Battletech - część 1. Rozwój i upadek Sojuszu Terrańskiego.
Słowem wstępu - jeżeli dobrze się orientuję, nie było tłumaczeń książek czy zasad na polski. Będę więc stosować własne tłumaczenia.
Uniwersum Battletecha rozgrywa się, przynajmniej na początku, na Ziemi. Związek Radziecki rozpada się wcześniej... to skomplikowane. Po rozpadzie, w wyniku zamachu stanu komuniści znowu przejmują władzę. Rozpoczyna się druga zimna wojna.
... ich rządy jednak upadają, a w samej Rosji wybucha wojna domowa. Jedna ze stron wystrzeliwuje rakiety w kierunku NATO; NATO odpowiada, interweniując w wojnie.
Rosja podzielona zostaje na 7 małych państw, a samo NATO przekształca się w sojusz polityczno-militarny za sprawą Wielkiej Brytanii - w Sojusz Zachodni (Western Aliance).
Sojusz Zachodni szybko staje się światowym hegemonem, inwestuje mnóstwo w naukę i technologię. Na początku XXII wieku, 80% powierzchni planety jest pod jego kontrolą. Nie jest on bez skaz; zyskują na nim, wciąż istniejące, bogate państwa narodowe. Wysokie podatki nałożone na członków dewastują rozwijające się gospodarki, zapewniając hegemonię Ameryce.
3 września 2107 roku przeprowadzony jest pierwszy lot testowy statku z silnikiem FTL. Dziewięć lat później założona zostaje pierwsza kolonia na innej planecie, na Tau Ceti.
W przeciągu około 100 lat, powstaje mniej więcej 600 innych kolonii. Ich status polityczny był różny, niektóre były zarządzane przez Sojusz Terrański (nowa nazwa dla Sojuszu Zachodniego), niektóre przez wciąż istniejące państwa wchodzące w skład Sojuszu. Sytuacja ta nie mogła jednak długo trwać - nie dało się zarządzać planetami odległymi o nawet 120 lat świetlnych z Ziemi.
Polityka Sojuszu była autorytarna. Maksyma, jaka towarzyszyła polityce zewnętrznej, to "kto nie z nami, ten przeciwko nam". Pojawiał się też resentyment biednych, nowych kolonii wobec starszych, bogatych.
Jest rok 2236. Na planecie Freedom (nie ja wymyślałem te nazwy) znienawidzony gubernator nakłada nowy podatek od zawierania małżeństw. Jest to kropla, która przepełniła czarę goryczy. Podatki były od dawna strasznie wysoce, administracja terrańska jest bardzo skorumpowana, a gubernator, jak wspominałem, jest znienawidzony.
Wybucha rebelia, zwana Buntem na Zewnętrznych Rubieżach (Outer Reaches Rebelion). Wojna ta była bardzo brutalna - od stanu wojennego na paru planetach przerodziła się w krwawą jatkę i partyzantkę. Największe miasto na planecie Freedom, Jefferson City, zostaje po paru miesiącach oblężenia zrównane z ziemią w wyniku bombardowania planetarnego.
To, co było początkowo rebelią, szybko się rozrasta. Do innych planet docierały informacje o brutalnych egzekucjach kolonistów oraz plotki o użyciu broni chemicznej (co nie było prawdą). Na samej Ziemi też rosły niepokoje - liczba poległych żołnierzy rosła z godziny na godzinę.
W wyborach na Ziemi, rządząca Partia Ekspansjonistów (Expansionist Party) przegrywa w wyborach z Partią Liberalną (Liberal Party). Zawarty jest pokój, w ramach którego Sojusz Terrański uznaje niepodległość wszystkich planet znajdujących się dalej niż 30 lat świetlnych od Ziemi. Złośliwi mówią, że nie niepodległość, lecz stanowisko "radźcie sobie sami". W każdym razie, władza Ziemi nad nimi upada.
Na Ziemi sytuacja zaczyna się robić nieciekawa. Wysoka korupcja, dyktatorskie rządy oraz niestabilność polityczna zaczęła zbierać swoje żniwa. Poparcie Sojuszu szybowało w dół, żeby w 2314 przejść do stanu wojny domowej pomiędzy zwolennikami dwóch największych partii politycznych. Generał James McKenna, obawiając się rozlewu konfliktu na inne planety, rok później przeprowadził słynny zamach stanu, niszcząc swoją flotą dwie niezamieszkane wyspy. W swoim orędziu wygłosił ultimatum dla walczących - albo się poddadzą, albo bombardowanie orbitalne będzie celować w miasta.
Był to koniec Sojuszu. Nowa konstytucja zakazała istnienia partii politycznych, rozwiązała parlament oraz ustanowiła Hegemonię Terrańską; od tego momentu, władzę na każdej z planet sprawuje sam i niepodzielnie gubernator planetarny. Rządy Jamesa za główny cel postawiły sobie ponowne objęcie władzy nad planetami, które nie dołączyły dobrowolnie do nowej organizacji. Nie udało się to jednak, a tylko zwiększyło opór.
Władzę po nim objął kuzyn, Micheal Cameron. Jego najważniejszą decyzją był Edykt z 2351. Przywracał on... szlachtę. Osoby z wielkimi osiągnięciami miały dostawać ziemię oraz tytuły szlacheckie w ramach podziękowania od Hegemoni za ich służbę. Haczyk był taki, że te tytuły nie przechodziły z rodzica na dzieci - trzeba było sobie na nie zasłużyć.
Cóż, nie wytrzymało to długo. Parę miesięcy potem Cameron pozwolił swoim córkom na zachowania swojego nazwiska po ślubie, co było odebrane jako zgodę na przekazywanie swoich tytułów. Tak też będzie.
W międzyczasie na opuszczonych terenach wciąż rośnie migracja z planet wewnętrznych. To tam rozwijają się zalążki Wielkich Domów (Great Houses), o których opowiem w kolejnej części.
Niedługo po "prezydenturze" Camerona rozpocznie się konflikt, który odmieni całkowicie sytuację polityczną. Rozpoczyna się Era Wojny.
Zaloguj się aby komentować