W czasie dużego nasłonecznienia panele produkują energię, której nie ma jak zużyć (bo pompa ciepła nic wtedy nie robi, ewentualnie na klimatyzację może trochę pójdzie, jeśli ktoś taką ma). Napięcie w sieci lokalnej (a więc za osiedlową trafostacją) podnosi się w okolice 253 V lub wyżej, co powoduje wyłączanie falowników i może doprowadzić w skrajnych sytuacjach do pożaru paneli (bo energia nie ma gdzie się podziać, upraszczając oczywiście). Może też spowodować uszkodzenia sprzętu wrażliwszego na napięcie powyżej 250 V.
Te wahania zasilania można do pewnego stopnia ograniczać przełączeniem transformatora osiedlowego na zaciski o innym (niższym) napięciu tak, żeby w szczycie produkcji fotowoltaiki napięcie w sieci lokalnej nie wzrastało powyżej 253 V. Ale wtedy w dni mniej słoneczne przy dużym poborze energii w okolicy (czyli na przykład przecudnej urody typowe listopadowe późne popołudnie) napięcie spada poniżej 200 V, a to z kolei też rodzi problemy. Urządzenia wyposażone w silniki elektryczne potrafią się zwyczajnie sfajczyć przy zbyt niskim napięciu, bo rośnie wtedy pobierany przez nie prąd. Wszystko z przekaźnikami/stycznikami potrafi te elementy rozłączyć, bo nie dla ozdoby mają podane znamionowe napięcie pracy.
Do tego trzeba stabilizować inne źródła energii jak turbiny w elektrowniach, które mają swoją bezwładność i to nie jest układ "włącz/wyłącz" precyzyjny co do minuty. Z tego samego powodu akcja "Godzina dla Ziemi" polegająca na gaszeniu świateł i wyłączaniu sprzętu jest przeciwskuteczna, bo wahania obciążenia (najpierw masowe wyłączanie, potem masowe włączanie) powodują podobnie jak fotowoltaika niestabilną pracę elektrowni i w konsekwencji wyższe zużycie energii.
"Magazynowanie" energii w sieci było tylko na papierze i jakoś tam działało, dopóki na całą ulicę kilkudziesięciu domów fotowoltaikę miało dwóch-trzech miłośników nowinek. Teraz, kiedy niemal co drugi dom ma panele na dachu, problemów ze stabilnością sieci energetycznej tylko przybywa. A nakładów na modernizację nie widać niestety.
Rozwiązaniem mogłoby być dokupienie do paneli magazynu energii w postaci baterii, np. pakietu LG Chem. Ale tu działa odwieczne prawo podaży i popytu, i kiedy rok temu taki magazyn kosztował 25k złotówek, to teraz podrożał już w okolice 35k za tę samą pojemność. To znacznie wydłuża rentowność całej inwestycji, zaś patologiczny system dopłat z kieszeni podatnika tylko podnosi cenę wszystkich fotowoltaicznych bibelotów i usług z nimi związanych.