Castel Gandolfo, 2017
Benedykt szesnasty był słaby. Tak slaby, jak nigdy dotąd. Leżał na łóżku, podpięty do respiratora, a przez jego głowę przelatywały kolejne wspomnienia. Słyszał strzały, odgłosy lecących bombowców... Wkrótce przed oczami pojawiły sie obrazy, obrazy które już widział, które przeżył. Teraz wracały
1942, Polska
-Raus! Na ziemię! - krzyczał Wojtyła. Żydzi posłusznie kładli się na ziemię
-Karol - Josef ratzinger zaprotestował. Zapał, jaki przejawiał jego przyjaciel wykonując rozkazy, często go przerażał - Karol... Dlaczego chcesz ich zabić? Tu są dzieci. Kobiety. A nawet mężczyźni nie będą walczyć, przecież wiesz. - spojrzał z nadzieją na Jorge Bergolio, czyszczącego karabin nieopodal. Argentyńczyk jednak nie reagował. Nigdy nie reagował.
-Nic nie rozumiesz, Josef - Karol zastrzelił pierwszego Żyda - Oni dążą do naszego zniszczenia, wiec my musimy zrobić to pierwsi. Mój przyjaciel mi to doradził.
-Znowu ten Ste...
-Tak, on.
-Dlaczego tak nienawidzi Żydów?
-Nie wiem, ale ufam, że ma powody. I przekona do tego resztę przywódców - pojechał już do Wannse. A ty, jeśli jeszcze zaprotestujesz przeciwko mordowaniu, będziesz miał przejebane. I nie, nie grożę ci. Ostrzegam. Wiesz ilu wyższych stopniem też jest antysemitami
-Karol, oszczędź chociaż dzieci
-Oh tak. Dzieci oszczędzę - Karol uśmiechnął się złowieszczo
1945, podziemia Berlina
-Mein Fuhrer! Tędy! Bolszewicy zbliżają się. - krzyknął Ratzinger. Adolf Hitler biegł za nim, podczas gdy Wojtyła osłaniał tyły, a Bergolio przód. Na zewnątrz wciaż słychać było eksplozje.Bergolio tymczasem otworzył zamaskowane drzwi. Za nimi był jakiś ciek wodny przypominający rzekę i przygotowana miniaturowa łódź podwodna
-Mein Fuhrer, Jorge zabierze pana tą łodzią do... Gdzie, Jorge?
-Do Argentyny. Mam tam rodzinę. - odparł Bergolio - Tam będziesz bezpieczny, mein fuhrer. Pan Mengele też tam uciekł.
-Mengele? - zdziwił się Adolf - Kto to jest?
-Lekarz w Auschwitz - odparł szybko Wojtyła
-Au...Schwitz? Co to?
-Eeee... Obóz. Dla jeńców i wrogów
-To dlaczego ten Mengele ucieka? Skoro opatrywał naszych wrogów to alianci nie powinni mu zagrażac...
-To niewłaściwy moment wodzu - odparł szybko Ratzinger. Adolf kiwnął głową i wsiadł do łodzi. Bergolio za nim
-Josef - dodał jeszcze - Mam nadzieję ze jeszcze się spotkamy. Całą trójką. Może po wojnie...
-Może - odparł Ratzinger - Płyńcie.
Wojtyła, gdy tylko statek zaczął odpływać, zrzucił mundur wehrmachtu i założył pokrwawiony mundur armii czerwonej i czapkę uszatkę
-Co ty robisz?...
-No co? Musimy jakos przeżyć. Może załapiemy się jeszcze na rabowanie miasta. Idziesz? Mam drugi mundur
-Ale... Co z ideałami... Co z moja rodziną?
-Pewnie nie zyją. Nie wiem. To nieważne. Na pewno nie chcesz zaciągnąć się do ruskich? Mam tam znajomego, pomógłby nam
-Stefana Wyszy...
-Tak, tak, jego
-Wybacz, Wojtyła. To nie dla mnie. Spotkamy się jeszcze kiedyś. Coś mi to mówi.
-Nie daj się zabić, ratzinger
-Nawzajem... towarzyszu - dwaj żołnierze roześmiali się
Watykan, 2005, 2 kwietnia, 21:33
-Ojcze święty - Ratzinger ukłonił się przed Wojtyłą, a raczej Januszem Pawlaczem drugim. Papież zajadał się kremówkami. Przed tlumami zgrywał starca, ale był w sile wieku
-Josef. Wiesz, że źle się dzieje. Oskarżają mnie o ukrywanie pedofili. O rozpowszechnianie AIDS. I inne gówna. Poza tym mosad znów coraz lepiej sobie pogrywa, myślą, że mają mnie w garści. Już raz im pokazałem, zrobimy to jeszcze raz. Jebać to, że staję się coraz mniej popularny. Widzisz te tłumy na zewnątrz? Oni mnie kochają. Będa się dla mnie modlić. Zastąpię w ich domach boga
Ratzinger spuścił wzrok
-Poczęstujesz się kremówką? Ah, zapomniałem. Nie przepdasz za nimi. Mniejsza o to. Milczysz. Wiem, jesteś sceptyczny co do moich planów. Ale ja mam coś nowego. Stefan byłby ze mnie dumny - zgarnął puder ze stołu i rozwinął mapę.
-Syria. Cholerny kocioł. Dyktatorzy, rebelianci i inne gówno. Tutaj właśnie zrealizujemy mój plan. Plan, który zniszczy cywilizację. Dogadałem się już z paroma znajomymi Osamy. Stworzą tam quasi-państewko. Kalifat. Pozostaje im tylko przelać małą sumkę z ba...
-Nie - odparł ratzinger - To się nie stanie.
-Że co? Jak śmie... - papież zamarł. Zakaszlał. - Ty skurwysynu... Otru... otrułeś mnie...
-Wybacz, Wojtyła. Kochałem cie jak druha, choć mnie przerażałeś. I postanowiłem to skończyć. Czas uczynić trochę dobra. Niedługo świat dowie się, że nie żyjesz - ruszył powolnym krokiem w stronę balkonu. Szepnął coś do ucha gwardziście szwajcarskiemu
Kiedy jednak wyszedł i ruszył kazać księżom poinformować o śmierci ojca świetego, usłyszał strzał. krzyk bólu. Biegiem wrócił do komnaty gdzie zostawił papaja. Kilkunastu martwych gwardzistów leżało na ziemi. Jeden jeszcze oddychał i wskazywał tylko ręką schody prowadzące w dół
Benedykt przeżegnał się, chwycił halabardę i pobiegł nimi. Zbiegał na kolejne piętra, coraz niżej, w głąb katakumb, gdzie były skarby mogące pozbyć się głodu z całego świata oraz obszerne dzieła obalające wiarę katolicką.
Ale wiedział, że Jan paweł biegł gdzie indziej
Do najniższego poziomu
Do przejścia do piekła.
ratzinger znalazł się tam idealnie w momencie, gdy Wojtyła, nagi, pokryty kabalistycznymi symbolami narysowanymi kałem, odprawiał rytuał. Wrota otwarły się.
-NIEEE! - krzyknął Ratzinger i wydobył z sutanny mausera. Oddał strzał. Papież dostał w plecy i z krzykiem padł twarzą do otwartych wrót. Tam jak gdyby nigdy nic powstał, uśmiechnął się złowieszczo do Ratzingera. Zza jego pleców wyszedł Stefan wyszyński i złożył na ustach papieża pocałunek, po czym wspólnie odeszli w głąb otchłani
Ratzinger wykonał znak krzyża.
-Kamerling, każ zamurować te wrota - powiedział do kardynała który zszedł na dół
-Kardynale, nie wiem, czy jakaś ekipa zdoła to zamu...
-To wezwij Polaków. Tylko nie mów im, co to jest. Pora ogłosić, że papież nie żyje
Spojrzał na zegarek. 21:37
2013, Watykan
Benedykt XVI szedł korytarzem pałacu papieskiego. Westchnął, znużony swym długim życiem. Ale uchwycił ruch za gobelinem. Dlatego strzał nie zaskoczył go
Szybkim ruchem dłoni, odbił sygnetem kulę. Następnie wydobył szybkim ruchem hostię-shuriken i cisnął ją w gobelin, przebijając go na wylot razem z zamachowcem za nim
Ruszył szybkim krokiem, natykając się na oddział gwardzistów szwajcarskich
-Ktoś próbował mnie zabić. Sprawdźcie kto to i zmobilizujcie resztę gwardii, może być ich wiecej...
-I jest - powiedział dowódca gwardii z drugim oddziałem, zachodzacy papieża od tyłu - Wybacz ojcze, tak trzeba
-A więc to tak - Benedykt westchnął - Zamach stanu. Oby Bóg mi wybaczył
Szybki, wyuczony ruch. Wyszarpnięcie mausera zza paska, cel, pal. Pal. Pal. Wszystkie kule z magazynka trafiły gwardzistów, którzy zaszarżowali. Obersturmfuhrerem jednak jest się na całe zycie. Benedykt cisnął broń w twarz najbliższego, a potem szybko skoczył na ścianę. Przebiegł po niej kilka metrów, po drodze siekąc nożem gwardzistów. Znalazł się po drugiej stronie ich oddziału. Wyrwał najbliższemu halabardę i zrobił młynka, powalając paru. Potem wpadł w trans. Siekał kolejne fale wrogów, parował ich ciosy, wykonywał obroty. Czuł zapach ich strachu w powietrzu, pozwalał uciekać, jeśli chcieli, ale uderzał, by zabić. Wtem jeden z nich uderzył go bronią z tyłu, w kolano. Polała się krew, a papież padł na kolana. Warknął jednak tylko, uderzył trzonkiem napastnika za plecami, miażdżąc mu tchawicę, a potem zaszarżował. Odbił się na halabardzie niczym na tyczce, przebiegł po głowach gwardzistów, a w powietrzu podskoczył, cisnął halabardą, która przebiła dowódcę gwardii. Wylądował miękko tuż obok niego i podciął mu gardło. Potem odwrócił się i krzyknął:
-KYRIE ELEISON - potężny podmuch powalił resztę gwardzistów
Benedykt ruszyl dalej, wszędzie wypatrywał wrogów. Zza zakrętu wpadł na niego Bergolio
-Ojcze... Co się tu stało..
benedykt szybko nakreślil mu sytuację. Bergolio wyglądał na przerażonego
-Musisz uciekac. To żadna hańba, ale jest tu niebezpiecznie. Ja wybadam, kto stoi za zamachem i pozbędziemy się go.
papież kiwnął głową i pobiegli na zewnątrz. Samochód już był przygotowany. benedykt szybko wsiadł, ale wtedy o czymś pomyślał
Dlaczego samochód już tu stał?
Niestety, bylo za późno. Drzwi rozbłysnęły i pokryły się okultystycznymi symbolami. Silne zaklęcie ochronne. Bergolio pochylił się do szyby
-Wybacz, Benedykcie. Ale... Watykan by upadł, gdybyś wciąż tu był. Nie lubili cię ani wierni, ani Żydzi, ani inni duchowni. Jan Paweł przynajmniej zjednał sobie pedofili. Ja... Ja wprowadze kościół w nową erę. To nic osobistego. Żegnaj. Aaa... I nie jestem taki jak ty. Nie zabiję przyjaciela, nieważne jaki by był - Bergolio powolnym krokiem odszedł do pałacu. Samochód pojechał do Castel Gandolfo
Castel Gandolfo, 2017
Benedykt westchnął i spojrzał na nieśmiało falującą kreskę na monitorze. Czuł się słabo. Bardzo słabo. I wiedział, co jest tego przyczyną.
Mimo to zadrżał, gdy w kącie zmaterializował się z kłebów dymu Janusz Pawlacz i powolnym krokiem podszedł
-No proszę. Ratzinger. Benedykt Szesnasty. Zdrajca. A kochałem cię jak brata - Pawlacz pochylił się nad nim - No ale cóż, wróciłem. I w Watykanie będą nowe porządki, tak zresztą jak i na swiecie. Jak zauważyłeś moja śmierć nie pokrzyżowała moich planów. A teraz... zegnaj. - wepchnął coś do ust Benedykta - Poznajesz? To to samo, co mi podałeś 12 lat temu. Dziękuję za siły życiowe. Na dole już na ciebie czekają
Benedykt chciał krzyczęć. Protestować. Na nic by się to nie zdało, ale czuł, że powinien był protestować
Zapadł w ciemność, lękając się o świat
NSFW bo nie wiem czy tego tego całe te uguem xD
#2137 #934 #pasta
Benedykt szesnasty był słaby. Tak slaby, jak nigdy dotąd. Leżał na łóżku, podpięty do respiratora, a przez jego głowę przelatywały kolejne wspomnienia. Słyszał strzały, odgłosy lecących bombowców... Wkrótce przed oczami pojawiły sie obrazy, obrazy które już widział, które przeżył. Teraz wracały
1942, Polska
-Raus! Na ziemię! - krzyczał Wojtyła. Żydzi posłusznie kładli się na ziemię
-Karol - Josef ratzinger zaprotestował. Zapał, jaki przejawiał jego przyjaciel wykonując rozkazy, często go przerażał - Karol... Dlaczego chcesz ich zabić? Tu są dzieci. Kobiety. A nawet mężczyźni nie będą walczyć, przecież wiesz. - spojrzał z nadzieją na Jorge Bergolio, czyszczącego karabin nieopodal. Argentyńczyk jednak nie reagował. Nigdy nie reagował.
-Nic nie rozumiesz, Josef - Karol zastrzelił pierwszego Żyda - Oni dążą do naszego zniszczenia, wiec my musimy zrobić to pierwsi. Mój przyjaciel mi to doradził.
-Znowu ten Ste...
-Tak, on.
-Dlaczego tak nienawidzi Żydów?
-Nie wiem, ale ufam, że ma powody. I przekona do tego resztę przywódców - pojechał już do Wannse. A ty, jeśli jeszcze zaprotestujesz przeciwko mordowaniu, będziesz miał przejebane. I nie, nie grożę ci. Ostrzegam. Wiesz ilu wyższych stopniem też jest antysemitami
-Karol, oszczędź chociaż dzieci
-Oh tak. Dzieci oszczędzę - Karol uśmiechnął się złowieszczo
1945, podziemia Berlina
-Mein Fuhrer! Tędy! Bolszewicy zbliżają się. - krzyknął Ratzinger. Adolf Hitler biegł za nim, podczas gdy Wojtyła osłaniał tyły, a Bergolio przód. Na zewnątrz wciaż słychać było eksplozje.Bergolio tymczasem otworzył zamaskowane drzwi. Za nimi był jakiś ciek wodny przypominający rzekę i przygotowana miniaturowa łódź podwodna
-Mein Fuhrer, Jorge zabierze pana tą łodzią do... Gdzie, Jorge?
-Do Argentyny. Mam tam rodzinę. - odparł Bergolio - Tam będziesz bezpieczny, mein fuhrer. Pan Mengele też tam uciekł.
-Mengele? - zdziwił się Adolf - Kto to jest?
-Lekarz w Auschwitz - odparł szybko Wojtyła
-Au...Schwitz? Co to?
-Eeee... Obóz. Dla jeńców i wrogów
-To dlaczego ten Mengele ucieka? Skoro opatrywał naszych wrogów to alianci nie powinni mu zagrażac...
-To niewłaściwy moment wodzu - odparł szybko Ratzinger. Adolf kiwnął głową i wsiadł do łodzi. Bergolio za nim
-Josef - dodał jeszcze - Mam nadzieję ze jeszcze się spotkamy. Całą trójką. Może po wojnie...
-Może - odparł Ratzinger - Płyńcie.
Wojtyła, gdy tylko statek zaczął odpływać, zrzucił mundur wehrmachtu i założył pokrwawiony mundur armii czerwonej i czapkę uszatkę
-Co ty robisz?...
-No co? Musimy jakos przeżyć. Może załapiemy się jeszcze na rabowanie miasta. Idziesz? Mam drugi mundur
-Ale... Co z ideałami... Co z moja rodziną?
-Pewnie nie zyją. Nie wiem. To nieważne. Na pewno nie chcesz zaciągnąć się do ruskich? Mam tam znajomego, pomógłby nam
-Stefana Wyszy...
-Tak, tak, jego
-Wybacz, Wojtyła. To nie dla mnie. Spotkamy się jeszcze kiedyś. Coś mi to mówi.
-Nie daj się zabić, ratzinger
-Nawzajem... towarzyszu - dwaj żołnierze roześmiali się
Watykan, 2005, 2 kwietnia, 21:33
-Ojcze święty - Ratzinger ukłonił się przed Wojtyłą, a raczej Januszem Pawlaczem drugim. Papież zajadał się kremówkami. Przed tlumami zgrywał starca, ale był w sile wieku
-Josef. Wiesz, że źle się dzieje. Oskarżają mnie o ukrywanie pedofili. O rozpowszechnianie AIDS. I inne gówna. Poza tym mosad znów coraz lepiej sobie pogrywa, myślą, że mają mnie w garści. Już raz im pokazałem, zrobimy to jeszcze raz. Jebać to, że staję się coraz mniej popularny. Widzisz te tłumy na zewnątrz? Oni mnie kochają. Będa się dla mnie modlić. Zastąpię w ich domach boga
Ratzinger spuścił wzrok
-Poczęstujesz się kremówką? Ah, zapomniałem. Nie przepdasz za nimi. Mniejsza o to. Milczysz. Wiem, jesteś sceptyczny co do moich planów. Ale ja mam coś nowego. Stefan byłby ze mnie dumny - zgarnął puder ze stołu i rozwinął mapę.
-Syria. Cholerny kocioł. Dyktatorzy, rebelianci i inne gówno. Tutaj właśnie zrealizujemy mój plan. Plan, który zniszczy cywilizację. Dogadałem się już z paroma znajomymi Osamy. Stworzą tam quasi-państewko. Kalifat. Pozostaje im tylko przelać małą sumkę z ba...
-Nie - odparł ratzinger - To się nie stanie.
-Że co? Jak śmie... - papież zamarł. Zakaszlał. - Ty skurwysynu... Otru... otrułeś mnie...
-Wybacz, Wojtyła. Kochałem cie jak druha, choć mnie przerażałeś. I postanowiłem to skończyć. Czas uczynić trochę dobra. Niedługo świat dowie się, że nie żyjesz - ruszył powolnym krokiem w stronę balkonu. Szepnął coś do ucha gwardziście szwajcarskiemu
Kiedy jednak wyszedł i ruszył kazać księżom poinformować o śmierci ojca świetego, usłyszał strzał. krzyk bólu. Biegiem wrócił do komnaty gdzie zostawił papaja. Kilkunastu martwych gwardzistów leżało na ziemi. Jeden jeszcze oddychał i wskazywał tylko ręką schody prowadzące w dół
Benedykt przeżegnał się, chwycił halabardę i pobiegł nimi. Zbiegał na kolejne piętra, coraz niżej, w głąb katakumb, gdzie były skarby mogące pozbyć się głodu z całego świata oraz obszerne dzieła obalające wiarę katolicką.
Ale wiedział, że Jan paweł biegł gdzie indziej
Do najniższego poziomu
Do przejścia do piekła.
ratzinger znalazł się tam idealnie w momencie, gdy Wojtyła, nagi, pokryty kabalistycznymi symbolami narysowanymi kałem, odprawiał rytuał. Wrota otwarły się.
-NIEEE! - krzyknął Ratzinger i wydobył z sutanny mausera. Oddał strzał. Papież dostał w plecy i z krzykiem padł twarzą do otwartych wrót. Tam jak gdyby nigdy nic powstał, uśmiechnął się złowieszczo do Ratzingera. Zza jego pleców wyszedł Stefan wyszyński i złożył na ustach papieża pocałunek, po czym wspólnie odeszli w głąb otchłani
Ratzinger wykonał znak krzyża.
-Kamerling, każ zamurować te wrota - powiedział do kardynała który zszedł na dół
-Kardynale, nie wiem, czy jakaś ekipa zdoła to zamu...
-To wezwij Polaków. Tylko nie mów im, co to jest. Pora ogłosić, że papież nie żyje
Spojrzał na zegarek. 21:37
2013, Watykan
Benedykt XVI szedł korytarzem pałacu papieskiego. Westchnął, znużony swym długim życiem. Ale uchwycił ruch za gobelinem. Dlatego strzał nie zaskoczył go
Szybkim ruchem dłoni, odbił sygnetem kulę. Następnie wydobył szybkim ruchem hostię-shuriken i cisnął ją w gobelin, przebijając go na wylot razem z zamachowcem za nim
Ruszył szybkim krokiem, natykając się na oddział gwardzistów szwajcarskich
-Ktoś próbował mnie zabić. Sprawdźcie kto to i zmobilizujcie resztę gwardii, może być ich wiecej...
-I jest - powiedział dowódca gwardii z drugim oddziałem, zachodzacy papieża od tyłu - Wybacz ojcze, tak trzeba
-A więc to tak - Benedykt westchnął - Zamach stanu. Oby Bóg mi wybaczył
Szybki, wyuczony ruch. Wyszarpnięcie mausera zza paska, cel, pal. Pal. Pal. Wszystkie kule z magazynka trafiły gwardzistów, którzy zaszarżowali. Obersturmfuhrerem jednak jest się na całe zycie. Benedykt cisnął broń w twarz najbliższego, a potem szybko skoczył na ścianę. Przebiegł po niej kilka metrów, po drodze siekąc nożem gwardzistów. Znalazł się po drugiej stronie ich oddziału. Wyrwał najbliższemu halabardę i zrobił młynka, powalając paru. Potem wpadł w trans. Siekał kolejne fale wrogów, parował ich ciosy, wykonywał obroty. Czuł zapach ich strachu w powietrzu, pozwalał uciekać, jeśli chcieli, ale uderzał, by zabić. Wtem jeden z nich uderzył go bronią z tyłu, w kolano. Polała się krew, a papież padł na kolana. Warknął jednak tylko, uderzył trzonkiem napastnika za plecami, miażdżąc mu tchawicę, a potem zaszarżował. Odbił się na halabardzie niczym na tyczce, przebiegł po głowach gwardzistów, a w powietrzu podskoczył, cisnął halabardą, która przebiła dowódcę gwardii. Wylądował miękko tuż obok niego i podciął mu gardło. Potem odwrócił się i krzyknął:
-KYRIE ELEISON - potężny podmuch powalił resztę gwardzistów
Benedykt ruszyl dalej, wszędzie wypatrywał wrogów. Zza zakrętu wpadł na niego Bergolio
-Ojcze... Co się tu stało..
benedykt szybko nakreślil mu sytuację. Bergolio wyglądał na przerażonego
-Musisz uciekac. To żadna hańba, ale jest tu niebezpiecznie. Ja wybadam, kto stoi za zamachem i pozbędziemy się go.
papież kiwnął głową i pobiegli na zewnątrz. Samochód już był przygotowany. benedykt szybko wsiadł, ale wtedy o czymś pomyślał
Dlaczego samochód już tu stał?
Niestety, bylo za późno. Drzwi rozbłysnęły i pokryły się okultystycznymi symbolami. Silne zaklęcie ochronne. Bergolio pochylił się do szyby
-Wybacz, Benedykcie. Ale... Watykan by upadł, gdybyś wciąż tu był. Nie lubili cię ani wierni, ani Żydzi, ani inni duchowni. Jan Paweł przynajmniej zjednał sobie pedofili. Ja... Ja wprowadze kościół w nową erę. To nic osobistego. Żegnaj. Aaa... I nie jestem taki jak ty. Nie zabiję przyjaciela, nieważne jaki by był - Bergolio powolnym krokiem odszedł do pałacu. Samochód pojechał do Castel Gandolfo
Castel Gandolfo, 2017
Benedykt westchnął i spojrzał na nieśmiało falującą kreskę na monitorze. Czuł się słabo. Bardzo słabo. I wiedział, co jest tego przyczyną.
Mimo to zadrżał, gdy w kącie zmaterializował się z kłebów dymu Janusz Pawlacz i powolnym krokiem podszedł
-No proszę. Ratzinger. Benedykt Szesnasty. Zdrajca. A kochałem cię jak brata - Pawlacz pochylił się nad nim - No ale cóż, wróciłem. I w Watykanie będą nowe porządki, tak zresztą jak i na swiecie. Jak zauważyłeś moja śmierć nie pokrzyżowała moich planów. A teraz... zegnaj. - wepchnął coś do ust Benedykta - Poznajesz? To to samo, co mi podałeś 12 lat temu. Dziękuję za siły życiowe. Na dole już na ciebie czekają
Benedykt chciał krzyczęć. Protestować. Na nic by się to nie zdało, ale czuł, że powinien był protestować
Zapadł w ciemność, lękając się o świat
NSFW bo nie wiem czy tego tego całe te uguem xD
#2137 #934 #pasta
Piękna pasta, nadaje się na audiobooka
Zaloguj się aby komentować