Ależ to jest dobre, powrót po dłuższej absencji do tego krążka, wyszedł mu tylko na dobre. Aktualnie to mój faworyt jeśli chodzi o twórczość Roberta Schroedera. Tak ponurych syntezatorów nie znalazłem już na późniejszych albumach (przynajmniej tych, które dane mi było usłyszeć). Przecież to jest istny koniec świata, nawet jeśli pierwszy numer rozpoczyna i kończy się w miarę melodyjnie i na swój sposób pozytywnie, to gdzieś tam czai się pradawne zło. Dodatkowo w środkowej części jest zwyczajnie podróż w czasie i spoglądanie w otchłań kosmosu, z którego krańców przybyli Wielcy Przedwieczni. Drugi numer natomiast to stopniowe popadanie w odmęty szaleństwa. Jaki tu jest klimat, ile emocji, a finał to już kompletna jazda bez trzymanki. Szkoda tylko, że tak krótko, no ale wolę 35 minut zajebistości i replay niż męczenie buły. Jedna z ciekawszych rzeczy w temacie klasycznie pojmowanej elektroniki i berlińskiej szkoły.
#elmuzyka #berlinschool
https://youtu.be/sNnRpL3O2Ac
d6da7827-5f25-49de-9a77-045882582121

Zaloguj się aby komentować