21 polskich grzechów głównych: Mit taniego państwa (16/21)
"Mit taniego państwa to brak zrozumienia, że sprawnie działające państwo będzie dużo kosztować. Jest on reakcją na marnotrawstwo pieniędzy publicznych – problem w tym, że reakcją wyolbrzymioną. Mit taniego państwa sprawia, że wiele rzeczy robimy źle tylko dlatego, że robimy je po taniości. Co więcej, sam lęk przed byciem posądzonym o złe wydanie pieniędzy paraliżuje w zarodku niejedno świetne przedsięwzięcie.
Pewnego pięknego dnia delegacja miasteczka N. z Polski południowej wybrała się do Pewnego Miasta Niemieckiego na ważne targi, na których, jak to na targach, różne państwa pokazywały, jakie są fajne. Polska była strategicznym partnerem, bo kluczowy sąsiad ze wschodu, bo Tusk, bo Merkel i tak dalej. Miasteczko N. miało być dowodem, że i u nas małe miasteczka są przyjemne i nowoczesne. Tak to wyglądało od frontu. Niestety, od podszewki było jak to od podszewki, bo nasza delegacja, zamiast pojechać w przeddzień, żeby wszystko ogarnąć, wyruszyła w drogę… w noc poprzedzającą otwarcie. Zbiórka na wyjazd minibusa była o godzinie 2.45 nad ranem na dworcu Kraków Główny. Start o 3.00, do celu mieli dojechać o 14.00, co się zresztą ostatecznie nie udało.
Dlaczego jechali na ostatnią chwilę? Bo tupolewizm, wiadomo. Ale przede wszystkim chodziło o to, żeby było taniej. Żeby zejść z kosztów, żeby zapłacić w hotelu za jedną noc mniej. To, że delegacja prawdopodobnie się spóźni, w najlepszym wypadku będzie na styk, a na sto procent będzie wyglądać jak zjedzona i wypluta, nie zostało potraktowane jako koszt. Co więcej, delegacja nie zamieszkała w Pewnym Mieście Niemieckim, ale w hotelu, który jest od niego odległy o prawie sto kilometrów. Dojeżdżała codziennie na 8.30 rano i wracała późnym wieczorem. Wiadomo dlaczego: żeby było taniej. I znów – wymęczenie codziennym dojazdem na takim dystansie, brak elastyczności i generalna siermiężność, jaką to wprowadziło w polską ofertę, nie zostały wliczone w koszty.
W tanim państwie obowiązuje bezwzględny prymat taniości nad wszystkim innym, ale ta taniość jest bardzo wąsko rozumiana. „Koszt” to tylko to, co da się bezpośrednio wyrazić w złotówkach czy w euro. Państwo polskie umie przeliczać między walutami, ale nie umie przeliczać na gotówkę rzeczy miękkich i mniej oczywistych. Rzeczpospolita Polska chętnie postawi aquapark, stadion czy inny beton, ale dużo trudniej przychodzi jej zainwestowanie w know-how czy w opracowanie procedur. Niełatwo jej zrozumieć, że koszty bezgotówkowe też są kosztami. Sponiewieranie delegacji w minibusie to nie jest coś, co nasze państwo umie uwzględnić w jakiejkolwiek rubryce. Nie potrafi przeliczyć pośpiechu i nerwówki na pieniądze, a w szczególności nie umie zrozumieć, że czas na cywilizowane przygotowanie się jest takim samym towarem jak wszystko inne – towarem, który można, a czasami po prostu trzeba sobie kupić."
#21polskichgrzechowglownych #polska #ksiazki
#owcacontent
"Mit taniego państwa to brak zrozumienia, że sprawnie działające państwo będzie dużo kosztować. Jest on reakcją na marnotrawstwo pieniędzy publicznych – problem w tym, że reakcją wyolbrzymioną. Mit taniego państwa sprawia, że wiele rzeczy robimy źle tylko dlatego, że robimy je po taniości. Co więcej, sam lęk przed byciem posądzonym o złe wydanie pieniędzy paraliżuje w zarodku niejedno świetne przedsięwzięcie.
Pewnego pięknego dnia delegacja miasteczka N. z Polski południowej wybrała się do Pewnego Miasta Niemieckiego na ważne targi, na których, jak to na targach, różne państwa pokazywały, jakie są fajne. Polska była strategicznym partnerem, bo kluczowy sąsiad ze wschodu, bo Tusk, bo Merkel i tak dalej. Miasteczko N. miało być dowodem, że i u nas małe miasteczka są przyjemne i nowoczesne. Tak to wyglądało od frontu. Niestety, od podszewki było jak to od podszewki, bo nasza delegacja, zamiast pojechać w przeddzień, żeby wszystko ogarnąć, wyruszyła w drogę… w noc poprzedzającą otwarcie. Zbiórka na wyjazd minibusa była o godzinie 2.45 nad ranem na dworcu Kraków Główny. Start o 3.00, do celu mieli dojechać o 14.00, co się zresztą ostatecznie nie udało.
Dlaczego jechali na ostatnią chwilę? Bo tupolewizm, wiadomo. Ale przede wszystkim chodziło o to, żeby było taniej. Żeby zejść z kosztów, żeby zapłacić w hotelu za jedną noc mniej. To, że delegacja prawdopodobnie się spóźni, w najlepszym wypadku będzie na styk, a na sto procent będzie wyglądać jak zjedzona i wypluta, nie zostało potraktowane jako koszt. Co więcej, delegacja nie zamieszkała w Pewnym Mieście Niemieckim, ale w hotelu, który jest od niego odległy o prawie sto kilometrów. Dojeżdżała codziennie na 8.30 rano i wracała późnym wieczorem. Wiadomo dlaczego: żeby było taniej. I znów – wymęczenie codziennym dojazdem na takim dystansie, brak elastyczności i generalna siermiężność, jaką to wprowadziło w polską ofertę, nie zostały wliczone w koszty.
W tanim państwie obowiązuje bezwzględny prymat taniości nad wszystkim innym, ale ta taniość jest bardzo wąsko rozumiana. „Koszt” to tylko to, co da się bezpośrednio wyrazić w złotówkach czy w euro. Państwo polskie umie przeliczać między walutami, ale nie umie przeliczać na gotówkę rzeczy miękkich i mniej oczywistych. Rzeczpospolita Polska chętnie postawi aquapark, stadion czy inny beton, ale dużo trudniej przychodzi jej zainwestowanie w know-how czy w opracowanie procedur. Niełatwo jej zrozumieć, że koszty bezgotówkowe też są kosztami. Sponiewieranie delegacji w minibusie to nie jest coś, co nasze państwo umie uwzględnić w jakiejkolwiek rubryce. Nie potrafi przeliczyć pośpiechu i nerwówki na pieniądze, a w szczególności nie umie zrozumieć, że czas na cywilizowane przygotowanie się jest takim samym towarem jak wszystko inne – towarem, który można, a czasami po prostu trzeba sobie kupić."
#21polskichgrzechowglownych #polska #ksiazki
#owcacontent
@bojowonastawionaowca i to nie tylko państwowo. To cała szkoła polskiego managementu na tym stoi
@moll najgorzej, że czasem to podejście czasem i na zachodzie łapie korzenie jak Polak idzie na kierownika czy kogoś w tym stylu.
@DiscoKhan niestety... i nie wytłumaczysz, choćby nie wiem co
@bojowonastawionaowca ładnie napisane.
Ja to zjawisko widzę w Niemczech u niektórych Polaków, którzy po kilku latach tu specjalnie do Polski jadą po żarcie, do fryzjera itd. Mimo, że teoretycznie stać ich na normalne życie to ciągnie się za nimi to oglądanie pieniądza kilka razy przed wydaniem. I żyją przez to jak robaki. Nie wszyscy oczywiście. A jak przyjadą do Polski to milionerzy od razu XD
Zaloguj się aby komentować