Wycofanie SZU z Urożajne opis wycofania od ukraińskiego żołnierza

Wycofanie SZU z Urożajne opis wycofania od ukraińskiego żołnierza

hejto.pl
Przeklejka z profilu Aryo na Twitterze. Oryginalny wątek tutaj

Chcecie przeczytać historię o moich przygodach, które doprowadziły do mojego ranienia? Tak więc w poniedziałek, 8 lipca, otrzymaliśmy rozkaz przemieszczenia się na pozycję w Urożajne. Dla ogólnego zrozumienia sytuacji, w tym czasie Rosjanie byli już z trzech stron. Wyjście było zaplanowane na 4-6 dni. Była to standardowa misja bojowa – ludzie byli tam dziesiątki razy przed nami. Ale trafiliśmy w dziesiątkę.



Wieczorem, gdy zrobiło się ciemno, zabraliśmy więcej wody i trochę jedzenia. Mieliśmy przy sobie kamizelki i broń, tak jak powinniśmy. Dotarliśmy do punktu desantu bez incydentów, po czym przeszliśmy kolejne 4-5 km. Za dnia [9 lipca dnia następnego] zaczęli bombardować Urożajne wszystkim, co mogli: artylerią, dronami, KAB, artylerią rakietową. Brakowało tylko TOS-1A "Sołncepiok".
Znajdowaliśmy się w piwnicy zniszczonego budynku mieszkalnego (w zasadzie nie ma tam całych domów). Rosyjskie drony Mavic są stale na niebie, więc nie zaleca się opuszczania piwnicy - zaraz ostrzeliwują. Słyszeliśmy w radiu, że niektóre grupy wroga często przyjeżdżały na buggy i pozorowały ataki. W tym trybie minęły cztery dni.



Piątek [12 lipca]. Nasza pozycja została zaatakowana przez drony. Tylko 2 z 6 dronów FPV (z widokiem z pierwszej osoby), które na nas leciały, dotarły do celu, a nawet od nich uratowały nas dwa grube koce, które zakrywały wejście. Wieczorem otrzymaliśmy wiadomość radiową, że pozycja przed nami wycofała się, a mała grupa Rosjan przejęła dom, który znajdował się na naszej trasie odwrotu. Zabroniono nam wychodzić, ale obiecali, że przez całą noc będą wyniszczać Rosjan. Zaczęło ciemnieć, a kolejny ranek zbliżał się wielkimi krokami.
W końcu otrzymaliśmy rozkaz wycofania się [13 lipca]. Ze szczególnym szacunkiem dla dowództwa, chciałbym zauważyć, że kazano nam wycofać się tylko z bronią osobistą - starali się ratować życie ludzi, a nie ciężką broń kosztem ich życia. Bardzo szybko pobiegliśmy na inną pozycję, ale wszystko poszło dobrze, nikt do nas nie strzelał. Może Rosjanie, którzy zajmowali dom, spali, może byli pod ostrzałem, albo po prostu uciekli, nie mogąc wytrzymać ostrzału. Jest czwarta w sobotę. O szóstej trzy transportery opancerzone z desantem wjeżdżają do Urożajnego, przelatują przez nasze pozycje z pełną prędkością i blokują nam wyjście z wioski do głównego zgrupowania. W międzyczasie grupa piechoty zmotoryzowanej rozpoczyna właściwy szturm na wioskę.



Nasi ludzie próbują powstrzymać wroga, ostrzeliwując go artylerią, w tym amunicją kasetową, ale to wszystko na próżno. Około ósmej otrzymaliśmy rozkaz opuszczenia Urożajnego, wycofania się w małych grupach przez „zieleń” [pasy zieleni, czyli drzewa i krzaki wzdłuż miedzy i dróg], ponieważ główna droga była już pod rosyjską kontrolą ogniową. Wrogie drony nieustannie unosiły się nad wycofującymi się grupami, dostosowując wrogą artylerię. Już po godzinie usłyszałem bliską eksplozję, otrzymałem rany odłamkowe obu nóg i nie mogłem iść dalej. Zostałem zbadany i założono mi opaskę uciskową. Był ze mną jeszcze jeden ranny. Od czasu do czasu widziałem przebiegające grupy naszych żołnierzy. Jednym z ostatnich był "Rubiroid" [ksywa wojskowa] z 3011 jednostki wojskowej (nawet nie mojej jednostki), mały i wątły człowiek. Zauważył mnie i nie zostawił w tarapatach.
Ze względu na swój stan fizyczny nie mógł mnie podnieść, więc wypracowaliśmy następujący schemat: on oddalał się o 20 metrów, obserwując drogę, zatrzymywał się, a ja czołgałem się w jego kierunku. Początkowo drugi ranny również próbował iść z nami. Gdy szliśmy, jego stan wyraźnie się pogarszał i w pewnym momencie po prostu się zatrzymał i odmówił dalszej drogi. Żadna perswazja nie pomogła, poprosił nas, abyśmy go zostawili i poszli dalej. Najbardziej uderzającym momentem tej ewakuacji było przejście (czołganie się) przez pole minowe. Co ciekawe, nie bałem się przez cały czas wychodzenia z okrążenia. Było to trudne, owszem, ale nie przerażające.
Jedyną rzeczą, której naprawdę się bałem, była niemożność zobaczenia mojej rodziny. To była główna motywacja, gdy musiałem czołgać się po gorącej ziemi i ścierniskach donieckiego stepu w palącym słońcu i nie poddawać się.
Kiedy tylko nadarzała się okazja, by zejść nad rzekę, Rubiroid szedł z kolbą i nabierał wody. W ten sposób Rubiroid i ja udaliśmy się (w moim przypadku czołgaliśmy się) do punktu zbiórki rannych. Było około pierwszej.
W punkcie zbiórki czekał na mnie zespół ewakuacyjny, który ciągnął mnie przez kolejne pięć kilometrów, aż dotarliśmy do miejsca, gdzie mogliśmy podjechać samochodem. Stamtąd musieliśmy jechać do punktu stabilizacji [szpital polowy]. Kiedy w końcu tam dotarliśmy, było dziewiątej trzydzieści.
Muszę również wyrazić uznanie dla dowództwa Narodowej Gwardii Ukrainy za to, że starali się jak najlepiej korygować wycofujących się żołnierzy. Przez cały czas kilka naszych dronów Mavic unosiło się nad nami, monitorując obszar, szukając grup wycofujących się żołnierzy i używając radia do korygowania ich ruchu, aby ludzie mogli dotrzeć do swoich bez wpadania na Rosjan. Drony te były używane do poszukiwania tych, którzy nie wyszli i o których nie było żadnych informacji. Ostatnie grupy wyszły około godziny dwudziestej drugiej.
Następnie zostałem zabrany na leczenie i nie widziałem żadnych dalszych wydarzeń. Po fakcie wiem, że moja grupka z kompani obeszła się bez zabitych, a wszystkich rannych uratowano. W innych byli i zabici i ranni.

===================
UWAGI ARYO:

  • Żołnierz został ranny około godziny 9, a do punktu stabilizacyjnego trafił około godziny 22 (12-13 godzin ewakuacji). Musiał przy tym pełznąć kilka godzin i kilka kilometrów do punktu ewakuacji. Czytałem już o tym nie raz, że z obu stron ciężki sprzęt nie zbliża się do frontu lub robi to sporadycznie.
  • Na 100% przyjdzie jakaś onuca pisać coś o Zeleńskim i że trzeba pokoju z braćmi Rosjanami. Sam żołnierz opisał, po co on walczy w sekcji komentarzy:

Nie robimy tego [walczymy] dla Zeleńskiego, nie siedzimy w tych okopach dla jego firmy. Robimy to, aby nie dopuścić do tego, aby Kacapy przyszły do naszych domów i stworzyły kolejną Wielką Noworosję. Wystarczy, że mój rodzinny Siewierodonieck jest pod okupacją i niedaleko mojego domu w Kramatorsku



  • Pod wpisem były pytania o los tego żołnierza, który również był ranny, ale nie dał rady pełznąć dalej. Jego status na teraz to "zaginiony". Tak przynajmniej twierdzi inna osoba.

Niestety, nie wiemy. Jest z innej jednostki i nie wiemy, kogo zapytać. Biorąc pod uwagę jego szybko pogarszający się stan bez widocznych poważnych ran, odłamki z ostrzału trafiły w kilka ważnych narządów, więc jest mało prawdopodobne, aby mógł zostać ewakuowany na czas. Ale zawsze jest nadzieja na cud.



Oryginalny wątek:
https://x.com/donets777/status/1813942206157529305

  • Tak przy okazji to przy ukraińskiej ofensywie było dosłownie to samo, ale odwrotnie. Gdy Ukraińcy rok temuzajmowali Urożajne, to najpierw zajęli Staromajorskie i okoliczne wzgórza, przez co Urożajne stało się dla Rosjan pułapką. Dziwne, że mamy powtórkę błędów Rosjan i brak wycofania po utracie Staromajorskie.



#ukraina #wojnanaukrainie #aryocontent #rosja #wojna

Komentarze (2)

Orbita500

jedna z setek czy tysięcy podobnych historii, ehhh. Nie wyobrażam siebie w takiej sytuacji, dlatego z wielkim szacunkiem traktuję obrońców przed agresją kacapskich worków na tanią wódę i goowno.

Zaloguj się aby komentować