113 + 1 = 114
Prywatny licznik: 11+1=12
Tytuł: Cantoras
Autor: Carolina de Robertis
Kategoria: powieść
Wydawnictwo: Albatros
ISBN: 9788367338059
Liczba stron: 448
Ocena: 8/10
Po serii reportaży, pora na zmianę: na warsztat weszła powieść o grupie pięciu kobiet, które w czasach brutalnej dyktatury w Urugwaju (pozdrowienia dla @Horkheimer ) znalazły dla siebie enklawę, w której mogły po prostu być sobą, bez ukrywania, bez kłamstw, bez wizji ciążącej nad nimi kary za to, kim są — bo są homo- i biseksualistkami.
Przylądek Cabo Polonio staje się dla nich miejscem, które jest oazą na pustyni szarości państwa rządzonego brutalną ręką. Dużo tu ciepła, bliskości, zmysłowości (włącznie z delikatnymi opisami aktów seksualnych, ale nic przesadzonego), mimo że z czasem reżim znajduje ich nawet tam. W ciągu kilkunastu lat opowieści, relacje między kobietami gwałtownie się zmieniają, pojawiają się między nimi romanse, związki, zdrady, nienawiści, w zasadzie pełna gama emocji. Skład osobowy delikatnie się z czasem zmienia, pojawiają się nowe kobiety, niemniej oś jest przez cały czas osadzona wokół piątki głównych bohaterek. Ich wcześniejsze życie, z racji życia w państwie głęboko tradycjonalistycznym i katolickim, zdecydowanie nie było usłane różami, nie tylko, kiedy musiały się ukrywać, chociażby pod płaszczykiem zawieranych małżeństw z mężczyznami (naturalnie pod wpływem presji krewnych), ale również, jeśli ich "odmienność" była przypadkiem odkrywana i były przez to brutalnie karane przez rodzinę (nie będę spoilerował, bo to wyjaśnia się dopiero na późniejszym etapie powieści).
Podsumowując — powieść jest znakomita, przepełniona zarówno pozytywnymi, jak i negatywnymi emocjami, co dla mnie ważne, jest oparta na faktach (Cabo Polonio faktycznie było w latach dyktatury enklawą dla grupek hipisów i odmieńców, z racji dużego oddalenia od "cywilizacji"). W powieści się dzieje praktycznie aż do samego końca, także nie jest przesadnie cukierkowo, niemniej zasadniczo pozostawiła we mnie niemalże same pozytywne myśli. No, może poza okładką, może i pasuje, ale wolałbym coś mniej bezpośredniego niż takie bezczelne szczucie cycem, nawet jeśli fajną kreską. Okładka angielska bardziej mi przypada do gustu. Polecam, moja kopia fizyczna już jest pożyczona przyjaciółce
PS. I jeszcze małe wyjaśnienie dotyczące tytułu, które też w ramach książki zostaje wyjaśnione: "cantoras" to tamtejsze potoczne określenie na kobiety queer (a dosłownie oznacza "śpiewaczki"). Fajnie, że nie zostało przetłumaczone, bo chyba w polskim języku brak równie niejednoznacznego określnika.
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #lgbt
a8f99bd0-9acf-4a99-9c26-15e2057ae53a

Zaloguj się aby komentować