Zapomniany
Był bezdomny i czekał na śmierć. Leżał pod zrujnowanym młynem, gdzieś na skraju wioski, której nazwy już nie pamiętał. Deszcz bębnił miarowo o dach, wypełniając ciszę pustkowia. Był zimny, ale nie na tyle, by przynieść ulgę w rozgorączkowanym ciele. Przetrwał setki walk, potwory o imionach bardziej przerażających niż historie wiejskich bardów, a jednak nie potrafił pokonać tej jednej, najgorszej – własnej zapomnianej legendy.
Wiedźmin. Tak go kiedyś nazywano. Dziś był tylko starcem o białych włosach, cuchnącym od starości i gnijącego sumienia. Jego miecz, o ile nadal go miał, rdzewiał w kącie. Kiedyś budził respekt, teraz przynosił jedynie litość. Ludzie przestali potrzebować wiedźminów. Dzikie bestie wybiły wojska. Magowie zepchnęli ich do opowieści. Był ostatnim – i wiedział o tym.
Drzwi do młyna skrzypnęły. W mroku pojawiła się smukła sylwetka, ubrana w ciężki płaszcz. Deszcz ściekał strugami z kaptura, ale głos kobiety, która pod nim się kryła, był jak stal.
— Jesteś tym, którego szukam? Wiedźminem? — zapytała, zbliżając się powoli.
— Jeśli tak, to masz pecha — wychrypiał, podnosząc głowę. Jego oczy – kiedyś przenikliwe jak wilcze – teraz przypominały zamglone niebo. — Wiedźmini nie żyją.
Kobieta zbliżyła się jeszcze bardziej. Wyciągnęła coś spod płaszcza – niewielki worek, który wylądował obok niego z głuchym dźwiękiem. Pachniało monetą, a on znał ten zapach aż za dobrze.
— To na początek — powiedziała. — Nie będę się wdawać w szczegóły. Wioska, którą minęłaś w drodze tutaj, umiera. Nie od głodu ani zarazy, ale od czegoś gorszego. Mówią, że to czarownica, która przyzwała demona.
Wiedźmin splunął.
— Czarownice. Demony. Bajki na dobranoc. Idź do kapłana albo do straży. Ja jestem za stary, żeby polować na dziecięce strachy.
Kobieta pochyliła się nad nim, zrzucając kaptur. Jej oczy były pełne determinacji.
— Kapłani boją się jej imienia, a straż uciekła. Jeśli nie ty, to nikt.
Milczał przez chwilę. W głowie pulsowała mu myśl, że powinien ją odprawić. Ale ciężar monet obok niego i coś w jej spojrzeniu sprawiły, że znów poczuł znajome ukłucie. Nie dumy, ale obowiązku.
— A jeśli odmówię? — zapytał cicho.
— Wtedy umrzesz tu jak pies. Sam i zapomniany — odparła równie cicho.
Rankiem ruszyli w drogę. Jego ruchy były powolne, kości bolały, a ciało przypominało bardziej ruinę niż narzędzie śmierci. Ale w palcach czuł jeszcze ciężar miecza, a w sercu słabą, dogasającą iskrę. Wędrowali w milczeniu, kobieta prowadziła, on podążał za nią, wspierając się na starym drzewcu.
Wkrótce dotarli do wioski. Była cicha, zbyt cicha. Na ulicach nie było nikogo, a okna domów zasłonięte.
— Co tu się stało? — zapytał, zerkając na kobietę.
— Sama się przekonasz. Czeka na ciebie w karczmie.
Gdy wszedł do środka, poczuł zapach krwi i zgnilizny. W mroku na środku sali siedziała postać – wysoka, zbyt chuda, o nienaturalnie długich palcach.
— Wiedźmin — wysyczała, unosząc głowę. Jej oczy płonęły czerwienią. — Nareszcie.
A wtedy przypomniał sobie, dlaczego nienawidził wiedźmińskiego życia. Nie chodziło o potwory. Chodziło o to, że nigdy nie umierały same.
Jakie wrażenia? Dać dalszą część?
#wiedzmin #tworczoscwlasna #pisanie #ksiazki #opowiadanie
Czyta się fajnie, ale jest trochę śmiesznostek.
@kryl_oceaniczny no właśnie sam jestem zaskoczony jak to się przyjemnie czyta jak na wytwór AI.
@AlvaroSoler poza lekko pomieszany płcią fajnie i lekko się toto czyta 🙃
Dobra dam dalszą część, bo idę spać:
Wiedźmin nie zareagował od razu. Pozwolił, by wzrok przystosował się do mroku, a uszy wyłapały każdy dźwięk. Krople wody ściekały z jego płaszcza na podłogę, tworząc kałużę, która z każdą chwilą zdawała się coraz bardziej odcinać go od rzeczywistości.
— Kim jesteś? — zapytał, jego głos był ochrypły, ale mocny. — Demonem? Klątwą? Zjawą?
Istota poruszyła się, jakby chciała wstać, ale zatrzymała się w połowie ruchu. Jej chude palce zacisnęły się na poręczy krzesła, wydając cichy, nieprzyjemny skrzyp.
— Jestem wszystkim, czego nienawidzisz — wyszeptała. — Strachem, który cię zżera, starością, która odbiera siły. Jestem twoją przeszłością, Wiedźminie. Twoimi grzechami.
Wiedźmin powoli zsunął z pleców futerał z mieczem. Ostrze połyskiwało w słabym świetle wpadającym przez szpary w deskach. Starzec sięgnął do sakwy u pasa, wyciągając niewielki flakonik z eliksirem.
— Nazywaj się, jak chcesz. Wszyscy próbują być czymś więcej, niż są — powiedział, przełykając zawartość fiolki jednym haustem. — Ale w końcu wszyscy krwawicie.
Demon zaśmiał się, a dźwięk wypełnił całą karczmę. Ściany zdawały się drżeć, a powietrze zgęstniało. Z cienia wyłoniły się wijące się macki – zbyt długie, zbyt cienkie, przypominające pajęcze odnóża.
— Myślisz, że wystarczy miecz? — syknęła istota. — Myślisz, że jeszcze potrafisz walczyć? Ty, który zrezygnował z życia?
Wiedźmin uśmiechnął się lekko.
— Myślisz, że pierwszy raz to słyszę?
Rzucił się do przodu, szybciej, niż można by się spodziewać po kimś w jego wieku. Ostrze przecięło pierwszą z macek, która padła na podłogę z obrzydliwym mlaśnięciem. Wiedźmin poruszał się wolniej niż dawniej, ale ciosy były precyzyjne. Wiedział, że każda sekunda tej walki będzie wymagała więcej, niż mógł z siebie dać.
Demon zawył, a karczma zdawała się rozpadać od tego dźwięku. Macki śmignęły w stronę wiedźmina, jedna owinęła się wokół jego nogi, ściągając go na ziemię. Uderzył mocno, wypuszczając na chwilę miecz, ale szybko sięgnął po srebrny sztylet. Jednym ruchem przeciął mackę, uwalniając się.
— Czy to wszystko, co masz? — wysapał, podnosząc się z trudem.
Demon przysunął się bliżej, teraz bardziej przypominał człowieka niż widmo, ale twarz była zniekształcona, jakby stopiona.
— Twoje ciało jest złamane, wiedźminie. Twój duch ledwie się tli. A jednak walczysz. Dlaczego?
— Bo to jedyne, co znam — odparł, chwytając miecz oburącz.
Istota zaatakowała z furia, a walka stała się chaotyczna. Wiedźmin poruszał się z trudem, każdy cios kosztował go siły, ale każdy był wymierzony z dokładnością, jaką potrafił osiągnąć tylko ktoś, kto całe życie spędził na krawędzi śmierci.
W końcu znalazł lukę w obronie demona. Zanurzył miecz głęboko w jego ciele, a istota zawyła tak, że dźwięk ten mógłby wzbudzić przerażenie nawet u najodważniejszych. Wiedźmin jednak nie drgnął. Trzymał ostrze mocno, aż demon opadł na ziemię, wijąc się w konwulsjach.
@AlvaroSoler swietne. Sapek spokojnie moze isc na e-meryturę i odcinać kupony
@GrindFaterAnona Sapek? To ten co napisał książki na podstawie fanfików AI i gier komputerowych?
Szok jakie to dobre i wciągające
O, i przynajmniej nie nawalone łaciny jak rodzynków w serniku.
Martin nie umie skończyć Pieśni Lodu i Ognia, może powinien nakarmić prompta tym co napisał do tej pory i konspektem reszty a model by mu to uzupełnił. Potem tylko poprawki i za rok możnaby drukować.
Nie zdziwię się zresztą jeśli tak się stanie w przypadku gdy zejdzie nie skończywszy sagi.
@Kronos Jakby nakarmić AI książkami Martina, to by się zesrało od ilości niedokończonych wątków.
Niestety, Martin zakopał się w ogromie wykreowanego świata i wątków, jednocześnie nie uwzględnił smutnej prawdy. Latka lecą i z biegiem lat starość daje w kość.
To ma lepszy klimat niż ostatnie 2 książki
Zaloguj się aby komentować