Dzisiaj udało się zagrać w
The Estates. Jak każda gra skupiona niemalże wyłącznie wokół licytacji, mechanicznie wchodzi częściowo w domenę gier towarzyskich/imprezowych i dlatego wymaga odpowiedniej ekipy żeby można się było przy niej dobrze bawić.
To, co jest w niej wartego uwagi:
-
jak na grę niebędącą strategią/grą wojenną, tona negatywnej interakcji
-
duży chaos w trakcie rozgrywki objawiający się koniecznością kompletnej reorientacji własnej strategii w reakcji na sytuację na planszy
-
piękne wydanie - drewniane bloczki pięter robią robotę (estetyka produkowanych gier to wyjątkowo mocna strona wydawnictwa Capstone)
Dzisiaj udało mi się wygrać z oszałamiającym wynikiem -21 punktów (oponenci mieli kolejno -28 i -83 punkty). Motyw z sabotowaniem sytuacji punktowej przeciwników w momencie, kiedy samemu nie udaje się zdobyć pozytywnego wyniku to w istocie najzabawniejszy element gry.
#gryplanszowe #grybezpradu