@VonTrupka ja za gówniarza jedyne co sam z siebie przeczytałem to wszystkie klasycznie już chyba Pottera i Władcę Pierścieni. I to mnie wciągało, było na tyle interesujące, że potrafiłem cały dzień siedzieć i czytać bez chwili przerwy. Tylko co z tego, jak potem szkoła z językiem polskim na czele, który IMO powinien się nazywać "historia literatury", a nie "język polski", zrobiła absolutnie wszystko, żeby mnie zniechęcić do czytania. Książki, które są po prostu uwiązane w historii i albo nie jest to pisane współczesnym językiem, albo traktują o rzeczach z poprzedniej epoki, albo są po prostu chujowe, albo wszystko naraz. Do tego analizy tekstu, gdzie w sumie nie ma czego analizować, ani się nawet zastanawiać, bo wszystko jest pod klucz, więc klepiesz co musisz, w sumie w pytaniu już masz odpowiedź, jakiej powinieneś udzielić jeśli chcesz to łatwo zaliczyć.
No chyba że chcesz tak jak ja i napisać 6 kartek (nie stron!) analizy czemu Raskolnikow zapierdalający siekierą lichwiarkę był syndromem niewydolnego systemu gospodarczego i czemu jego działania nie mogą być jednoznacznie sklasyfikowane jako złe w kontekście wymogu zaspokojenia podstawowych potrzeb człowieka. Do dziś ten temat sobie zapamiętałem. Słowo daję, te analizy pisaliśmy kiedy w siatce były 3 lekcje polskiego pod rząd, wykorzystałem czas do ostatniej minuty, włącznie z przerwami i wyjebałem babce takie opus magnum, że zmusiłem ją do wystawienia mi 6, bo nawet do żadnego przecinka nie była się w stanie przyjebać, a mówiła, że sprawdzała to 3 razy na siłę i że ona sobie to oprawi w ramkę, bo nigdy czegoś takiego jeszcze nie czytała. Co kto lubi, pewnie dla polonisty to perełka, a nie kolejne "minimum 250 słów", tylko że zrobiłem to raczej dla wesołego chuja, bo już byłem zmęczony graniem pod dyktando w stylu "napisz na kogo chcesz głosować i czemu to jest towarzysz Stalin", a nie jako rozwiązanie problemu. Kiedy doszliśmy do tego hardcorowego romantyzmu i przerabialiśmy Wertera, autentycznie wdałem się z tą samą babką od polskiego w dyskusję jakim trzeba być życiowym zjebem, żeby strzelać z przyłożenia i jeszcze nie potrafić popełnić samobójstwa, bo zamiast strzelać przez podniebienie w mózg, postanowił walić w skroń przez oczy. Z jednej strony to były fajne czasy, bo takie coś powodowało, że lekcje miały JAKIKOLWIEK smaczek, ale z drugiej jak sobie popatrzysz na święty kanon lektur i co tam jest pchane, to uwierz mi, jako uczeń jesteś może 2 kroki przed takim Werterem, bo tam jest sama depresja, tylko sobie z tego nie zdajesz sprawy. Poczynając od głupiego opowiadanka o psie który jeździł koleją. Szczególnie po ostatnich deformach i wpierdalaniem w to wszystko encyklik takiego jednego rzułtego obrońcy pedofili i innych wynalazków rodem z sekty.
Jeśli przedmioty humanistyczne w szkole robią coś faktycznie dobrze, to zniechęcają młodzież do czytania. Bo zamiast iść we współczesną lekturę i budować na bieżąco tematykę, która jest ciekawa, lekka i co najważniejsze- współczesna, to wolą zostawać przy historii literatury, bo tam już każdy wszystko powiedział i wystarczy to bezmyślnie klepać bez zastanowienia. Kończy się to właśnie wszystkimi magicznymi kluczami, żeby sprawdzający czasem za bardzo się nie spocił używając mózgu, bo jakby praca była pisana z wolnej ręki, to musiałby się skupić nad tym co czyta, przeczytać to raz, drugi, może trzeci, zrozumieć motywację stojącą za takim tekstem, połączyć jakieś fakty, przekartkować może jakieś źródło, którego nie był świadom, ogólnie sporo roboty. A tak? Myk myk, tu argument z klucza jest, tu nie ma, tu 1 punkt, tu zero punktów i jedziemy z koksem, na autopilocie.
Potem dzieciak gdziekolwiek do roboty pójdzie to słucha "bądź kreatywny", gdzie szkoła pierwsze co w nim zabiła to właśnie to. Cud systemu pruskiego- morda w kubeł i tłuczemy na ilość całe masy, bo ktoś celowo jest ślepy na to, że to już nie czasy rewolucji przemysłowej, gdzie trzeba jak najszybciej wykształcić jak największą masę ludzi wg zasady " jak od linijki, mierny, bierny ale wierny"- dostatecznie mądry, żeby maszyna na taśmie go nie zabiła, ale dość tępy, żeby nie zadawał pytań tylko posłusznie odpowiadał "tak jest panie kierowniku". Mówię- ja się 10 lat po skończeniu szkoły leczyłem z niechęci do czytania, bo podświadomie uruchamiał mi się odruch obronny, że nie ma chuja, to na pewno będzie coś nudnego i jeszcze będę z tego na koniec oceniany. "Przecież tak zawsze było". 10 jebanych lat, aż wreszcie udało mi się przełamać i zobaczyłem, że książki potrafią być ciekawe. Napisane lekkim piórem. Przedstawiać interesujący świat. Że czytanie może być zabawą. To nie powinno tak wyglądać.