@jabolsy Pewnie szczegółów nie zdradzą, natomiast jeżeli chodzi o antywirusy, to nie należy na nich specjalnie polegać. Koszt oprogramowania kradnącego ciasteczka, które nie będzie wykrywane ("zerowego dnia") przez większość antywirusów to kwota około kilkuset dolarów (choćby RedLine Stealer ). Atakującemu w zasadzie wystarczy skupić się na Windows defender, który jest używany przez zdecydowaną większość.
Czasem automatyczne moduły jednej z firm wykryją zagrożenie a czasem nie. Po tygodniu praktycznie każdy antywirus będzie już wykrywał zagrożenie.
Najlepszą obroną jest świadomość zagrożenia i czujność. Wiadomo, różnie bywa i czasem można przypadkiem coś "kliknąć". Jeżeli w pracy otwieramy setki maili czy zapytań ofertowych i obawiamy się podobnego scenariusza, to w celu zminimalizowania ryzyka możemy np:
A. Skonfigurować blokadę dostępu do konkretnych folderów.
B. Skorzystać z oprogramowania używającego białych list aplikacji (np. "voodooshield")
C. Skorzystać z oprogramowania automatycznie wirtualizującego nieznane aplikacje. (np. comodo Auto-Sandbox ).
D. Skorzystać z oprogramowania HIPS (Host-based Intrusion Prevention System).
Każda z opcji zminimalizuje zagrożenie w przypadku pomyłki użytkownika. Natomiast podstawą i gwarancją bezpieczeństwa jest czujność i zdrowy rozsądek. Zmiana antywirusa x na antywirusa y mało co zmieni.