"Fetysz jedności narodowej to przekonanie, że dopiero wtedy w Polsce będzie dobrze, kiedy wszyscy będziemy się we wszystkich sprawach zgadzać. Taką powszechną zgodę uważamy za stan możliwy do osiągnięcia, więcej – za stan jak najbardziej pożądany, więcej – za jedyny stan moralnie słuszny. Każda sytuacja inna niż powszechna jednomyślność to dla nas nędzny i rezygnacyjny kompromis z marną rzeczywistością.
Niezwykle trudno jest nam zaakceptować to, że konflikt jest w życiu społecznym i politycznym nieunikniony. Różnice zdań, poglądów i interesów irytują nas, męczą, wydają się nam czymś patologicznym i niedojrzałym. Tęsknimy do świata, w którym wszyscy chcą tego samego i myślą tak samo, a w głębi duszy wciąż dziwimy się, jak to jest w ogóle możliwe, że ludzie się różnią i nie zgadzają się ze sobą. To jest dla nas błąd w kodzie, jakieś fatalne przeoczenie, pęknięcie w systemie. Tęsknimy do powszechnej jedności, a przeświadczenie, że da się ją osiągnąć, jest miarą naszego optymizmu i wiary w człowieka.
Wydaje się nam, że będziemy mogli czegoś dokonać tylko wtedy, gdy zaczniemy od zaklepania absolutnie szczelnej strategii na wszystkich frontach. Boimy się, że najmniejszy nawet podział sprawi, że wszystko nam się rozsypie, zatem wszelkie odstępstwa czy subtelności chcielibyśmy natychmiast zniwelować i zatrzeć. Nic więc dziwnego, że idea „zjednoczenia się” czy „przekroczenia podziałów”, przez jakikolwiek polityczny przypadek odmieniona, zawsze padnie w Polsce na podatny grunt. Jedność jest naszym wielkim narodowym „zamiast”."
#21polskichgrzechowglownych #polska #ksiazki
#owcacontent
@bojowonastawionaowca bo kto nie jest z nami, jest przeciwko nam i nasza racja jest jedyną słuszną, a innymi racjami gardzimy. Póki nie mamy szacunku do odmiennych poglądów i nie nauczymy się kultury dyskusji (w tym operowania na faktach, analizach, a nie na emocjach) to to się nigdy nie zmieni. Dlatego wszyscy pieją o jednomyślności - to nie wymaga zmiany w sobie, wystarczy "tylko" nagiąć pozostałych do tej samej woli
@moll problemem podstawowym jest brak w ogóle jakiejkolwiek kultury, w tym osobistej. zauważam ten problem na codzień
@BurczekStefuha a to momentami też
Mam ten fetysz ale specyficzny. Grzeszę przekonaniem, że gdyby rozstrzelać wszystkich dziennikarzy, to w Polsce zatarły by się wyraźne podziały, bo politycy bez sprzedajnych mediów dużo nie mogą.
Czy moje przekonanie jest błędne? Ja opieram się na konkretnych przykładach.
Czytałem kiedyś jak wyglądała w Szwecji debata o przystąpieniu do UE. Po prostu jej nie było. Szwecja odrzuciła w latach 50-tych propozycję dołączenia do wspólnot europejskich, bo "kraj neutralny nie powinien tam należeć" i ani media ani politycy nie dyskutowali o tym aż do lat 80-tych. Gdy politycy zrozumieli, że Szwecja nie może dłużej pozostawać poza strukturami europejskimi, to dopiero wtedy zaczęła się bardzo dobrze przygotowana dyskusja w parlamencie i w mediach. Właściwie to nie była to dyskusja, tylko akcja agitacyjna, bo ci co się wypowiadali byli za. W ciągu miesiąca od debaty w parlamencie, Szwecja złożyła podanie o przystąpienie do UE.
Redaktor Daniel Passent opowiadał kiedyś, jak zorganizowana była współpraca polityków i mediów we Francji. Redaktorzy naczelni największych francuskich mediów otrzymywali klauzulę dostępu do informacji tajnych i raz na dwa tygodnie na jakimś spotkaniu na stołach wyłożone mieli akta spraw z potencjałem do zostania skandalem, nad którymi w ciszy pracowały służby i prokuratura. O tych sprawach nie wolno było pisać, bo "ucierpiałby interes i powaga państwa".
Dowiaduje się człowiek o takich przykładach i potem ma wrażenie, że gdybyśmy w Polsce mimo podziałów potrafili się zjednoczyć w dążeniu do jednego celu, to moglibyśmy więcej i bylibyśmy silniejsi. Dlatego pierwsze zdanie, które brzmi:
"Fetysz jedności narodowej to przekonanie, że dopiero wtedy w Polsce będzie dobrze, kiedy wszyscy będziemy się we wszystkich sprawach zgadzać."
Zamieniłbym na:
"Fetysz jedności narodowej to przekonanie, że dopiero wtedy w Polsce będzie dobrze, kiedy politycy i media będą w kilku kluczowych dla Polski sprawach działać zgodnie."
@wstreczyciel
Odwołujesz się do czasów kiedy media zachowywały się inaczej i miały inny cel.
Kiedyś sprzedawałeś informacje. Musiałeś ją ładnie opakować i pchnąć ludziom, dzięki czemu miałeś $ na zbieranie kolejnych informacji.
Teraz sprzedajesz emocje. Nie możesz wytworzyć emocji bez otoczki, więc znajdujesz informację, uwypuklasz emocję które towarzyszą tej informacji i tak pchasz to do odbiorcy. Emocje są bardziej podświadome niż przetwarzanie informacji i wachlując towarzyszącemu odbiorcy napięciu sprawiasz że chce więcej. Nie informacji tylko Tych emocji których sprzedajesz.
I teraz Ty chcesz połączyć tych 'dziennikarzy' z politykami? Na to jest za późno IMO. Nie w dzisiejszych czasach. W czasach Passenta, miało to sens ale nie teraz w dobie clickbaitu.
@Mikel Jest taki kraj Niemcy. Krytycy kanclerz Merkel podkreślali, że przez 16 lat rządów niemieccy dziennikarze nie zadali jej ani jednego trudnego pytania a krytyka jej działań była wyważona i powierzchowna. Czyli da się działać w interesie wizerunku swojego kraju nawet w dzisiejszych czasach.
Czy taka współpraca mediów z władzą i brak ostrej krytyki przysłużyły się Niemcom to już jest inne pytanie.
@wstreczyciel
Bierzesz to jakoby to dziennikarze byli na tyle 'rozsądni' że ich chwalisz. Natomiast ja widzę ten problem zgoła inaczej - jako grę i rywalizację a nie kooperację.
Dziennikarze chcą jak najszybszego dostępu do informacji, bo wiadomo - kto pierwszy napisze o sensacji, tym więcej oglądalności zgarnia dla siebie. Chcą kooperować z politykami, z których wyciągną komentarze albo którzy sprzedają im cynki. Praca dziennikarza politycznego opiera się na informacji od polityków.
Teraz, czy opłaca się takiemu dziennikarzowi pisać źle o polityku? Jeżeli kąsa rękę która podaje mu informacje to myślisz że nie sra do własnego gniazda? Zwróć uwagę ilu polityków PiS nie chodzi do TVN, za to chodzą do mediów sakiewicza. To nie jest fanaberia ale gra polityczna która toczyła się w Polsce od lat 90'tych, kiedy to pojawiły się w PL pierwsze telewizje prywatne.
Jeżeli wypływała jakaś afera to politycy musieli zrozumieć że to 'bussiness as usual'. Ponosili tego konsekwencje ale wiedzieli z drugiej strony, że nie zdobędą poparcia jeżeli ich twarze nie będzie widoczna w tv i gazetach. Więc to była raczej wymiana koniecznych uprzejmości - ja Ci sprzedam info które pogrąży polityka opozycji za to Ty przy następnej aferce napiszesz o mnie łaskawszym okiem albo poczekasz kilka dni z publikacją.
W tym kontekście nie rozumiem przykładu, który podajesz jako nobilitujący, kiedy dla mnie jest krytyczny.
Ja bym to ujął tak:
Krytycy kanclerz narzekali że żaden z dziennikarzy nie miał jaj żeby wygarnąć jej z trudnym pytaniem, które trapiło Niemców.
W końcu to krytycy kanclerz a nie jej zwolennicy, więc moim zdaniem raczej to mieli na myśli
@Mikel @Mikel To nie jest brak jaj tylko przekupstwo. W Niemczech współpraca na linii władza-media jest dobrze zorganizowana. Rząd płaci dziennikarzom za szkolenia medialne polityków, za obsługę medialną różnych wydarzeń politycznych, za redagowanie tekstów i za pisanie analiz. Jak regularnie przekupujesz potencjalnych krytyków, to dlaczego oni mieliby Cię krytykować?
Nowe czasy wymagają nowych rozwiązań. W Chinach dziennikarzy można zastraszyć, w Rosji można zabić, w Niemczech się ich przekupuje. Efekt jest ten sam: władza ma ochronę medialną, zamiast się tłumaczyć zajmuje się rządzeniem a społeczeństwo jest mniej zatomizowane i żyje w przekonaniu, że wszystko idzie w dobrym kierunku.
I nie chcę tu wyjść na człowieka, który popiera cenzurę i przekupstwo. Ja po prostu widzę, że cenzura i przekupstwo służą zmniejszeniu podziałów i napięć w społeczeństwie. W Polsce mamy takie podziały i napięcia, że ludzie życzą śmierci tym, którzy mają inne poglądy, a to na pewno nie służy budowaniu wspólnej przyszłości.
@wstreczyciel
Ok, rozumiem Twój punkt widzenia, bardzo ciekawy.
Tylko mówisz o 'mediach' w Niemczech jako jednym bycie, który łagodził nastroje. U nas są dwa byty - media rządowe i anty-rządowe. Podział nastąpił kiedy politycy jednej strony 'obrazili się' na drugą stronę, bo wiedzieli że są w stanie się odseparować i dalej mieć swoją facjatę na okładce, w zamian za dotację. Jak to się więc dzieje że media w niemczech są w stanie się nie polaryzować, tak jak w Polsce?
Myślę że wpływ na to mają nie tylko media/rząd ale cała otoczka. Innymi słowy, to na co społeczeństwo pozwala i na to co jest w stanie zdzierżyć.
Jedno to kultura dyskursu polityczna, gdzie zaniżenie jego standardu, równa się z ostracyzmem mediów oraz ostracyzmem społeczeństwa. Media wiedzą że nie mogą przemilczeć tematu, gdyż jeżeli dojdzie do ostracyzmu tylko przez społeczeństwo, wtedy przestaną być wiarygodni jako obiektywni. Balansują więc na granicy. U nas natomiast są tylko 'zależne' czyli rządowe i 'niezależne' czyli opozycyjne media. Tu nie ma balansowania tylko zjazd na sankach po równi.
Drugie to deepstate który w niemczech jest budowany przez biznes i ma duży wpływ na politykę. A biznes nie lubi afer i rozgłosu. Tam rządzenie jest robione przez zarządzanie. A u nas gdzie jest miejsce biznesu w polityce? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
@Mikel Feliks Koneczny uważał, że my i Niemcy to dwie różne cywilizacje. Niemcom nie przeszkadza niemoralna władza i jej niemoralne postępowanie, jeśli ta niemoralność prowadzi do sukcesu całej cywilizacji.
Hitler stracił poparcie grupy oficerów nie dlatego, że mordował żydów, Cyganów i Polaków, nie dlatego, że niszczył i grabił, bo to było usprawiedliwione działanie na drodze do sukcesu cywilizacji niemieckiej. Hitler stracił poparcie, gdy przegrał pod Leningradem, Moskwą i Stalingradem, bo to postawiło pod znakiem zapytania cały wysiłek i cały sens ofiar poniesionych przez Niemcy.
Jeśli Niemcy są dalej cywilizacja turańską, to tamtejszym dziennikarzom łatwiej jest ukrywać niemoralność władzy, bo przecież celem tej władzy jest sukces wszystkich Niemców.
Jeśli my dalej jesteśmy cywilizacją łacińską, to musimy żyć w przekonaniu, że nasza władza jest kryształowo czysta i pozbawiona grzechu. A nigdy nie jest. Demokracja to idealny system dla psychopatów. Nikt nie sprawdza, czy polityk ma skłonności psychopatyczne, czyli zdolności do manipulowania i wykorzystywania innych, aby osiągnąć własne cele. A jeśli gdzieś w Polsce są psychopaci, to w polityce są na 100% i każdy z nich ma cała szafę trupów i każdego roku do tej szafy trafiają nowe ofiary, więc dziennikarz zawsze będzie miał z czego wybierać, gdy chce napisać o jakiejś aferce.
Dało by się z tym żyć, gdyby media miały w sobie mądrość typu: no trudno, dzięki niedoskonałości demokracji ciągle rządzą nami psychopaci, którym nigdy nie udowodnimy psychopatii, ale możemy tak pokazywać odbiorcom nasze codzienne życie, żeby społeczeństwo jak najmniej przejmowało się niemoralnością władzy. Niech polsko-łacińska cywilizacja myśli, że władza nie jest doskonała, ale nie jest też kompletnie niemoralna.
Mediom brakuje tej "mądrości" i właśnie dlatego napisałem powyżej, że zacząłbym od rozstrzelania wszystkich dziennikarzy.
A jak myślicie, skąd u nas takie przekonanie, takie pragnienie jedności? Co sprawiło że mamy z tym taki problem?
IMO to trochę jak za pragnieniem za 'złotymi czasami', kiedy człowiek był w szczycie swoich możliwości. Każdy zna jakiegoś starszego człowieka który wspomina 'kiedyś to było' - a to 'kiedyś', to akurat zawsze odnosiło się do okresu kiedy ów człowiek był zdrowy i dumny ze swoich osiągnięć - zwyczajnie szczęśliwy. Potem przyszła w życiu tego człowieka stagnacja albo nawet kryzys, zdrowie podupadło i zaczęła się wspominka za dawnymi czasami, choć te obiektywnie nie były lepsze niż dzisiaj.
Jako naród mamy tak samo z czasami Solidarności, czy wcześniej Piłsudskiego. Wtedy też istniały podziały, jednak one nie były ważne kiedy wszystkim przyświecał jeden szczytniejszy cel. Każdy chciał ugrać coś bardziej dla siebie, jednak nie miał problemu schować swoich postulatów swojej racji do kieszeni, bo one nie były teraz ważne - było coś ważniejszego do załatwienia czyli walka o wolność
A jaki teraz mamy cel? Nie mamy jednego głównego. Niby każdy chce dobra Polski, jednak czy to jest cel uniwersalny? Że możemy syntetycznie stwierdzić - tak osiągnęliśmy 'Dobro Polski', tak jak można to stwierdzić że osiągnęliśmy wolność? Niestety, tak jak mieliśmy jeden w miarę zbieżny pogląd na to czym była wolność, tak nie mamy zbieżnego poglądu czym jest to całe 'Dobro Polski'.
Zawsze, kiedy coś osiągaliśmy jako naród, robiliśmy to wspólnymi siłami. To były nasz 'złote czasy' jako narodu. Dlatego, tak jak stara ciotka do lat 90'tych, tak jako naród mamy nostalgię do działania wspólnie i przekonanie że jeżeli się nie zjednoczymy to będzie w du... A to nieprawda. Cele się zmieniły - musimy indywidualnie walczyć o Polskę i z poszanowaniem innych. Jednak jak to wytłumaczyć ludziom, którzy jedyne sukcesy jakie osiągali, to osiągali wspólnie? Strach przed nieznanym jest silny, a jak zawsze nawoływali do wspólnego celu, to jak taka osoba może uszanować cele innych? Jak taka osoba może się zgodzić na aborcje, skoro jej grupa mówi że aborcja jest zła? Do tego w narracji, że jak się nie zjednoczymy i nie zakażemy aborcji to cała Polska przepadnie!
Jak teraz przekonać takich ludzi że ta jedność nie jest konieczna skoro oni przez swoje doświadczenie życiowe twierdzą że tylko jedność nas uratuje? To smutne ale oni tylko taką rzeczywistość znają.
Jest dużo wariantów takiego fetyszu i są odmiany delikatniejsze niż ten opisany. Można np. być zdania, że problemem są współczesne media albo politycy. Obie te grupy mają silny interes na wzmacnianiu podziałów. Oczywiście, że różnicy zdań nie da się uniknąć w życiu publicznym. Jednak społeczeństwa mogą w różny sposób te konflikty rozładowywać.
Demokracja w PL ma tendencję do podsycania tych różnic. Po pierwsze jest to potrzebne politykom i mediom, po drugie system wyborczy jest zbudowany na zasadzie "zwycięzca bierze wszystko" - sprawia to, że połowa obywateli przez cykl wyborczy odczuwa brak wpływu na politykę.
@matips
po drugie system wyborczy jest zbudowany na zasadzie "zwycięzca bierze wszystko"
Ogólnie zgadzam się z tym co napisałeś ale dla mnie to nie system wyborczy jest zły, tylko to jak Polacy rozumieją demokracje. Nie mamy jeszcze systemu dwupartyjnego żeby tak to wyglądało. Jeżeli nie osiągnie się większości to trzeba wchodzić w koalicje - a to słowo to jakoś nie jest pozytywnie u nas odbierane. Dlaczego? Bo to znaczy że nie można swoich ideałów realizować w pełni, tylko trzeba dać komuś zrealizować trochę swoich. A to znaczy że nie ma tej jednomyślności narodowej.
U nas głosowanie czyli główne narzędzie demokracji znaczy tyle, że wybieramy jaką wizję wybieramy na kolejne 4 lata. Jeżeli wybieramy wersję X - to znaczy że każdy ma się dostosować do wersji X. Nieważne że realnie tylko 30% polaków i polek opowiedziała się za danym rozwiązaniem - narzucane jest to wszystkim. Bez dialogu, bez dyskusji, tylko tak ma być.
@Mikel Czytałem ostatnio książę "Umówmy się na Polskę", gdzie autorzy przestawiają alternatywny system. Strona projektu to nowaumowa.pl. W skrócie, to chcą oni bardzo posuniętej decentralizacji. Centrum miałoby zajmować się sprawami najważniejszymi dla rozwoju kraju, a dużo bieżących i budzących największe kontrowersje spraw powinno być ustalane na poziomie województw. Polska nie jest jednorodna - dominujące poglądy polityczne są zróżnicowane geograficznie. W ten sposób różne regiony mogłyby różnicować swoje polityki i w większym stopniu realizować to co obywatele postrzegają jako dobry sposób na życie.
@matips A to słyszałem o niej. Słuchałem podcastu z jedną ze współautorek a książka jest na liście do przeczytania
Tylko dalej - wszystkie te zmiany polegają na zmianie percepcji obywatela. To cholernie trudne i nie do zrealizowania przez jedno pokolenie. O ile dobrze słyszałem autorzy proponują coś a la federacja, jednak nie będącą federacją
Dlatego wielu starszych Polaków tak wzdycha do czasów komuny. Za PRL była zgoda narodowa, wszyscy politycy i dziennikarze mówili jednym głosem. W gazetach pisano tylko o sukcesach kraju i partii. A jak ktoś chciał się wyłamać i sypać piach w tryby maszyny, to szybko go uciszano. I jedyne co w tym wszystkim było niedobre, to to, że do kościoła nie wolno było chodzić, a przynajmniej oficjalnie.
Dziś smak tego daje im PiS i TVP. A do tego smak lepszy, bo solidnie doprawiony papieżem.
Zaloguj się aby komentować