18 012,25 + 21,37 + 19,01 + 9,07 = 18 061,70
Nadjszedł lipiec, do tego zaczął się weekendem - więc od razu trzeba się było solidnie wziąć do roboty. Trafiły się po sobie dwa dni ze skrajnie różną pogodą - tym zabawniej było (ʘ‿ʘ)
W sobotę oczywiście weekend trzeba było rozpocząć strzeleniem połówki. Do tego bardzo mokrej połówki, bo jak wyszedłem przed dom to ostro lało i tak było przez bite dwie godziny. W sumie dobrze, z cukru nie jestem a w Krakowie baardzo brakowało deszczu Wziąłem zapasowe buty które sobie mogą schnąć i tydzień - bo i tak byłem nastawiony na spokojny bieg - i o 6:37 wyruszyłem.
Biegło się dość przyjemnie - nie wiało specjalnie, było 17°C a i deszcz był przyjemnie ciepły. Oczywiście po chwili wszystko miałem mokre, a w butach chlupało - ale przy takim dystansie to nie jest żaden problem Po drodze musiałem trochę zmienić trasę, bo ze względu na triathlon na Zalewie Nowohuckim totalnie go zablokowali - ale dystans pozostał ten sam. Pod koniec już miałem szczerze wyrąbane na to co się dzieje - żadnego omijania kałuż, uważałem jedynie na błoto. Jak w pewnym momencie przejechał obok mnie autobus obdarzając hojnym chluśnięciem od stóp do głów, to tylko odwróciłem twarz i pomyślałem że trzeba było zabrać okularki do pływania xD
Uległem pokusie i oczywiście dociągnąłem do dystansu papatonu, ze spokojnym tempem 5:30 min/km. W domu oczywiście pogadanka jak to tak w deszczu xD
W niedzielę była w planach druga połówka - no wyjazd, więc tak na spokojnie i bez szaleństw. Ale posypało się wszystko, bo młody miał wyjątkowo niespokojną noc i koniec końców tak było szarpane, że wstałem dopiero przed siódmą Żona już kręciła nosem, więc stwierdziłem że polecę kilkanaście km żeby nie narzekać. Wybiegłem dopiero o 7:30 - i od razu wiedziałem, że będzie ciężko: ostre Słońce i zauważalnie wilgotno po nocnej ulewie.
Szybko zaczęło się ze mnie lać, ale starałem się utrzymać jakieś tempo bliżej uczciwego. Wypróbowałem nową trasę, bo znajoma mi podrzuciła cynk o fajnej łączce pełnej chabrów i musiałem to sprawdzić. Cynk był dobry, chabry piękne a Słońce dawało mocno
Pocykałem fotki i sobie potruchtałem dalej. Po drodze Lasek Mogilski, gdzie można było odetchnąć w cieniu - ale potem już były Łąki Nowohuckie i dalej bieg przez miasto, już w pełnym Słońcu i pod górkę.
Z tego mojego skracania dystansu wyszło, heh, 19 km. Mogłem już pełną połówkę dorobić ale mi się nie chciało - plan minimum, czyli 4 dychy na weekend, zaliczony. Nie liczyłem na wiele więcej więc w sumie wszystko na plusik.
Od dzisiaj jestem na działce i w planie było coś fajniejszego, ale trochę do późna ogarniałem wszystko (siedzę sam z czwórką dzieci, rano trza zdalnie popracować i conieco nadgonić) i skończyło się srogim zaspaniem i pobudką dopiero o 6 rano. Długie dystanse poszły na dalszy plan, a ja tylko skoczyłem do sąsiedniej Suchej po bułki, arbuza, mleko i takie tam. Wyszło, że całość zakupów zakończyłem na trzecim kilometrze - i choć miałem apetyt na więcej, stwierdziłem że raczej do dychy nie dociągnę z 5 kg w każdej ręce xD Poleciałem jeszcze trochę, zawróciłem nieco inną trasą i zamknąłem temat na 9 km. Dobre i to, jutro muszę wcześniej wstać i sobie to odbić
Miłego poniedziałku!
W załączniku fotka z soboty.
#sztafeta
Nadjszedł lipiec, do tego zaczął się weekendem - więc od razu trzeba się było solidnie wziąć do roboty. Trafiły się po sobie dwa dni ze skrajnie różną pogodą - tym zabawniej było (ʘ‿ʘ)
W sobotę oczywiście weekend trzeba było rozpocząć strzeleniem połówki. Do tego bardzo mokrej połówki, bo jak wyszedłem przed dom to ostro lało i tak było przez bite dwie godziny. W sumie dobrze, z cukru nie jestem a w Krakowie baardzo brakowało deszczu
Biegło się dość przyjemnie - nie wiało specjalnie, było 17°C a i deszcz był przyjemnie ciepły. Oczywiście po chwili wszystko miałem mokre, a w butach chlupało - ale przy takim dystansie to nie jest żaden problem
Uległem pokusie i oczywiście dociągnąłem do dystansu papatonu, ze spokojnym tempem 5:30 min/km. W domu oczywiście pogadanka jak to tak w deszczu xD
W niedzielę była w planach druga połówka - no wyjazd, więc tak na spokojnie i bez szaleństw. Ale posypało się wszystko, bo młody miał wyjątkowo niespokojną noc i koniec końców tak było szarpane, że wstałem dopiero przed siódmą
Szybko zaczęło się ze mnie lać, ale starałem się utrzymać jakieś tempo bliżej uczciwego. Wypróbowałem nową trasę, bo znajoma mi podrzuciła cynk o fajnej łączce pełnej chabrów
Pocykałem fotki i sobie potruchtałem dalej. Po drodze Lasek Mogilski, gdzie można było odetchnąć w cieniu - ale potem już były Łąki Nowohuckie i dalej bieg przez miasto, już w pełnym Słońcu i pod górkę.
Z tego mojego skracania dystansu wyszło, heh, 19 km. Mogłem już pełną połówkę dorobić ale mi się nie chciało - plan minimum, czyli 4 dychy na weekend, zaliczony. Nie liczyłem na wiele więcej więc w sumie wszystko na plusik.
Od dzisiaj jestem na działce i w planie było coś fajniejszego, ale trochę do późna ogarniałem wszystko (siedzę sam z czwórką dzieci, rano trza zdalnie popracować i conieco nadgonić) i skończyło się srogim zaspaniem i pobudką dopiero o 6 rano. Długie dystanse poszły na dalszy plan, a ja tylko skoczyłem do sąsiedniej Suchej po bułki, arbuza, mleko i takie tam. Wyszło, że całość zakupów zakończyłem na trzecim kilometrze - i choć miałem apetyt na więcej, stwierdziłem że raczej do dychy nie dociągnę z 5 kg w każdej ręce xD Poleciałem jeszcze trochę, zawróciłem nieco inną trasą i zamknąłem temat na 9 km. Dobre i to, jutro muszę wcześniej wstać i sobie to odbić
Miłego poniedziałku!
W załączniku fotka z soboty.
#sztafeta
Chaberki 😍
@enron ostatnio cos czesto zasypiasz, 6ta rano? Widac, ze komus sie powodzi, ze moze tak pozno wstawac
Zaloguj się aby komentować