31 080,19 + 15,01 = 31 095,20
Czas na pierwsze delikatne spalanie świątecznych łakoci 😅
Jeszcze podczas wigilii dość jasne się stało, że raczej nici z porannej przebieżki. Na nogach byłem od 5:30, zbliżała się 3 rano a miłe rozmowy ze szwagrem bardzo powoli wygasały. Kładąc się o czwartej z bólem serca wyłączyłem budziki i poszedłem w kimono. I dobrze zrobiłem, bo jak wstałem przed 8 to już trzeba było się rzucić w wir przygotowań do świątecznego śniadania 😉
Im później się robiło, tym bardziej ociężały się czułem i jednocześnie coraz bardziej mi się chciało i nie chciało biegać 🤪 Oddelegowany do opieki nad maluchami byłem tymczasowo uziemiony, potem wjechał barszcz, którego nie mogłem sobie odmówić... i wtedy uznałem, że nadeszła ta chwila - oznajmiłem, że teraz się urywam 😎
Pogoda była jak znalazł. Szalone 10°C i rzęsisty deszcz - żaden problem, z cukru nie jestem. Pozostał wybór trasy - trochę znudziły mi się codzienne pętelki osiedlowe i tym razem moje myśli skierowały się ku Zalewowi Nowohuckiemu.
Ruszyłem tuż po 16:30. Leciałem sobie pustawymi ulicami, starając się ominąć większe skupiska błota - nie było to proste, bo ze wszystkich stron osiedle jest otoczone gigantyczną budową dwóch węzłów na S7 i niemal wszystkie trakty piesze poza osiedle to mieszanka żwiru, potłuczonych płytek chodnikowych i błota. Szczęśliwie przy małym ruchu poleciałem środkiem drogi i dotarłem do stabilnego chodnika unikając utytłania się po kolana w brudnej mazi 😅
Potem już było prosto - mniej więcej dolot do Zalewu, 3/4 okrążenia (co ja poradzę, że nie lubię powtórzeń i przecięć) i poleciałem ku kombinatowi. Chwilę się poprzyglądałem jakiemuś bidokowi, co się cmoknąłz tramwajem i poleciałem dalej w stronę Grębałowa. Jak zwykle było lekkie ryzyko trafienia na zamknięty przejazd, ale tym razem nie miałem pecha i bez przeszkód dotarłem na swoje osiedle, gdzie lekko nadrabiając drogi dobiłem do 15 km. Ciutkę ucierpiało na tym tempo, spadłazy do 5:31 min/km. Rekordów nie biję, więc nic straconego 😎
Dziś bez uśmiechniętej mordy, bo z trasy wyszedł mi fajny uśmiechnięty duch bożonarodzeniowego obżarstwa 😃
Miłej nocy! ❤️
#bieganie #sztafeta
Czas na pierwsze delikatne spalanie świątecznych łakoci 😅
Jeszcze podczas wigilii dość jasne się stało, że raczej nici z porannej przebieżki. Na nogach byłem od 5:30, zbliżała się 3 rano a miłe rozmowy ze szwagrem bardzo powoli wygasały. Kładąc się o czwartej z bólem serca wyłączyłem budziki i poszedłem w kimono. I dobrze zrobiłem, bo jak wstałem przed 8 to już trzeba było się rzucić w wir przygotowań do świątecznego śniadania 😉
Im później się robiło, tym bardziej ociężały się czułem i jednocześnie coraz bardziej mi się chciało i nie chciało biegać 🤪 Oddelegowany do opieki nad maluchami byłem tymczasowo uziemiony, potem wjechał barszcz, którego nie mogłem sobie odmówić... i wtedy uznałem, że nadeszła ta chwila - oznajmiłem, że teraz się urywam 😎
Pogoda była jak znalazł. Szalone 10°C i rzęsisty deszcz - żaden problem, z cukru nie jestem. Pozostał wybór trasy - trochę znudziły mi się codzienne pętelki osiedlowe i tym razem moje myśli skierowały się ku Zalewowi Nowohuckiemu.
Ruszyłem tuż po 16:30. Leciałem sobie pustawymi ulicami, starając się ominąć większe skupiska błota - nie było to proste, bo ze wszystkich stron osiedle jest otoczone gigantyczną budową dwóch węzłów na S7 i niemal wszystkie trakty piesze poza osiedle to mieszanka żwiru, potłuczonych płytek chodnikowych i błota. Szczęśliwie przy małym ruchu poleciałem środkiem drogi i dotarłem do stabilnego chodnika unikając utytłania się po kolana w brudnej mazi 😅
Potem już było prosto - mniej więcej dolot do Zalewu, 3/4 okrążenia (co ja poradzę, że nie lubię powtórzeń i przecięć) i poleciałem ku kombinatowi. Chwilę się poprzyglądałem jakiemuś bidokowi, co się cmoknąłz tramwajem i poleciałem dalej w stronę Grębałowa. Jak zwykle było lekkie ryzyko trafienia na zamknięty przejazd, ale tym razem nie miałem pecha i bez przeszkód dotarłem na swoje osiedle, gdzie lekko nadrabiając drogi dobiłem do 15 km. Ciutkę ucierpiało na tym tempo, spadłazy do 5:31 min/km. Rekordów nie biję, więc nic straconego 😎
Dziś bez uśmiechniętej mordy, bo z trasy wyszedł mi fajny uśmiechnięty duch bożonarodzeniowego obżarstwa 😃
Miłej nocy! ❤️
#bieganie #sztafeta
Łooooo matko!
Obiegł większą część Nowej Huty.
Zaloguj się aby komentować