Afera o samoloty zakupione w Korei ma kilka warstw
gazetaplZakup FA-50 to jeden z tych bardziej kontrowersyjnych kontraktów zawartych przez poprzednie kierownictwo MON. Faktem jest bowiem na przykład to, że te 12, które już mamy, są właściwie nieuzbrojone jeśli chodzi o walkę powietrze-powietrze.
Kontrowersje dotyczą głównie tego jak zorganizowano ich zakup i jak przedstawiają go politycy. I to jest ten drugi poziom. Wystarczy przeczytać wstęp notki informacyjnej ze strony MON z września 2022 roku, kiedy zawarto kontrakt z Koreą Południową. FA-50 są tam określane jako "lekkie samoloty bojowe". Powtarza się to w całym komunikacie. Nie ma słowa o tym, że to maszyny szkolno-bojowe. Padają też stwierdzenia o "kompatybilności" z F-16 i F-35, oraz o "szerokiej gamie" uzbrojenia. W podobnym tonie była cała późniejsza narracja MON za rządów PiS, dogodnie pomijająca bardzo ograniczone możliwości pierwszej partii FA-50, oraz to jakim wyzwaniem będzie stworzenie zmodyfikowanego wariantu odpowiadającego wymaganiom wojska.
Owe pierwsze 12 południowokoreańskich maszyn jest oznaczonych formalnie skrótem FA-50GF od "Gap Filler", co można przełożyć delikatniej na "rozwiązanie pomostowe", a bardziej dosadnie "zapchajdziura". Kupiliśmy je prosto z produkcji dla wojska Korei Południowej. Nie posiadamy w Polsce żadnego używanego przez nie uzbrojenia powietrze-powietrze.
Polska najpierw zobowiązała się do zakupów, przyjęła dostawy pierwszego sprzętu, a teraz stara się negocjować takie detale jak stworzenie wariantów podług naszych potrzeb, produkcję w kraju czy integrację z pożądanym uzbrojeniem.
#wojsko #armia #lotnictwo #bekazpisu #polityka #polska