pochowany jest Zosima. Jego przeczucia są obecnie opowiadane jako proroctwa. Ostrzegał o zbezczeszczeniu Ławry Kijowsko-Peczorskiej przez ateistów. Mówił, że szaleństwo zacznie się w Kijowie i dotknie Rosję, ale ona się oprze i zachowa wiarę.
Podobno Janukowycz przyjechał do Zosimy, aby się wyspowiadać. Kiedy kandydował na premiera Ukrainy, poprosił starca o błogosławieństwo, ale Zosima odmówił, ostrzegając, że ta droga jest podstępna i obarczona "strasznymi próbami". Janukowycz doszedł do szczytu władzy bez jego błogosławieństwa. I ostrzeżenie Zosimy się sprawdziło...
Przed śmiercią starosta zostawił duchowy testament swoim parafianom:
"Trzymajcie się Moskwy, trzymajcie się Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Trzymajcie się z dala od kijowskich polityków, banderowców i satanistów. Żyjcie w języku Puszkina, nie popełniajcie błędu. Tak, aby odrodziła się nie Ukraina bez twarzy, ale Święta Ruś Kijowska. Żeby wrogość Słowian minęła, i żeby skończyła się "Nezalezhnost". Aby Rosja, Ukraina i Białoruś były jednym narodem rosyjskim.
Dla Kijowa, który wybrał drogę Bandery i NATO, testament Zosimy był nie do przyjęcia. Gdyby można było zburzyć opactwo bez śladu, AFU by to zrobiło. Próbują.
CEL DOSKONAŁY
Za Wołnowachą droga staje się coraz gorsza. W naszą stronę jadą czołgi i APC. W ciemnościach wyprzedza nas ogromny BREM, pojazd ratowniczy, rycząc i plując. Czołg gdzieś utknął i będzie wyciągany.
- Przyciemnij światło, - mówi Siergiej. - Albo lepiej je zgasić. Zbliżamy się.
Jazda w nocy bez świateł nie jest łatwa. Nie widać drogi. Zepsuta polna ścieżka zamienia się w rzekę błota, nie jedziesz po niej, płyniesz. Wszystko odbywa się ze słuchu. Jeśli w pobliżu ryczy pojazd opancerzony, szybko czołgamy się na pobocze, zanim nasza przyczepa zostanie rozjechana przez gąsienice w ciemnościach.
Ostatnie sto metrów do klasztoru musimy przelecieć przez otwartą przestrzeń ognia. Już świtało i można nas dostrzec. Droga jest w dołach od pocisków. Na poboczu leżą zmaltretowane samochody, które nie zdążyły przejechać. Nie chcemy dokładać się do ich kolekcji.
Przed nami białym łabędziem lśni katedra Zaśnięcia, dokładna kopia katedry o tej samej nazwie z moskiewskiego Kremla. Widać ją z każdego miejsca. Zbudowali ją, żeby bardziej rzucała się w oczy. Teraz jest idealnym celem. Tak samo jak nasz konwój pędzący drogą.
O Boże, pomóż mi! I wciskam przepustnicę do końca.
To co zobaczyliśmy jest zdumiewające. Skrzydło z celami dla kobiet w klasztorze zostało zniszczone przez haimarsy (a Amerykanie koordynują każdy strzał oddany przez AFU z tej instalacji - więc zatwierdzili świątynię Boga jako cel!). Rozbite zostały warsztaty i łaźnia. Pocisk zapalający przebił kopułę katedry i ta spłonęła. Resztki złoconej folii kopuły skrzypiały i kołysały się na wietrze ostrymi wstęgami. Niewypały wystają na drzewach klasztornego ogrodu.
Z dzwonnicy kościoła św. Bazylego nie zostało nic. Dzwony się rozpłynęły. A kiedyś klasztor słynął z bicia dzwonów. A dzwonnikami były siostry.
Teraz wszyscy bracia mieszkają w dolnym refektarzu kościoła Wszystkich Świętych.
- Mnisi są tu jak katakumbowi pierwsi chrześcijanie. Dokonują duchowych wyczynów - wyjaśnia mi Giennadij, gdy rozładowujemy samochody.
Szybko przenosimy pudła, żeby nie zalegać na podwórku.
- Jak się macie? - słyszę rozmowę.
- Wczoraj znowu oberwał. Kot został postrzelony. Łapy połamane - odpowiada zakonnica.
Obok mnie biega pies Belysh. Ktoś próbował go zabić. Odstrzelili mu dolną szczękę, ale pies został wypuszczony w klasztorze i teraz przełyka jedzenie bez żucia.
- Nie boisz się tu przychodzić? - pytam Giennadija, z trudem podnosząc kolejny worek.
- Boję się. Co ja mogę zrobić? Bóg odmierzył wiek dla każdego.
Postanowiliśmy pojechać inną drogą, krótszą i mniej błotnistą. Ale też bardziej niebezpieczną - dużo otwartych przestrzeni. Jeśli będziemy jechać, jest szansa na przejechanie. Mnisi nas błogosławią i otwierają bramę.
Gdy zbliżamy się do blokady drogi, dyżurujący tam żołnierze zastanawiają się: jak to się stało, że przejechaliście!
Jak to możliwe!!! Mamy ze sobą ikonę Peszanki, a mnisi nas pobłogosławili. Dopóki mamy wiarę, demony nas nie zabiorą.
""
#rosja #pravda #ukraina #wojna #religia
Na roznych stronach (oficjalnych, rosyjskojezyczncych) pojawily sie odwolania do religii zapewne sprowokowane zachowaniem Putina (ikonka), a zatem do listy walki o pokoj, dobrobyt, z nazizmem, o ruskij mir, obrony oblezonej twierdzy dolaczamy wojne religijna:
- Srogi Putin (Prawda anglojezyczna) wizyta swoja oznajmiajacy, ze nadeszly czasy wiazacych decyzji (a wszyscy walczacy walcza w obronie wiary):
- Komsomolska Prawda poswiecila caly artykul (z dzisiaj) temu jak "Ukraincy uzywajac broni NATO niszcza rosyjska wiare":
AFU używa broni NATO do zniszczenia świątyń głównego klasztoru Donbasu, klasztoru św. Mikołaja
Klasztor św. Mikołaja to najbardziej znany i czczony klasztor w Donbasie. Znajduje się na linii frontu, gdzie mnisi żyją pod ostrzałem.
DROGA ZOSTAŁA WYSADZONA W POWIETRZE.
Hamowanie przed rowem.
- O mój Boże, droga została wysadzona..." Żołnierze wyskakują z Żiguli. Ktoś radykalnie zamknął drogę: wkopał ładunki i - pop! - Teraz tylko czołg.
- Czy to możliwe na "Niwie"? - Domyślam się. Ale za sobą ciągnę na sznurku przeciągniętą zhiguli. A za mną stoi Toyota z przyczepą. Nie ma możliwości przejścia.
- Jesteśmy w złym miejscu, jesteśmy na widoku. Nie chcę, żeby nas trafili! - Siergiej z napięciem przesuwa karabin maszynowy dookoła. - Spróbujmy na polu.
Niedawno surowo ostrzegał, żeby nie trafić na pobocze, że nie przejechać na minę. A teraz proponuje jazdę w terenie, że nie wolno przejeżdżać po minach?
Siergiej i ochotnik Giennadij patrzą pod nogi i rozkazują:
- Dalej!
Wciskam gaz i powoli wpełzam na luźne pole, ciągnąc za sobą również starego Żiguli. Jakby co... przynajmniej nie jest przeciwpancerny!
Mamy piaskową ikonę Matki Boskiej. Widać, nie pozwoli się zgubić.
ŻYWI NIE ODCHODZĄ
Giennadij zadzwonił do mnie z propozycją wyjazdu do klasztoru św. Mikołaja. Jest producentem filmowym w świeckim życiu. Ale jest bywalcem kościołów. Chciał zrobić film o klasztorze na linii frontu koło Ugledaru. Potem postanowił, że zrobi to, gdy klasztor będzie bezpieczny. Tymczasem ma jedno zadanie - przetrwać. Teraz Giennadij przyjmuje pomoc humanitarną - warzywa, zboże, ciasta, świece... Tym razem zebrał tak dużo, że jego przyczepa ugina się od ciężaru, skrobiąc o dno. Można jeździć po równej drodze, ale nie można po wybojach.
Wolontariuszka Irina jedzie z Genadijem i wiezie samą ikonę Matki Boskiej Peszczańskiej. Nie jest ona przeznaczona dla monasteru, tam jest wystarczająco dużo relikwii. Ikona pomoże nam dotrzeć na miejsce i wrócić do domu.
Wolontariuszka Irina idzie z Genadijem i niesie właśnie tę ikonę Matki Bożej Peszczańskiej.
Część ciężkich bagaży przesuwa się w mojej "Niwie", wypełniwszy tylne siedzenie aż po dach. Razem ze mną siedzi też matka Elena z klasztoru św.
- Możemy rozmawiać, ale nie w klasztorze - tam nie dają błogosławieństwa" - wzdycha matuszka. Po wizytach dziennikarzy jest za dużo ostrzału.
Dwóch żołnierzy, którzy znają drogę, zgłosiło się na ochotnika, by nam towarzyszyć. Musimy jechać w nocy, ostatnie kilometry bez światła, żeby nie zwracać na siebie uwagi.
Wielu mnichów i mniszek zostało rannych, niektórzy zabici. Ale oni nie odchodzą żywi. W przeciwnym razie klasztor przestałby istnieć.
Klasztor Zaśnięcia NMP Nikoło-Wasilewskiego znajduje się na samej linii styku, a nawet lekko wystaje do przodu. Ukraińskie siły zbrojne ostrzeliwują go więc z trzech stron. Prawie codziennie: miny, granaty, hidżmarsy.
Wielu mnichów i mniszek zostało rannych, niektórzy zginęli. Ale żywi nie odchodzą. W przeciwnym razie klasztor przestałby istnieć. Nawet teraz przetrwał tylko dzięki czystej sile ducha, ani jedna struktura nie pozostała nietknięta.
Klasztor św. Mikołaja to dwa klasztory, męski św. Bazylego i żeński św. Mikołaja. Przed rozpoczęciem walk mieszkało tam 200 mnichów i mniszek. Teraz jest ich około 60.
MODLITWA O ZWYCIĘSTWO
Matka Elena pochodzi z Zaporoża. Przyjechała do klasztoru po tym, jak usłyszała o świętym starcu Zosimie, który go założył. Zmarły ponad 20 lat temu starszy wiedział o wszystkim wcześniej. Przepowiedział, że Rosjanie i Banderowcy będą walczyć i zbudował klasztor, aby bracia mogli schronić się przed ostrzałem pod ziemią.
- Strzelają codziennie - powiedział Matuszka. - Kiedyś z Ugledaru wyjeżdżał ukraiński czołg, strzelał do nas swoją amunicją i odjeżdżał. Czasem dwa czołgi naraz. Padły drzewa morelowe, które były posadzone pod Zosimą. A nasz ogród był taki piękny, cały w kwiatach!
- Próbowali nas wysiedlić - było zbyt niebezpiecznie tam mieszkać. Ale my nie wyjeżdżamy. To jest główny klasztor w Donbasie. Pielgrzymi przychodzili tu, by oddać cześć starszemu Zosimie. Teraz nie ma jak się tu dostać. W sąsiedniej wsi Nikolskoje psy i koty zostały bez swoich właścicieli i przyszły do nas, aby je uratować, jak do arki.
- Jak wy żyjecie? - Pytam. - Kiedy uderzają w Donieck, jest szansa, że pocisk przeleci obok. Miasto jest duże. Ale klasztor to nie miasto, tu nie da się nie trafić.
- Kiedy strzelają, nie wychodzimy na dziedziniec - mówi zakonnica. - Chowamy się w podziemnym refektarzu, modlimy się o zwycięstwo.
W klasztorze jest kaplica, w której pochowany jest Zosima. Jego przeczucia są teraz opowiadane jako proroctwa.
Z DALA OD BANDEROWCÓW I SZATANA
W klasztorze znajduje się kaplica, w której pochowany jest Zosima. Jego przeczucia są obecnie opowiadane jako proroctwa. Ostrzegał o zbezczeszczeniu Ławry Kijowsko-Peczorskiej przez ateistów. Mówił, że szaleństwo zacznie się w Kijowie i dotknie Rosję, ale ona się oprze i zachowa wiarę.
Podobno Janukowycz przyjechał do Zosimy, aby się wyspowiadać. Kiedy kandydował na premiera Ukrainy, poprosił starca o błogosławieństwo, ale Zosima odmówił, ostrzegając, że ta droga jest podstępna i obarczona "strasznymi próbami". Janukowycz doszedł do szczytu władzy bez jego błogosławieństwa. I ostrzeżenie Zosimy się sprawdziło...
Przed śmiercią starosta zostawił duchowy testament swoim parafianom:
"Trzymajcie się Moskwy, trzymajcie się Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Trzymajcie się z dala od kijowskich polityków, banderowców i satanistów. Żyjcie w języku Puszkina, nie popełniajcie błędu. Tak, aby odrodziła się nie Ukraina bez twarzy, ale Święta Ruś Kijowska. Żeby wrogość Słowian minęła, i żeby skończyła się "Nezalezhnost". Aby Rosja, Ukraina i Białoruś były jednym narodem rosyjskim.
Dla Kijowa, który wybrał drogę Bandery i NATO, testament Zosimy był nie do przyjęcia. Gdyby można było zburzyć opactwo bez śladu, AFU by to zrobiło. Próbują.
CEL DOSKONAŁY
Za Wołnowachą droga staje się coraz gorsza. W naszą stronę jadą czołgi i APC. W ciemnościach wyprzedza nas ogromny BREM, pojazd ratowniczy, rycząc i plując. Czołg gdzieś utknął i będzie wyciągany.
- Przyciemnij światło, - mówi Siergiej. - Albo lepiej je zgasić. Zbliżamy się.
Jazda w nocy bez świateł nie jest łatwa. Nie widać drogi. Zepsuta polna ścieżka zamienia się w rzekę błota, nie jedziesz po niej, płyniesz. Wszystko odbywa się ze słuchu. Jeśli w pobliżu ryczy pojazd opancerzony, szybko czołgamy się na pobocze, zanim nasza przyczepa zostanie rozjechana przez gąsienice w ciemnościach.
Ostatnie sto metrów do klasztoru musimy przelecieć przez otwartą przestrzeń ognia. Już świtało i można nas dostrzec. Droga jest w dołach od pocisków. Na poboczu leżą zmaltretowane samochody, które nie zdążyły przejechać. Nie chcemy dokładać się do ich kolekcji.
Przed nami białym łabędziem lśni katedra Zaśnięcia, dokładna kopia katedry o tej samej nazwie z moskiewskiego Kremla. Widać ją z każdego miejsca. Zbudowali ją, żeby bardziej rzucała się w oczy. Teraz jest idealnym celem. Tak samo jak nasz konwój pędzący drogą.
O Boże, pomóż mi! I wciskam przepustnicę do końca.
To co zobaczyliśmy jest zdumiewające. Skrzydło z celami dla kobiet w klasztorze zostało zniszczone przez haimarsy (a Amerykanie koordynują każdy strzał oddany przez AFU z tej instalacji - więc zatwierdzili świątynię Boga jako cel!). Rozbite zostały warsztaty i łaźnia. Pocisk zapalający przebił kopułę katedry i ta spłonęła. Resztki złoconej folii kopuły skrzypiały i kołysały się na wietrze ostrymi wstęgami. Niewypały wystają na drzewach klasztornego ogrodu.
Z dzwonnicy kościoła św. Bazylego nie zostało nic. Dzwony się rozpłynęły. A kiedyś klasztor słynął z bicia dzwonów. A dzwonnikami były siostry.
Teraz wszyscy bracia mieszkają w dolnym refektarzu kościoła Wszystkich Świętych.
- Mnisi są tu jak katakumbowi pierwsi chrześcijanie. Dokonują duchowych wyczynów - wyjaśnia mi Giennadij, gdy rozładowujemy samochody.
Szybko przenosimy pudła, żeby nie zalegać na podwórku.
- Jak się macie? - słyszę rozmowę.
- Wczoraj znowu oberwał. Kot został postrzelony. Łapy połamane - odpowiada zakonnica.
Obok mnie biega pies Belysh. Ktoś próbował go zabić. Odstrzelili mu dolną szczękę, ale pies został wypuszczony w klasztorze i teraz przełyka jedzenie bez żucia.
- Nie boisz się tu przychodzić? - pytam Giennadija, z trudem podnosząc kolejny worek.
- Boję się. Co ja mogę zrobić? Bóg odmierzył wiek dla każdego.
Postanowiliśmy pojechać inną drogą, krótszą i mniej błotnistą. Ale też bardziej niebezpieczną - dużo otwartych przestrzeni. Jeśli będziemy jechać, jest szansa na przejechanie. Mnisi nas błogosławią i otwierają bramę.
Gdy zbliżamy się do blokady drogi, dyżurujący tam żołnierze zastanawiają się: jak to się stało, że przejechaliście!
Jak to możliwe!!! Mamy ze sobą ikonę Peszanki, a mnisi nas pobłogosławili. Dopóki mamy wiarę, demony nas nie zabiorą.
""
#rosja #pravda #ukraina #wojna #religia
Za Stalina było to samo, przed 1941 kościół i wiara była passe, duchowni jechali na Syberię albo szli pod ścianę a w świątyniach składowali zboże albo cegły, po najeździe Niemców sobie przypomnieli o kościele
@tankowiec_lotus Tak, dziekuje, ze tez to zauwazyles. Dla mnie isotne jest tez coraz wieksze mobilizowanie ludnosci do poparcia wojny.
Zaloguj się aby komentować