Armani Code Absolu
Rok 2019 był czasem wielu mniejszych, ale ważnych w dłuższej perspektywie odkryć, a także kilku pięknych strzałów w mordę dla obywatela. Z jednej strony mieliśmy pierwsze zdjęcie czarnej dziury, Chiny po raz pierwszy w historii importowały ryż ze Stanów (zamiast w drugą stronę, tak, dobrze przeczytałeś/aś), a naukowcy po raz pierwszy usunęli HIV z zainfekowanej myszy. Z drugiej strony zaogniała się walka między Stanami a Chinami w kwestiach handlowych, płonęła Amazonia i mieliśmy pierwszy odnotowany przypadek COVIDa 19. Czy Armani Code Absolu jest odkryciem, czy strzałem w mordę - sprawdzimy w poniższej recenzji ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Jak się zapach zaczyna? Od... serca i bazy. Przynajmniej tak to wyczuwam, głowa może faktycznie nadaje świeżości kompozycji, ale gałka muszkatałowa wymieszana z wanilią (która jest głównym składnikiem od początku, do samego końca) wybrzmiewa najbardziej przez dłuższy czas. Jest to otoczone w pudrze kojarzącym mi się z tanimi arabskimi zamiennikami żeńskich perfum. Im dalej idziemy, puder znika i wanilia miesza się z czymś okołoskórnym, możliwe, że to zamsz wymieniany na różnych stronach. Co ciekawe, wanilia tutaj nie pachnie nie wiadomo jak słodko, raczej bardziej czuć ekstrakt niż słodycz. Dzięki temu w dalszych etapach sama w sobie wanilia w powietrzu może być pozytywnie odbierana przez otoczenie i podobno jest to "compliment ultra magnet, I promise you my prince". Chwała temu, kto wyczuwa coś więcej, bo to nie jest nie wiadomo jak złożona kompozycja, na zasadzie „mam sprawić, byś pachniał dobrze”. Tyle i aż(?) tyle.
Jak dla mnie jednak ten zapach przez pierwsze 2 godziny kojarzy się z syntetycznym wymieszaniem bursztynu z wanilią. Im bliżej nos dochodzi do skóry, tym bardziej sztuczny dla mnie jest. Aczkolwiek ja się skupiałem i rozbierałem zapach na czynniki pierwsze, raczej w ogólnym rozrachunku nikogo to nie będzie obchodziło. Po tym czasie jest lepszy i przyjemny. Rozumiem, że ludziom się podoba i raczej były komentarze "ok", "ładne", ale cały czas nie było "idziemy się chuchać". Ten zapach stara się być w jakimś stopniu subtelny, lecz do mnie to nie przemawia. Lepszy jest jego brat bliźniak dwujajowego, Armani Code Profumo, który wybija niektóre elementy z liniowości tych perfum. Lubię zapachy, które są bardziej wyraziste, które coś znaczą dla otoczenia, a nie takie bezpieczne i nudne jak tutaj. Zachowując pewne proporcje bliżej mu w subtelności do The One EdP niż Ultra Male, który jest bombą waniliowo-cynamonową. Armani Code Absolu bardziej nadaje się na randki, najlepiej w dresie z 4 paskami kupując hot-doga z Żabki i popijając Rumperem. W jakimś stopniu rozumiem i lekko doceniam ten zapach, ale w ogólnym rozrachunku – kij z nim. To, że nie jest kontynuowany można skwitować „ok, mądra decyzja”.
Lepsze zapachy? Od Armaniego SWY Intensely albo SWY Absolute, jak chcemy coś świeższego, to Versace Eros EdT/EdP. Ewentualnie jako alternatywę dla tych zapachów to polecam Ultra Male, który również ma atakować słodkością jak lampardzia mama w obronie swoich małych. Na każde z tych zapachów otoczenie lepiej reagowało, a także parametry były lepsze.
Zapach: 5/10
Trwałość: 7/10
Projekcja: 7/10
Ocena ogólna: 5,5/10
W skrócie: Muzycznie Armani Code Absolu to taka Sylwia Grzeszczak. Niby trafia do ogółu, jednym się bardziej podoba, innym mniej, ale nie robi na Tobie wrażenia. Jak do tańca bardziej wolisz Danzela, to nie Twoja bajka, szukaj innych perfum. Jak wolisz Sylwię Grzeszczak, to spoko, nie każdy jest idealny.
#perfumy #recenzjeperfum