590 + 1 = 591
Tytuł: Władca Ognia
Autor: Emilio Salgari
Kategoria: powieść przygodowa
Wydawnictwo: Hachette Polska
ISBN: 9788374487993
Liczba stron: 248
Ocena: 7/10
Jakoś ostatnio mnie wzięło na czytanie przygodówek, więc tym razem padło na Władcę Ognia Emilia Salgariego. Akcja zaczyna się w roku 1535 na pokładzie karaweli zmierzającej do Indii Zachodnich, która wskutek burzy morskiej zboczyła z kursu ku brzegom Brazylii. Z katastrofy uchodzi cało dwoje ludzi – portugalski żeglarz Diogo Alvarez Correia oraz chłopiec okrętowy Garcia. Od tego momentu zaczyna się pełna niebezpiecznych przygód podróż przez gęste, tropikalne lasy, gdzie na każdym kroku będzie chciało ich coś pożreć.
Powieść jest napisana w narracji trzecioosobowej i w moim odczuciu trochę nierówno. Początek jest słabszy, gdzie dialogi pomiędzy postaciami są według mnie trochę sztuczne (po kroju „O nie jesteśmy zgubieni” Stachu Jonesa), a pierwsze opisy fauny i flory pełne brazylijskich nazw przypominały mi wyjęte raczej z jakiegoś podręcznika szkolnego. Na szczęście nie trwa to długo, bodajże kilkadziesiąt stron i potem akcja zaczyna przyspieszać, dialogi stają się bardziej naturalne, zaś opisy robią się nagle plastyczne i barwnie oddziałują na wyobraźnię, tworząc krwawotropikalny klimat brazylijskiej dżungli. Fabuły zdradzać nie będę, natomiast same losy bohaterów jakkolwiek bazowane na postaci historycznej, czasami zakrawały o lekką fantastykę. Ale z zaciekawieniem śledziłem ich poczyniania i próby przetrwania. Co do samego zakończenia to tutaj troszkę zabrakło postawienia kropki nad i. Przydałaby się według mnie jeszcze jedna strona o dalszych wydarzeniach, natomiast co do epilogu to mam wrażenie, że został dodany w pośpiechu.
Niemniej bawiłem się całkiem nieźle, gdyby poprawić początek i podopieszczać parę detali byłaby to naprawdę bardzo dobra pozycja, no, a tak jest tylko dobra. Jak ktoś lubi tropikalne klimaty, krwiożercze piranie, dzikich ludożerców albo jest fanem Robinsona Crusoe, to polecam zerknąć na tę książkę, zwłaszcza latem :).
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Tytuł: Władca Ognia
Autor: Emilio Salgari
Kategoria: powieść przygodowa
Wydawnictwo: Hachette Polska
ISBN: 9788374487993
Liczba stron: 248
Ocena: 7/10
Jakoś ostatnio mnie wzięło na czytanie przygodówek, więc tym razem padło na Władcę Ognia Emilia Salgariego. Akcja zaczyna się w roku 1535 na pokładzie karaweli zmierzającej do Indii Zachodnich, która wskutek burzy morskiej zboczyła z kursu ku brzegom Brazylii. Z katastrofy uchodzi cało dwoje ludzi – portugalski żeglarz Diogo Alvarez Correia oraz chłopiec okrętowy Garcia. Od tego momentu zaczyna się pełna niebezpiecznych przygód podróż przez gęste, tropikalne lasy, gdzie na każdym kroku będzie chciało ich coś pożreć.
Powieść jest napisana w narracji trzecioosobowej i w moim odczuciu trochę nierówno. Początek jest słabszy, gdzie dialogi pomiędzy postaciami są według mnie trochę sztuczne (po kroju „O nie jesteśmy zgubieni” Stachu Jonesa), a pierwsze opisy fauny i flory pełne brazylijskich nazw przypominały mi wyjęte raczej z jakiegoś podręcznika szkolnego. Na szczęście nie trwa to długo, bodajże kilkadziesiąt stron i potem akcja zaczyna przyspieszać, dialogi stają się bardziej naturalne, zaś opisy robią się nagle plastyczne i barwnie oddziałują na wyobraźnię, tworząc krwawotropikalny klimat brazylijskiej dżungli. Fabuły zdradzać nie będę, natomiast same losy bohaterów jakkolwiek bazowane na postaci historycznej, czasami zakrawały o lekką fantastykę. Ale z zaciekawieniem śledziłem ich poczyniania i próby przetrwania. Co do samego zakończenia to tutaj troszkę zabrakło postawienia kropki nad i. Przydałaby się według mnie jeszcze jedna strona o dalszych wydarzeniach, natomiast co do epilogu to mam wrażenie, że został dodany w pośpiechu.
Niemniej bawiłem się całkiem nieźle, gdyby poprawić początek i podopieszczać parę detali byłaby to naprawdę bardzo dobra pozycja, no, a tak jest tylko dobra. Jak ktoś lubi tropikalne klimaty, krwiożercze piranie, dzikich ludożerców albo jest fanem Robinsona Crusoe, to polecam zerknąć na tę książkę, zwłaszcza latem :).
Nie ustawały jedynie ich krzyki i ciągle brzmiało powtarzane w przerażeniu:
- Karamurà! … Karamurà!...#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
Zaloguj się aby komentować