Przepraszam za poślizg, ale dzisiejsza #synthsroda dość mocno popsuta przez trawiącą mnie migrenę, która to sprawiła, że z trzech szarych komórek, które to dziś zgłosiły się w hipokampie jedna się zepsuła, druga zgubiła, a trzecia stwierdziła, że sama to nie będzie pracować, więc usiadła sobie w kącie i puszczała mi zapętloną Sanah przez pól dnia prze co dzisiejszy dzień wyglądał jak tak jak brzmi dla mnie Sanah, więc IMO mocno niespecjalnie.
Dziś na tapecie taki oto staroć, do którego niezbyt często wracam, ale jak wracam to leci cały – bo to samo dobro, chociaż mocno specyficzne i raczej chyba bardziej #muzykaelektroniczna niż #synthwave. Bardzo trudno jest mi znaleźć coś co postawiłbym ponad tym albumem, ale ocenę tego odważnego stwierdzenia pozostawiam każdemu, kto trafi na ten wpis.
Jest to jeden z niewielu albumów, który raz ruski rok, zmusza mnie do podpięcia gramofonu i puszczenia go z 2xLP – raz z sentymentu, bo to jeden z moich pierwszych kupionych albumów na winylu [i chyba najlepszy jaki posiadam], a dwa przez znajomego szamana audio-voodoo, który to zaraził mnie myślozbrodnią, że winyl to jedyny słuszny nośnik dla tego wykonu, gdyż jak niesie legenda miejsca koncert został zarejestrowany urządzeniem niższej klasy niż zazwyczaj się to robi i defekty stratnego nośnika jakim jest płyta winylowa znoszą niską jakość nagrania koncertu … nie wiem, nie znam się – ja tylko wrzucam to tu jako wiedzę anegdotyczną, bo ja za chiny ludowe tego nie czuje … ale tak to bywa z tym szamanizmem, trzeba w to uwierzyć.
Przydługi wstęp za nami – więc o czym ja się tu produkuję w ogóle – otóż o nagraniach z trasy „Dziękuję Poland Live '83” którą to popełnił nieodżałowany Klaus Schulze – moje ulubione combo – „berlińska szkoła” muzyki elektronicznej, Tangerine Dream i peak twórczości przypadający na lata 70-80, kocham, szanuję i polecam, może przypadnie Wam do gustu:
https://youtu.be/6liT-gsBFcI